cześć, kochani!
przychodzę do was z nowiutkim one shotem, który jest w 101% jikookowym fluffem i smutem. zaczęłam pisać go zaraz po wyjściu pamiętnego odcinka bts run, w którym jikooki mocno szalały, co od razu stało się moją inspiracją do tego opowiadania. jest trochę przesłodzone, ale potrzebowałam czegos uroczego, przepraszam :( i wybaczcie mi równiez wszystkie błędy, skończyłam tworzyć to dosłownie przed chwilą, a nie chciałam przeciągać ani dnia dłużej. anyway, mam nadzieję, że się spodoba! ♥
ps. zastanawiam się nad tym, czy nie przenieść się całkowicie na wattpada. co myślicie?
malffu x
– Jungkook, masz sprawę.
– Jestem zajęty.
Przełożyłem kolejną
stertę papierów na przeciwną stronę biurka, nie podnosząc nawet wzroku na
Yoongiego, który stał w drzwiach mojego gabinetu i czekał, choć nie do końca
wiedziałem na co. Powoli gubiłem się już w tych wszystkich kartkach,
zeznaniach, aktach i bóg wie, czym jeszcze. Zbliżał się wieczór, a ja od samego
rana siedziałem przy dokumentach, więc byłem, delikatnie mówiąc, nieco
rozdrażniony, czemu z pewnością nie sprzyjał natarczywy wzrok mojego
współpracownika, którego od dawna nie powinno tu być.
– Przydziel to komuś
innemu – warknąłem, przecierając dłonią twarz. – Mówiłem, że…
– Jungkook.
Nie,
tym razem głos nie należał do Yoongiego. Melodyjny i spokojny, ale zachwiany
nutą niepokoju i przestrachu. Z głupim, aczkolwiek (na moje nieszczęście)
trafnym przeczuciem odwróciłem się w stronę jego źródła. Widząc, że obok znajomego
policjanta stoi podobnego wzrostu chłopak o płomiennym odcieniu włosów, którego
nie dało pomylić się z nikim innym, odchyliłem się do tyłu na oparciu fotela i
zacisnąłem mocno powieki, przytłoczony nagłym przypływem irytacji.
– Kurwa. – Z moich
ust uleciało głośne westchnienie, przez chrypę brzmiące raczej jak pełen
niezadowolenia jęk.
– Skoro już wszystko
ustaliliśmy, zostawiam was samych. – Yoongi wreszcie puścił kołnierz nastolatka
i kiwnął głową w moją stronę. – Ostrzegałem, że ma dzisiaj nie za ciekawy humor
– rzucił szeptem do młodszego, co i tak
usłyszałem. Zmrużyłem oczy. – A ty – zwrócił się jeszcze do mnie – powinieneś
go bardziej pilnować. To już drugi raz w tym miesiącu.
Prychnąłem pod nosem
i przekląłem go cicho, co z niewzruszoną miną zignorował, po czym wreszcie
wyszedł z pomieszczenia.
Drzwi zamknęły się z
trzaskiem, sprawiając, że chłopak, który i tak wyglądał już jak przestraszony
szczeniak, wzdrygnął się jeszcze bardziej.
– Dzień dobry, Jimin
– powiedziałem ze względnym spokojem i założyłem ręce na klatce piersiowej,
patrząc na niego spod przymkniętych powiek. – Masz mi coś może do powiedzenia?
To oczywiste, że nie wpadł
w odwiedziny. Wiedział, że w pracy nie znajduję czasu nawet na śniadanie, a co
dopiero przyjmowanie gości (to, że czasem ignorował moje słowa i przychodził
mimo wszystko, było kompletnie inną sprawą). Gdyby chciał zrobić mi
niespodziankę, nie stałby teraz jak kołek, udając, że nie chwieje się lekko na
boki, a jego usta nie zaciskałyby się w wąską linię, aby przypadkiem nie
wypuścić jednego słowa za dużo.
I, rzecz jasna, nie
przytargałby go tu Yoongi.
Nie widzieliśmy się po
raz pierwszy, żebym teraz przepisowo kazał mu usiąść naprzeciwko mnie,
zasypując masą podręcznikowych pytań. Jednocześnie każdy z pracowników tego
miejsca znał Parka na tyle dobrze, aby wiedzieć do kogo go przyprowadzić.
Jimin nigdy nie był
grzecznym chłopcem.
– Podejdź –
rozkazałem, nie słysząc żadnego odzewu z jego strony. Zaraz potem podniosłem
się ze skórzanego fotela i ułożyłem ręce na biodrach, uważnie go obserwując.
Nastolatek dopiero
wtedy jakkolwiek się poruszył. Najpierw niepewnie uniósł głowę, przypatrując
się mi swoimi błyszczącymi, nieco zamglonymi oczami, jakby chciał wybadać, jak
bardzo zły jestem. Drgnął, słysząc, że się niecierpliwię. Zrobił kilka kroków w
przód i stanął, zmniejszając dzielący nas dystans do ledwie kilkunastu
centymetrów, z takiej odległości rumieńce na jego twarzy i czubku nosa były
doskonale widoczne.
Skrzywiłem się, gdy
dotarła do mnie woń alkoholu.
– Jimin –
powiedziałem ostrzejszym głosem.
– Przepraszam… – szepnął w końcu i spuścił
głowę. Od razu złapałem go za brodę i z powrotem uniosłem ku górze, zmuszając
do utrzymywania kontaktu wzrokowego. Przygryzł wargę.
– Jesteś pijany.
– Nie pijany. Lekko
podpity.
Ze świstem wypuściłem
powietrze z ust, a on, wyczuwając chłód w moim spojrzeniu, przełknął ślinę. Czasem
gdy coś przeskrobał, udawało mu się udobruchać mnie kilkoma ładnymi uśmiechami
i słodkimi słówkami, ale tym razem zamiast polepszyć swoją sytuację, kopał pod
sobą jeszcze głębszy dół.
– Co ci strzeliło do
głowy? – zacząłem. – Dwa tygodnie temu trafiłeś tu, bo pobiłeś się z Hoseokiem.
