sobota, 10 września 2016

03. Fun Boys

A/N: Fun Boys mają comeback! Kto się cieszy? Ja, zaczynając pisać, byłam podekscytowana, że wreszcie się zmotywowałam i wzięłam za tą serię, ale teraz mam ochotę wejść do szafy i nie wychodzić z niej już nigdy ze wstydu. Serio, głupio mi, że oddaję wam coś tak niegodnego publikacji i w sumie możecie to teraz przeczytać za sprawą mojego Żelka, który mnie dziś zwyzywał i powiedział, że jest okejo. ㅠ ♥ Pozdrawiam z odmętów mojej szafy.
Cóż mogę powiedzieć. Jeśli ktoś tu w ogóle jest, to na ten rok przewiduję jeszcze jeden rozdział FB (albo i nie, who knows), ale poza tym kilka innych postów również się pojawi (jeśli nie załamię się do reszty). I planuję kolejną rozdziałówkę w nowym roku, muszę trochę odpocząć od Fun Boys. ;;;
Dobra, bo coś długa się ta notka robi, więc kończę. Mam nadzieję, że nie zawiodłam was aż tak bardzo, jak zawiodłam siebie, i ktoś dotrwa do końca tego długiego rozdziału.
Miłego czytania!


Jungkook

Często słyszałem, jak inni nazywali mnie „niecierpliwym dzieckiem”, bo – według nich – nie potrafiłem usiedzieć na miejscu dłużej, niż pięć minut. I wiecie co? Jeszcze do niedawna sam wykłócałem się, że jest inaczej. Zwłaszcza co do tej części, w której zostawałem okrzyknięty dzieciakiem, ale już pomijając to, do pewnego czasu żyłem sobie z przeświadczeniem, że nie ja jestem w błędzie, a otaczający mnie ludzie.
Niestety niektóre sytuacje coraz bardziej i dobitniej uświadamiały mi, jaka jest prawda.
Dlaczego o tym wszystkim mówię? Być może przez to, że od dłuższego czasu chodziłem w kółko, będąc znudzony siedzeniem na ławce i czekaniem, aż Hoseok oraz Taehyung do nas dołączą. Mogliśmy już dawno znajdować się w zatoce, którą tak bajecznie opisywał nam Hobi, ale nie, to jasne, że musieliśmy o czymś zapomnieć. Szkoda tylko, że przypomniało nam się o tym dopiero w połowie drogi. Tak właściwie to nic ze sobą nie mieliśmy, po prostu wyszliśmy z restauracji tak, jak jesteśmy, bez żadnego koca, picia czy czegokolwiek.
Przedstawiam wam Bangtan Boys, najbardziej zorganizowany zespół wszechczasów.  
Czujecie tą ironię?
– Jungkook, uspokój się – powiedział w pewnym momencie Jin, po czym oparł się o tył ławki i skierował głowę ku słońcu. – Od patrzenia na ciebie kręci mi się już w głowie. 
– To na mnie nie patrz – burknąłem, ściągając brwi i formując usta w dzióbek, co miało wyrazić moje niezadowolenie. – Dlaczego akurat oni tam poszli? Ci, którzy sprawiają najwięcej problemów?
Zatrzymałem się na chwilę, lustrując wzrokiem każdego z towarzyszących mi przyjaciół. Seokjin nie wyglądał na zbytnio przejętego, chyba bardziej martwiły go promienie słoneczne, które mogły podrażnić jego „niezwykle delikatną skórę”, jak to zazwyczaj mawiał. Wskazywał na to choćby fakt, że po raz trzeci dzisiejszego dnia zaczął smarować się kremem z filtrem. Siedzący obok niego Namjoon kiwał głową na boki jak obłąkaniec, co tłumaczyłem sobie tym, że jakaś piosenka nie może wyjść mu z głowy, ale nieco przerażał mnie nikły uśmieszek, który co chwilę pojawiał się na jego twarzy. Wiecie, taki, którego nie widać, ale od razu wiadomo, że ciśnie się na usta. Nie chciałem go jeszcze uznawać za niezrównoważonego psychicznie, więc i na to znalazłem argument – pewnie cieszył się, że jego nogi zaznają choć chwili odpoczynku, bo nie ukrywajmy, ale jako mój dzisiejszy  pamiątkowy towarzysz miał już za sobą spory dystans.