Wiesz, że nie mam nic przeciwko temu, żebyś czasem się ze mną napił, ale
cholera, to różnica, gdy jesteśmy sami, a kiedy chodzisz po mieście ze szkolnym
plecakiem i butelką w ręce, pewnie nawet tego specjalnie nie ukrywając. –
Westchnąłem, kręcąc głową. – Jesteś niepełnoletni, Jimin. Zostało ci cholerne
pół roku do osiemnastki. Daj swoim rodzicom trochę wytchnienia.
Chłopak wydął dolną wargę, pewnie
nieświadomie, i przysłuchiwał się moim słowom z miną zbitego psa. Nie lubiłem
na niego krzyczeć czy go karcić, ale z czasem traciłem cierpliwość. Czułem się
za niego odpowiedzialny, momentami nawet bardziej, niż jego opiekuni.
– Po prostu się o
ciebie martwię, rozumiesz? – Mój głos złagodniał, a on po usłyszeniu tych słów
też nieco się rozluźnił i kiwnął głową. Nie mogąc się powstrzymać, poczochrałem
jego włosy, przez co niewielki uśmiech wpłynął na jego twarz. Tch,
nieodpowiedzialny dzieciak. – Twoi rodzice są w domu?
– Nie, miałem zamiar
przyjść do ciebie po szkole – odparł cicho, trochę plątając się pomiędzy
słowami. Widziałem, że nie wypił na tyle
dużo, aby jutro czegoś nie pamiętać, jednak samo to, że sięgnął po alkohol
sprawiało, że miałem ochotę dać mu jakąś nauczkę.
– Nie zmienia to
faktu, że będę musiał do nich zadzwonić.
– To serio konieczne?
Są na wyjeździe, nie psuj im tego. Jungkookie… – zaskomlał, przylegając do mnie
całym ciałem. Westchnąłem cicho, zerkając w dół na jego twarz, która znów
przybrała niezwykle niewinny i kuszący wyraz. To było takie typowe, kiedy
czegoś ode mnie chciał.
– Zdecydowanie. –
Pociągnąłem go za włosy w tył, gdy zbliżył się do pocałunku. Szczwana bestia, jak
zwykle starał się w ten sposób odciągnąć mnie od rzeczy, które mogły mu jakoś
zaszkodzić.
W jego oczach pojawił
się zawód. Zaśmiałem się pod nosem, chyba trochę złośliwie, przez co mina mu
zrzedła, ale to dobrze. Moją rolą w tym wszystkim było, żeby dawać mu nauczki i
karać, kiedy jest niegrzeczny, pokazywać, że ja mam nad nim władzę i to mnie
powinien słuchać. W przeciwnym wypadku zaczynaliśmy bawić się nieco inaczej,
reguły się zmieniały.
Dziś Jimin nagiął
zasady, więc ja chyba też powinienem.
– Kiedy wracają twoi
rodzice?
– Za dwa dni –
wybełkotał obrażony, wciąż jednak patrząc prosto w moje oczy.
– Świetnie –
skwitowałem. – W takim razie później zabiorę cię do siebie. A teraz idziesz
spać, może trochę przetrzeźwiejesz.
– Ale ja nie jestem
pijany – zaprotestował, tupiąc nogą w podłogę.
– Za to śmierdzisz
alkoholem. Przede mną jeszcze kilka godzin pracy, będziesz mi przeszkadzać. Mam
cię zanieść na tą pieprzoną kanapę czy sam sobie poradzisz? – zapytałem, widząc,
że nadal nie ruszył się z miejsca. Jimin prychnął pod nosem, ale koniec końców
posłuchał, a kiedy odchodził, zdążyłem jeszcze klepnąć go na pożegnanie w
tyłek, zanim znów usiadłem do papierów.
– Bądź grzeczny –
mruknąłem, nie podnosząc więcej wzroku. Słyszałem, jak faktycznie kładzie się
na kanapie umieszczonej naprzeciwko mojego biurka, dzięki czemu miałem na niego
idealny widok. A raczej na jego zacne tyły, bo odwrócił się do mnie plecami.
Nie narzekałem.
– Dobrze ci w tym
mundurze. – Spojrzał na mnie przez ramię i uśmiechnął się głupio. – Ale chyba
wolałbym zobaczyć cię bez niego. Dobranoc, Jungkook. Aha, i przestań gapić się
na mój tyłek.
Kąciki moich ust
mimowolnie uniosły się ku górze.
Pozwolę zobaczyć ci
dziś znacznie więcej, Jiminie.
+++
– Tak, pani Park.
Będzie pod moją opieką. Przepraszam za kłopot.
Odłożyłem telefon na
biurko i przetarłem twarz dłońmi, przeciągając się ze zmęczeniem na fotelu.
Spojrzałem na zegarek – zbliżała się dwudziesta druga. Teoretycznie, powinienem
być już w domu albo przynajmniej zacząć się tam zbierać. W praktyce natomiast wolałem
zostać. Obiecałem coś mojemu małemu, psotnemu chłopcu, a ja zawsze
dotrzymywałem słowa.
Jimin wciąż spał w
najlepsze. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo nadal leżał odwrócony w stronę
ściany i oddychał miarowo, co mogłem usłyszeć w trakcie wykonywania pracy. W
jakiś sposób mnie to odprężało, kiedy wiedziałem, że leży tutaj, zaraz obok,
bezpieczny i mój.
Całe szczęście, że
nie dostałem dziś żadnych zleceń w terenie.
Drzwi otworzyły się,
a zza nich wychylił się Yoongi. Jasne, jeszcze jego tu brakowało.
– Jungkook, nie
idziesz do domu? – zapytał i od razu się skrzywił, widząc, że Jimin wciąż leży
na łóżku. Momentalnie ściszył ton głosu. – Rodzice jeszcze go nie odebrali?
– Coś im wypadło.
Posiedzę z nim do ich przyjazdu – skłamałem, przybierając zmęczony uśmiech.
Mimo to był przekonywujący. Sprawdzona informacja. – Idź już, jest późno. Do
jutra.
– W porządku.
Dobranoc.
Kiedy wychodził,
trzasnął drzwiami tak głośno, że aż sam się wzdrygnąłem. Co za idiota, w takim
razie po cholerę wcześniej szeptał?
Zirytowany podszedłem
do nich, aby je zakluczyć, upewniając się później, że na pewno są zamknięte i
nikt nieproszony nie wtargnie do środka. Następnie wróciłem do biurka i
wykorzystując to, że Park jeszcze się nie obudził, zacząłem porządkować
bałagan, który przypadkiem mi się tu wytworzył.
– Mówiłem ci, że
moich rodziców nie ma. I po co zamknąłeś drzwi od środka?
…albo jednak nie
spał?
Na chwilę przestałem
robić cokolwiek i oparłem się rękoma o drewniany blat. Chyląc głowę na bok
wbiłem wzrok w Jimina, który zdążył już odwrócić się w moją stronę,
przypatrując jeszcze nieco zaspanymi oczami.
– A ja za to mówiłem
ci dziś, że byłeś niegrzeczny. Pamiętasz, co dzieje się z niegrzecznymi
chłopcami, prawda, Jiminie?
Przysięgam, że w jego
oczach pojawił się błysk, który byłem w stanie dostrzec nawet z takiej
odległości. Zmęczenie zniknęło tak, jakby wcześniej wcale u niego nie
zagościło, a serce zabiło trochę szybciej, choć nie mogłem tego poczuć. Jednak
wiedziałem, jak na Jimina działały moje słowa. Jak działem ja. Zawsze.
Chciałem się z nim
trochę podrażnić, dlatego po tych słowach po prostu wróciłem do ogarniania
gabinetu. Kątem oka widziałem, że się niecierpliwi, rzuca mi proszące
spojrzenia, wierci na kanapie i cicho pomrukuje. Wywoływało to u mnie pełen satysfakcji
uśmiech. Mój biedny, mały Jiminie... Gdybyś wiedział, co zrobię z tobą tego
wieczoru.
– Jungkookie, nudzi
mi się tak bardzo – jęknął, nieco się wypinając. – Pobawisz się ze mną? – Nie
widząc żadnej reakcji, westchnął i przygryzł wargę. – Oficerze Jeon?
Zacisnąłem zęby,
przestałem sprzątać. Cholera.
Wziąłem oddech,
jeden, drugi, przymknąłem powieki, ale za chwilę je otworzyłem, żeby zobaczyć,
jak ładnie i zachęcająco Park się do mnie uśmiecha. Przeczesał włosy palcami,
doprowadzając je tym do seksownego nieładu, który tak mi się zawsze podobał.
– Pożałujesz tego,
dzieciaku.
Bezceremonialnie
podszedłem do niego i przerzuciłem sobie przez ramię, a on zdusił
niespodziewany krzyk, zaciskając dłonie na moich plecach. Syknąłem, czując
przebijające się przez materiał paznokcie, ale zignorowałem to i skierowałem
się do niewielkiej celi, w której znajdowały się dwa krzesła. Postawiłem
chłopaka na podłodze i te drzwi również zamknąłem, co wywołało na twarzy Jimina
zdziwioną i niepewną minę.
Mnie natomiast z
każdą chwilą podobało się coraz bardziej, ciekawość i ekscytacja rosła,
ekscytacja widokiem Jimina, zagubionego i zbitego z tropu, kompletnie zdanego
na swojego chłopaka.
– Jungkook? Co ty
knu…
– Rozbierz się,
Jiminie.
– Co?
– Rozbierz się –
powtórzyłem, wykrzywiając usta w uśmiechu. Ułożyłem dłoń na klatce piersiowej młodszego
i delikatnie pchnąłem go do tyłu w stronę krzeseł.
Jimin zawahał się, na
jego policzki wpłynęły soczyste rumieńce. Wbił wzrok w podłogę i niepewnie sięgnął
do pierwszego guzika swojej koszulki, a później następnego i jeszcze kolejnego.
– Grzeczny chłopiec –
mruknąłem, gdy górna część garderoby wylądowała na podłodze. Po kilku sekundach
dołączyły do tego spodnie i bielizna, a Jimin stał przede mną kompletnie nagi i
odkryty, nie próbował się nawet zasłaniać, pomimo, że poczerwieniał po same
uszy.
Kochaliśmy się wiele
razy i oboje szaleńczo uwielbialiśmy siebie nawzajem, nasze ciała, byliśmy
uzależnieni od dotyku drugiego. Ta sytuacja była jednak nowa, czułem się
kompletnie inaczej i on chyba też, bo mimo, że znałem każdy zakamarek jego
ciała, wyglądał jak podczas pierwszego
razu. Niewinny, czysty i niepewny, ale tak samo idealny. Taki był
najpiękniejszy.
– Usiądź na krześle –
wydałem kolejne polecenie, a on posłusznie je wykonał, wciąż zawstydzony tym,
jak zachłannie badałem go wzrokiem.
Zająłem miejsce
naprzeciwko niego, wciąż mając na twarzy ten tajemniczy uśmiech. Przygryzłem
dolną wargę, kiedy on pomimo skrępowania wciąż patrzył mi w oczy. Wiedział, jak bardzo mnie to
podnieca, w jego spojrzeniu widziałem wszystko i udowadniał tym, że jemu także
się to podobało.
Zbliżyłem się do
twarzy chłopaka, pozwalając na to, aby nasze nosy się zetknęły. Był taki
uroczy, boże. Tym razem to on przejechał językiem po swoich wargach,
„przypadkiem” zahaczając o moje usta, jednak pomimo tej prowokacji pozostałem
niewzruszony. W odpowiedzi „niechcący” musnąłem dłonią jego członka, kiedy
sięgałem do włosów Parka, aby z czułością je pogłaskać. Złożyłem delikatny
pocałunek na czole Jimina i nachyliłem się do jego ucha, przygryzając lekko.
– Pokaż mi, jak się
dotykasz, skarbie – szepnąłem.
Oparłem się o
krzesło, siadając wygodniej. Jimin zamrugał kilkakrotnie, jakby rozważał to,
czy przypadkiem się nie przesłyszał, klatka piersiowa zaczęła unosić mu się
znacznie szybciej. Niejednokrotnie widziałem go w takiej sytuacji, gdy
przychodziłem w nocy, a on leżał wśród rozkopanej pościeli, z podwiniętą
koszulką, oddychając w nierówny sposób z głośnym „Jungkook-ah” na swoich malinowych
ustach.
– H-hyung…
– W porządku,
Jiminie. Myśl o mnie – zachęciłem, łapiąc go za ręce. Pocałowałem obie dłonie
chłopaka, a następnie ułożyłem je na stojącym już penisie, przez co delikatnie
się wzdrygnął.
Zacząłem spokojnie.
Subtelnymi ruchami naprowadziłem Parka, a raczej po prostu zmotywowałem, bo sam
doskonale wiedział, co powinien robić. Po chwili z jego ust uleciało pierwsze
westchnienie, najpierw ciche, niepewne, a później coraz głośniejsze i nierówne,
przeplatane urwanymi jękami. Wreszcie pozwoliłem na to, aby zabawiał się ze
sobą całkowicie sam i umiejscowiłem swoje palce na jego udach, z przyjemnością
je masując. Jimin rozchylał usta i pozwalał na to, aby jego ciałem co chwilę
targały dreszcze, a kiedy patrzył mi przy tym w oczy, to było tak, kurwa,
podniecające. Gorąco płynęło przez całe moje ciało, skupiając się w podbrzuszu,
ale w miarę możliwości to ignorowałem. Najpierw musiałem zająć się moim
maluszkiem.
Doszedł, sapiąc cicho
moje imię. Wiedział, jak doprowadzić mnie do szaleństwa, powoli i skutecznie.
Skończył na swoim brzuchu, który jeszcze przez chwilę napinał się pod wpływem
orgazmu, a potem odchylił głowę, zwilżając usta.
– Jesteś cholernie
pociągający. Nikt poza mną nie ma prawa tego widzieć, rozumiesz?
Jimin pokiwał
twierdząco głową, wciąż zamroczony falą przyjemności, która przez niego
przeszła. Z uśmiechem wpiłem się w wargi płomiennowłosego chłopaka, nie mogąc
powstrzymać się przed tym, aby pociągnąć go za włosy. Jego usta były tak
miękkie i aksamitne, kochałem je całować, gryźć, ssać, pieścić na wszelkie
możliwe sposoby, należały do mnie, odcisnąłem na nich swoje piętno i żadne inne
imię nie mogło opuścić ich w takim akompaniamencie jęków i błagań o więcej.
– A teraz wyciągnij
rączki do tyłu, skarbie. – W moich dłoniach zabrzęczały kajdanki, jednak zanim
chłopak zdążył to sobie uświadomić, zwinnie przypiąłem jego nadgarstki do nóg
krzesła. Szarpnął się delikatnie, na marne. – To była dopiero rozgrzewka.
Wstałem, a następnie
obszedłem go dookoła, palcami przy okazji sunąć po rozgrzanym torsie chłopaka.
Poderwał się lekko do góry, ale nic poza tym nie mógł zrobić, chyba, że wywrócić się razem z krzesłem, jednak to
niewiele by dało.
Ten widok wywoływał na mojej twarzy
niepohamowany uśmiech. Jimin był bezbronny, bez możliwości wykonania
jakiegokolwiek ruchu, tylko czekał na to, co zrobię ja. Brudny, z oddechem,
który zdążył już uspokoić, a który przez każdy mój gest przyspieszał na nowo.
Uklęknąłem tuż przed
jego kolanami, składając na nich motyle pocałunki. Dłońmi jeździłem po całej
długości nóg chłopaka, pieszcząc jego mleczną, miękką skórę, której idealność w
niektórych miejscach zakłócały tylko bardziej lub mniej bordowe ślady.
Skutecznie omijałem ten najważniejszy punkt, powoli zmierzając do niego poprzez
słodką ścieżkę mokrych pieszczot. Przygryzając, ssąc, liżąc cudowne uda Jimina,
które zawsze tak bardzo podziwiałem, dotarłem do domagającego się ponownej
uwagi członka. Z czułością ucałowałem jego główkę, na co od razu drgnął, a
młodszy wierzgnął się na krześle.
– Shh, spokojnie,
Chim. – Językiem przejechałem po całej długości penisa, drażniąc się z
chłopakiem. Owiewałem go ciepłym oddechem, obsypywałem urwanymi pieszczotami,
wbijając paznokcie w jego bok, podczas gdy on coraz bardziej wił się z
przyjemności, bezsilności i zmęczenia.
Mój śliczny chłopiec.
– Jungkook, proszę… –
załkał, łzy zebrały się w kącikach jego oczu. Nie potrafiłem przestać się nim
zachwycać, patrząc na niego w ten sposób z dołu, był taki wspaniały. Gdybym
uwolnił jego ręce, z pewnością już dawno wplótłby mi je we włosy i wskazał, jak
mam się poruszać, żeby go zadowolić, aby skończył jak najszybciej.
Ale nie na tym
polegała cała zabawa. Miałem zamiar go troszkę pomęczyć.
Gdy wziąłem go do
swoich ust do połowy, spomiędzy warg Jimina wyrwał się głośny, naprawdę głośny
i przeciągły jęk. Zignorowałem go, przechodząc do pieszczot językiem, dopiero
kiedy jego sapnięcia stały się częstsze i zdecydowanie zbyt donośne, oderwałem
się i wstałem, nachylając nad twarzą chłopaka. Od razu otworzył oczy, przez
chwilę jego wzrok ukryty był za mgiełką rozmarzenia i stanu błogości, do jakiej
go prowadziłem.
– Bądź ciszej,
kochanie. Chyba nie chcesz, żeby ktoś cię usłyszał, hm?
Nic nie mówiąc
pokiwał głową, rozchylając kusząco swoje wargi. Ucałowałem dolną z nich i przygryzłem
ją lekko, a Jimin jęknął słodko prosto w moje usta. Znów obrzucił mnie
zawiedzionym spojrzeniem, gdy oderwałem się od niego gwałtownie, ale powinien
się już przyzwyczaić, że tym razem gramy na moich zasadach.
Przysunąłem krzesło
obok niego i usadziłem się wygodnie, dłonią jeżdżąc po rozpalonym brzuchu
młodszego, na którym ostatnio pojawił się zarys mięśni. Jimin i bez tego był
cholernie gorący i pociągający, a ja kochałem go jako tego niewinnego
dzieciaka, kochałem jego uroczy brzuszek i każdy element należący do ciała
Parka.
Zacisnąłem palce na
jednym z nabrzmiałych sutków, drażniąc go i przyszczypując. Wolną ręką
powróciłem do penisa, co natychmiastowo spotkało się z niepohamowanym westchnięciem, im dłużej bawiłem się z nim w
ten sposób, tym bardziej wiercił i wierzgał się na krześle. Co chwilę
przerywałem pieszczoty, żeby widzieć ten cudowny zrezygnowany wzrok, błaganie,
słyszeć spragnione jęki i nierówny oddech. Jimin powoli tracił panowanie nad
sobą, a tak właściwie to ja odbierałem mu jakąkolwiek kontrolę.
– Jungook-ah, nie
wytrzym-mam tak dłużej… Aaah – przeciągnął głośno, gdy niespodziewanie
zacisnąłem palce na jednym z sutków. Nie słuchał mnie. – Proszę – wybełkotał,
zaciskając usta w wąską kreskę.
Ciałem chłopaka
targnął silny dreszcz i towarzyszący mu prawie krzyk. Był blisko spełnienia,
dlatego po kilku posuwistych ruchach wokół jego główki cofnąłem rękę, oddalając
go tym od upragnionego orgazmu.
– Czemu – zaczął,
patrząc na mnie zaszklonymi oczami. – Czemu mi to robisz, Jungkook…
Z uśmiechem wstałem i
obszedłem od tyłu krzesło, na którym siedział, nachylając się i przytulając do
jego pleców. Kiedy stykałem się z nim policzkami, czułem bijące od niego
gorąco, wręcz parzył. Jimin złapał za nogawkę od moich spodni, bo tylko do niej
dosięgał, i ścisnął mocno materiał w dłoni, gdy moje zwinne palce powróciły na
jego tors, mozolnie dążąc do stojącego i podrygującego penisa.
– Mówiłem ci, że niegrzeczni chłopcy zasługują
na karę, Jiminie.
Zachłysnął się
powietrzem, gdy gwałtownie zacisnąłem palce na jego męskości. Składając mokre,
zmysłowe pocałunki na jego szyi, policzku, obojczykach, ramieniu i plecach,
powoli stymulowałem członka Jimina, od czasu do czasu przyspieszając, by po
chwili znów zwolnić. Odchylił głowę z przyjemności, dając mi jednocześnie
znacznie więcej dostępu do jego lśniącej od potu skóry, co wykorzystałem
niemalże od razu, wgryzając się w nią jak wampir. Zawsze prosił mnie, żebym nie
zostawiał po sobie śladów w tak widocznych miejscach jak kark albo dekolt, ale
tym razem miałem to gdzieś i nawet on nie protestował. Kąsałem jego szyję,
oznaczając go jako swoją własność. Moją i tylko moją.
– Pozwól mi dojść –
poprosił cicho, kiedy znów zwolniłem. Zawahałem się przez chwilę, przechodząc pocałunkami na linię szczęki nastolatka, aż w
końcu zdecydowałem się przyspieszyć nieco swoje ruchy i w równym tempie masować
pulsującą męskość Jimina, chcąc jak najbardziej wydłużyć nadchodzącą
przyjemność.
Sapał prosto do
mojego ucha, a im bardziej niespokojny był, im bardziej trząsł się i im
głośniej brzmiały jego westchnięcia, tym bliżej końca się znajdował. Wreszcie
Jimin doszedł, obficie rozlewając się na swoje podbrzusze i wyrzucając z siebie
głośny krzyk. Skrzywiłem się nieco, ale zaraz skupiłem się na czymś innym,
otwartą dłonią przejeżdżając przez środek brzucha nastolatka, tym samym
rozsmarowując nasienie na całej jego powierzchni.
– Dziękuję – mruknął,
wciąż nie mogąc uspokoić szybkiego oddechu, przez co klatka piersiowa chłopaka
nadal unosiła mu się w szybkim tempie. Uśmiechnąłem się półgębkiem, sięgając
umazaną dłonią do swoich ust. Park odwrócił lekko głowę w prawo, obserwując
każdy mój ruch. Ja także na niego patrzyłem z prowokacją w oczach, powoli
wsuwając palec wskazujący pomiędzy swoje wargi, nieprzyzwoicie i
niejednoznacznie przy tym mlaskając.
Jak wielkie było moje
zaskoczenie, gdy Jimin z przymkniętymi powiekami rozchylił usta i lekko wysunął
język, abym jemu też dał spróbować.
I mówcie, co chcecie,
ale było to najbardziej seksowną rzeczą na świecie.
Kimże bym był, gdybym
wtedy mu odmówił? Z zadowolonym uśmiechem i uniesioną brwią przysunąłem dłoń do
jego pełnych, błyszczących od śliny ust. Nie musiałem nic robić, a sam
rozchylił je niemalże natychmiastowo, oplatając język wokół moich palców i
nawet w chwili, kiedy nic na nich nie pozostało, ssał je i po prostu się bawił,
tak, jakby było to dla niego najlepszą rozrywką. W tamtym momencie z mojego
gardła wyrwał się cichy jęk, który na nieszczęście Jimin usłyszał. Cholera.
Byłem tak
zaabsorbowany drażnieniem i zadowalaniem Parka, że sam kompletnie nie zwróciłem
uwagi na rosnący z każdą sekundą problem (w moich bokserkach, rzecz
jasna). Dopiero kiedy spodnie zaczęły
mnie boleśnie uwierać, postanowiłem, że to dobry czas, aby dać koniec naszej
grze wstępnej, bo oboje mieliśmy jej powoli dość. Choć Jimin wydawał się już
nieco zmęczony, wiedziałem, że tylko czekał na finał, na swoją wisienkę na
torcie.
Kliknięcie kajdanek
sprawiło, że rudowłosy chłopak wciągnął gwałtownie powietrze, zapewne nie
spodziewając się, iż uwolnię go tak szybko. Mimo to pozostał w bezruchu, co
wywołało u mnie dziwne poczucie władzy, ciepło rozlało się po moim podbrzuszu
po raz kolejnym, a gorąco uderzyło w klatkę piersiową. Świadomość, że czekał na
jakiś ruch, słowo albo gest z mojej strony, na pozwolenie aby zrobić cokolwiek,
była tak kurewsko dobra.
– Chodź do mnie –
poprosiłem, jednak ton mojego głosu sprawił, że brzmiało to bardziej jak
rozkaz. Ciekawym faktem było, że na Jimina działało to lepiej, niż jakikolwiek
inny afrodyzjak, kiedy cała jego rozkosz i spełnienie leżały w moich rękach i zależały
ode mnie. Właściwie sam mi je oddawał, był takim dobrym, uległym chłopcem.
Uwielbiałem to, prawie tak bardzo jak chwile, w których droczył się ze mną i
przejmował inicjatywę, potrafił owinąć mnie sobie wokół palca i takie rzeczy,
boże, o jakich nigdy wcześniej nie śniłem.
Młodszy posłusznie
wstał i przybliżył się, jego policzki były uroczo zaróżowione, włosy
zmierzwione, a oczy kompletnie zafascynowane, jakby ktoś go zaczarował.
Złapałem jego drobną dłoń i gwałtownie do siebie przyciągnąłem, powodując, że dosłownie
na mnie wpadł, jednak nie pozwoliłem mu się odsunąć, natychmiastowo obejmując
ramionami jego ciało. Nie był już ani trochę spięty, czułem to, a gdy odcisnąłem
na ustach chłopaka mocny i gorący pocałunek, miałem wrażenie, że słyszę jego
myśli, w których jak oszalały krzyczał „wreszcie!”.
Pchnąłem chłopaka
prosto w kierunku ściany, nieco brutalnie, przez co uderzył nagą skórą o jej
powierzchnię. Syknął przez nieprzyjemne uczucie chłodu na rozpalonym ciele, ale
byłem pewien, że zaraz o tym zapomniał, zajmując się moim językiem. Uchyliłem
delikatnie powieki i uniosłem nadgarstki chłopaka ponad jego głowę, po raz
kolejny doprowadzając go tym do rozpaczy.
– Proszę, Jungkook –
załkał. Słowa te zlały się w jedno, kiedy wciąż napierałem na usta młodszego. –
Proszę, chcę cię dotknąć…
W pierwszej chwili to
zignorowałem, jednak po upływie kilku sekund uwolniłem jego nadgarstki z
mocnego uścisku, czując, jak bardzo zaczyna boleć mnie podbrzusze. Nie mogłem
powstrzymać się też od cichego jęku, co jak zwykle nie uszło uwadze Jimina,
który – wierzcie mi – uwielbiał, po prostu uwielbiał słyszeć, do jakiego stanu
mnie doprowadzał. Wiedział o tym, oczywiście, że tak, ale chciał też widzieć,
zawsze. Minuta po minucie zacząłem więc ustępować, dając mu jednocześnie coraz
więcej satysfakcji.
Poza tym to jasne, że
nie chodziło mi tylko o zaspokojenie siebie, nie. Oddałbym życie za tego
malucha, a patrzenie na to, jak słodko reaguje na mój dotyk, jak dobrze mu ze
mną, jak cudownie rozchyla wargi, gdy próbuję zrobić co w mojej mocy, aby było
mu najprzyjemniej, to najwspanialsza rzecz, jaka spotkała mnie w życiu.
Mruknąłem cicho, gdy
Park zaczął dobierać się do munduru opinającego moje ciało. Przez moment motał
się z rozporkiem i koszulą, ale z niewielką pomocą udało mu się uporać z tym
całkiem szybko. Ciężkie ubranie opadło i zabrzęczało, uderzając o ziemię.
Niewiele myśląc kopnąłem je gdzieś w róg pomieszczenia, pozwalając na to, aby
Jimin kąsał moją szyję swoimi nieziemskimi ustami, pozbywając się jednocześnie
wadzącej nam bielizny.
Oboje wydaliśmy z
siebie jęk w tym samym czasie – ja z powodu jego sprawnych dłoni wokół mojego
penisa, a on, jak mniemałem dlatego, iż nie mógł wytrzymać już ani sekundy
dłużej.
Westchnięcie uleciało
spomiędzy moich ust, gdy chłopak przesunął dłońmi wzdłuż pleców, przechodząc na
ramiona i umięśnioną klatkę piersiową. Kreślił na niej różne kształty, bawił
się mną po raz kolejny, przeciągał, choć sam wyglądał tak, jakby zaraz miał
puścić wszystkie trzymające go bodźce. Resztki cierpliwości, którą jakimś cudem
udało mi się zachować przez ostatnie pół godziny, prysnęły wraz z chwilą, gdy
Jimin zacisnął swoje palce na należącej do mnie męskości, mocno wgryzając się w
skórę na moim obojczyku.
Nie, nie było mowy o
tym, żeby przeciągać to choćby przez chwilę dłużej. W żadnym wypadku,
definitywnie. Nie.
Zdusił krzyk, gdy
niespodziewanie chwyciłem uda chłopaka i podciągnąłem go do góry, zaprzestając
tym samym cudów, jakie czyniły jego palce, i przycisnąłem go do ściany swoim
własnym ciałem, przez co nasze krocza otarły się o siebie kilkakrotnie. To było
tak dobre i przyjemne, tak gorące, on był tak pociągający w chwili, gdy jęczał
prosto do mojego ucha, że aż sprawiało mi ból. Czułem, jakby moją duszę
rozrywała jakaś niewidzialna, nikczemna siła, a z drugiej strony błagałem o
więcej, modliłem się, żeby to uczucie nie zniknęło.
I penis też mnie
bolał. Ale to swoją drogą.
Zawahałem się na
moment i spojrzałem w zamglone oczy Jimina, które w tamtym momencie wydawały
się być jeszcze bardziej czarne, niż zwykle. Jakby pożądanie pochłonęło go
kompletnie, odebrało wszystkie zmysły, domagał się jedynie mojego palącego
dotyku.
– Weź mnie tu i teraz
– rzucił nagle. Zacisnął powieki i oparł głowę o ścianę za sobą, a usta
pozostawił rozchylone, aby po chwili opuściło je pełne żalu i zniecierpliwienia
westchnienie.
To w zupełności
wystarczyło, aby wyzbyć się ze mnie wszystkich możliwych wątpliwości. Przez
chwilę zastanawiałem się, czy nie powinienem go przed tym rozciągnąć, ale oboje
woleliśmy od razu przejść do konkretów. Ponadto miałem wrażenie, że Park był
już wystarczająco dobrze przygotowany. Na tyle bardzo, aby dosłownie rozpływać
się w moich ramionach z podniecenia.
Nakierowałem nabrzmiałego penisa na wejście chłopaka i na
nie naparłem, na początku delikatnie, z czasem coraz pewniej. Jimin mocniej
oplótł mnie nogami w pasie, a paznokcie niekontrolowanie wbił w mój kark, przez
co syknąłem.
– Jesteś taki ciasny,
skarbie – szepnąłem do ucha chłopaka i przygryzłem jego płatek. Chwilę później
zacząłem się powoli poruszać.
Sunąłem nosem przez
jego szyję, linię szczęki i policzki, obsypując te miejsca dziesiątkami czułych
pocałunków, a Jimin wzdychał wtedy cicho, jednak na tyle głośno, żebym mógł to
usłyszeć. Nie potrzebował dużo czasu, by przyzwyczaić się do uczucia mojego
przyjaciela w sobie. Nie zdążyłem się zorientować, a słabe sapnięcia zamieniły
się w głośne jęki, na tyle donośne i urwane, że musiałem uciszyć go w jakiś
sposób – najlepszym był, nie oszukujmy się, mój język.
Przez przypadek
ugryzłem go w wargę, młodszy mruknął coś niezrozumiale, ale ja nie zwróciłem na
to uwagi, bo zaczynałem tracić kontakt z rzeczywistością. Jego ścianki
zaciskały się na mnie tak dobrze, kurwa, że nie mogłem myśleć o niczym innym, tylko
o tym, jak dobrze jest się z nim kochać.
Podniecenie
kumulowało się w moim podbrzuszu, rosło z każdą sekundą i bałem się, że gdy
wreszcie dam mu upust, stracę równowagę i upuszczę Jimina, a tego nie chciałem.
To stanowczo nie był finał, jakiego oczekiwałem, więc złapałem go mocniej za
uda i naparłem jeszcze mocniej. O dziwo on odpowiedział mi tym samym, wbijając
paznokcie w moje plecy, przesunął dłońmi po całej ich długości i mogłem sobie
tylko wyobrażać, jak jutro po spojrzeniu w lustro ujrzę na nich kilka
czerwonych smug.
Zawsze potrafiliśmy
się idealnie zsynchronizować. Gdy ja oddawałem mocne i stanowcze pchnięcia, on
poruszał swoimi biodrami tak, aby nam obu zapewnić milion razy większą dawkę
przyjemności. I powiem wam, że wychodziło mu to świetnie, a nawet lepiej.
Najlepiej, cholera.
Oddech Parka
przyspieszył, jego oczy zaszkliły się i byłem pewien, że popłynęła z nich
pojedyncza łza, gdy mocno zagryzł dolną wargę i wydał z siebie przeciągły,
zachrypnięty skowyt. Rozlał się po raz kolejny tego wieczoru na swój brzuch,
brudząc przy tym i mnie, ale nie zwróciłem na to najmniejszej uwagi, poza
delikatnym uczuciem łaskotania. Młodszy spuścił głowę, starając się uspokoić
oddech. Wplątałem dłoń w jego włosy i poruszałem się w nim jeszcze przez
minutę, może dwie, a wtedy świat zaczął wirować, przed oczami miałem tylko przebijającego
się przez ciemność Jimina, jego spoconą i zarumienioną buzię, wykrzywiającą się
w zmęczonym uśmiechu.
Orgazm wstrząsnął
moim ciałem, kiedy wraz z ostatnim pchnięciem zastygłem w bezruchu, pozwalając
przeszyć się na wskroś przyjemności. Każda chwila, dzień, w którym oddawaliśmy
się sobie nawzajem z Jiminem w ten sposób, była warta największych skarbów tego
świata. Bliskość naszych ciał, słowa, które na zawsze pozostaną tylko pomiędzy
nami, słodki smak jego malinowych ust i ciche „kocham cię”, które słyszałem
każdego dnia na dobranoc i dzień dobry. Tylko tego potrzebowałem.
Gdy udało mi się
uspokoić, a moje zmysły powróciły to względnej normalności, z ulgą zauważyłem,
że jednak nie skończyliśmy na podłodze. Chłopak bezwiednie opadł na moje
ramiona, wycieńczony dzisiejszym dniem i wydarzeniami sprzed ostatnich godzin,
co wywołało u mnie niewielki uśmiech. Ucałowałem jeszcze odsłonięte ramię
mojego malucha i wciąż trzymając go na rękach, wyszedłem z celi, by skierować
się w stronę sofy, na której jeszcze kilka godzin temu starał się mnie
sprowokować, mały kusiciel.
Cóż, nie dało się
ukryć, że osiągnął swój cel.
Najdelikatniej jak
potrafiłem ułożyłem go na posłaniu, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu
jakichś chusteczek. Musiałem doprowadzić go do porządku, bo sam nie potrafił
już zdobyć się na żaden gest, tylko oddychał miarowo i przyglądał mi się spod
przymkniętych powiek.
Z czasem jego nagie
ciało zaczęło drżeć, więc kiedy tylko skończyłem czyścić brzuch chłopaka, okryłem
go szczelnie kocem i westchnąłem pod nosem, zauważając, że najprawdopodobniej
odleciał.
Już miałem odchodzić
w poszukiwaniu ubrań, ale wtedy złapał mnie za rękę. Ściągnąłem ze zdziwieniem
brwi i odwróciłem się w jego stronę.
Wciąż miał zamknięte oczy, jednak zdecydowanie zaciskał palce na moim nadgarstku.
– Jungkookie, kocham
cię.
I były to tylko trzy najprostsze
w świecie słowa, ale z jego ust brzmiały one najmniej banalnie i najbardziej
wyjątkowo.
– Ja ciebie też,
Jiminie.
Ale on już spał, nadal
kurczowo trzymając się mojej dłoni.
To prawda, Jimin
bardzo często był niegrzecznym chłopcem, ale takiego właśnie kochałem go ponad
wszystko.
Nieee, nie przenoś się całkowicie na wattpada T.T Blogi są takie, nie wiem, osobiste? Wolę czytać opowiadanka tutaj. Ale jeśli chcesz i tak ci łatwiej, to okej, dostosuję się :)
OdpowiedzUsuńJa po prostu czekałam na ff z tym konceptem i pairingiem, spadłaś mi z nieba haha
Kocham cie za to jeszcze bardziej Malffuuu~~ <3
I taaak, to Run z komisariatu było rajem dla shiperów JiKooka i Yoonseoka XD
Po prostu uwielbiam Jimina w roli niewinnie wyglądającego, małego kusiciela hyhy Ale może nie wnikajmy w moje fantazje XD
I ten Kook, o ranyyy, myślałam, że będzie okrutniejszy czy coś, ale jego charakter tu jest cudowny. Tak urocz zajmuje się Jiminem i dba o niego yaay *.*
Aż szkoda, że to tylko one shot, aż chciałoby się poznać dalsze perypetie z ich życia i to, co jeszcze Chim nawyprawia, by dostać "karę" hahaha
Uwielbiam cię i czekam na kolejne one shoty/opowiadanka spod twojej ręki (albo klawiatury idk XD)
Weny i czasu kochana <3
Rozumiem, co masz na myśli z tymi blogami, sama czuję to samo, ale jest tu z czasem coraz mniej ludzi i dlatego zaczęłam zastanawiać się nad taką zmianą. :< Dam sobie jeszcze trochę czasu, jednak dziękuję za pomoc. ;w;
UsuńYaaah, ja też Cię kocham, Kari!! Cieszę się bardzo, że tak przypasowało to opowiadanie, bo osobiście wydaje mi się, że wyszło gorzej, niż sama oczekiwałam. :') Początkowo Kook miał być takim stanowczym chłopakiem, ale jakoś nie mogłam za długo znęcać się za Jiminkiem, chyba rozumiesz. ><
Hmm, może kiedyś rozważę napisanie drugiej części. Kto wie. 8)
Dziękuuuuuję z całego serduszka, kochanie!! Jesteś przemilusia, aż mi się cieplutko na serduszku zrobiło, jej. ;w; ♥
Orzeszku włoski, ile ja czekałam na tego shota ಥωಥ
OdpowiedzUsuńOdkąd tylko mi napisałaś, że tworzysz kolejne arcydzieło z JiKookiem, zacierałam rączki i układałam poduszki na podłodze, bo coś przeczuwałam, że zrzucisz mnie nim z krzesła.
Te poduszki nie pomogły. Leżę połamana, ale niesamowicie szczęśliwa, że dane było mi przeczytać coś tak wspaniałego.
Od dzisiaj wyznaję Malffuizm, ok? xD
I ja, podobnie jak Kari, miałam ogromną chcicę na opowiadanie tego pokroju, więc dołączam się do "Malffu i jej JiKooki spadają z nieba Entertainment".
Miałam aż trzy podejścia do tego shota! Pierwszy, dosłownie chwilę po tym, jak wrzuciłaś go na wattpada (kocham to, że powiadamia mnie o najważniejszych rzeczach, dla których mogłabym własny pogrzeb opuścić!), ale telefon mi się wyładował już po trzecim akapicie :')
Drugie tego samego dnia, ale urwałam gdzieś w połowie, bo przyjechali wujkowie ;-;
No i teraz, w końcu mam chwilę spokoju, by doczytać to arcydzieło ♥
W sumie przeleciałam tego shota dwa razy, bo cholerka jasna, tak mi się spodobaaał!
Dobrze wiesz, że Kooks w mundurze to pierwszy cud świata :> I coś gdzieś tam przeczuwałam, że nie rozejdzie się to u Ciebie po kościach. Szczególnie po tym Run... Jezus...
To po pierwsze.
A po drugie... awoufrheubfwodmwapefnw... Tak mnie wzięły teraz JiKookowe feelsy ;-;
Idk czemu, ale cholernie podoba mi się taki Kooks. I Jimin mały kusiciel! Tak!
Swoją drogą, Jungkook tak okropnie dręczył biednego Parka, że miałam ochotę mu przyłożyć pałą w łeb za to ;-;
Ja wiem ile czasu spędziłaś nad tym shotem. Z rączką na sercu mogę ci powiedzieć, że było warto xD Było kuźwa warto, bo napisałaś taką perełkę, którą chyba będę czytać codziennie na dzień dobry i na lepszy sen *lubię, kiedy śnią mi się ciekawe rzeczy, ya know ( ͡° ͜ʖ ͡°)* xD
Smut i fluff to jedno z moich naprawę ulubionych (jeśli nie ulubione) połączeń, a dokładając do tego Kooksa jako policjanta, Jimina niesfornego rozrabiakę i Yoongiego, który nienawidzi swojej pracy (lol, ja naprawdę tak to odebrałam i tak mnie to śmieszyyy xD) oraz wspaniałą Malffu to nie może wyjść nic innego jak małe wielkie dzieło sztuki :3
Nie mam więcej nic do dodania.
Wspaniałe.
Kocham to całym serduszkiem.
I kocham też Ciebie, za stworzenie wspaniałego "Hey mr policeman"! (swoją drogą, teraz mi chodzi ta piosenka po głowe ;-;)
Trzymaj się ciepluteńko, łap dużo weny i czasu na pisanie cudownych ficzków!
Ach, a co do sprawy... Dla mnie bez znaczenia, szczerze mówiąc. Blogi jednak mają "to coś" czego nie ma wattpad, indywidualizację. Osobiście przyzwyczaiłam się do Twojego bloga, ale zrobisz jak uważasz.
Ja będę z Tobą gdziekolwiek się przeniesiesz ♥
Wysyłam mnóóóstwo uścisków!
Orzeszku laskowy, Minnie, Twoje komentarze to dla mnie zawsze miód na serce. ♥ Przepraszam, że kazałam czekać na to tak długo, bez bicia przyznaję, że lenia miałam po prostu, no. TT
UsuńNie wyobrażasz sobie, jak Malffuizm i "Malffu i jej JiKooki spadają z nieba Entertainment" mnie rozbawiły, poważnie. Kocham Cię. XD ♥ Ach, i bardzo się cieszę, że koniec końców udało Ci się przeczytać go w całości. I że złapały Cię JiKookowe feelsy, bo to dobry uczuć. ^-^
Ale Kooka i pałę to Ty zostaw, ok? :< *to też mnie rozbawiło, sory Kuks XD*
Aaaa, dziękuję za takie cudowne słowa, skarbie, zawsze tak bardzo podnosisz mnie na duchu. ;w; Kochajmy niesfornego Jimina, Kooka w mundurze (ajwkdjas), kochajmy ich miłość!!!
Ach, i oczywiście cieszę się, że udało mi się spełnić wasze skryte fantazje.( ͡° ͜ʖ ͡°)
Przesyłam również mnóóóóstwo uścisków! I miłości!