Widok Yoongiego wcale mnie nie zaskoczył. Chociaż ławka była duża, zajmował ponad jej -połowę, przez co Jimin został zmuszony do siedzenia obok na piasku. Ponadto wyraz twarzy rapera nie wyrażał większego zainteresowania otaczającym go światem, krótko mówiąc miał gdzieś wszystko i wszystkich, nawet to, że drewniana deska to nie jego poduszka, bo uciął sobie na niej krótką drzemkę. Chyba, wnioskowałem to po tym, że zarzucił Monniemu nogi na uda, jakby naprawdę układał się do snu.
Na końcu uwiesiłem swój wzrok na tym rudzielcu, który jeszcze pół godziny temu został powalony na kolana przez Mina. Jak już wspomniałem, z powodu braku miejsca na ławce siedział po turecku na ziemi, podpierając się łokciem o kolano i nucąc jakąś piosenkę pod nosem, z nieobecnym spojrzeniem utkwionym gdzieś w oddali. Niby nic, ale odniosłem wrażenie, że intensywnie nad czymś myślał, przez co nie był w stanie zauważyć, że wpatrywałem się w niego od dłużej chwili. Dopiero gdy cicho odkaszlnąłem ocknął się z niewyjaśnionego transu, a mgła osłaniająca jego oczy zniknęła, kiedy szybko zwrócił je na mnie. Przez chwilę się wahał, ale w końcu posłał mi delikatny uśmiech, którego nie zdążyłem odwzajemnić, choć taki miałem zamiar, daję słowo.
Boże, dlaczego. Dlaczego wyglądał wtedy tak cholernie uroczo, jak jakiś szczeniak?
– Mówisz, jakbyś nigdy nie sprawiał nam żadnych problemów, Jungkook. Przykro mi, że uświadamiam ci to w tak brutalny sposób, ale uwierz, że bywasz bardzo problematycznym dzieckiem. – Miętowowłosy  uchylił jedną powiekę, ale mimo to dostrzegłem, iż patrzy centralnie na mnie. Fuknąłem obrażony pod nosem i założyłem ręce na klatce piersiowej, spotykając się głośnym parsknięciem hyunga. – Poza tym sami chcieli iść. Powinieneś się cieszyć, że nie musisz nadwyrężać swoich nóg.
Namjoon westchnął głośno, na co przewróciłem oczami.
Po pierwsze, nie byłem dzieckiem, tylko młodym dorosłym. Po drugie, jako młody dorosły pragnąłem czerpać  radość z życia i innych takich, więc to raczej normalne, że moje niektóre przygody wymykały się spod kontroli, co nie? Fakt, że Yoongi przespał całą swoją młodość, był tylko i wyłącznie jego problemem.
– Masz rację. Widzę ten tryskający od ciebie entuzjazm – mruknąłem cicho, opierając się na biodrze i oglądając swoje paznokcie.
Yoongi wydał z siebie jakiś dziwny dźwięk, po czym odwrócił się na drugi bok, dając mi tym samym znać, że ma mnie kompletnie w nosie.  
– Bo ja się nim delektuję. Spokojem, rozumiesz? Przeszkadzasz mi w tym.
Odpuściłem dalszej konwersacji, zdając sobie doskonale sprawę, że podejmowanie jakichkolwiek działań względem Mina jest bezcelowe. Zapewne zbyłby mnie czymś w stylu „nie podchodź bo cię pogryzę” albo zwyczajnie nie odpowiadał na moje odzywki, a ja jestem niecierpliwym człowiekiem. Wspominałem już o tym, prawda? Chociaż mógłbym to robić choćby po to, żeby go trochę pownerwiać, rozumiecie, hormony buzują i muszę się na kimś wyżyć. Pewnie gdybym był Jiminem już dawno rzuciłby we mnie butem i szczerze, nadal nie rozumiałem, na czym polegała relacja tej dwójki. To jakiś wyższy poziom przyjaźni? Taki dla wtajemniczonych? Bo jeśli mam rację, to ja chyba nie chciałbym wchodzić z kimś w taką znajomość, która polega na zrzucaniu się z krzeseł i podstawianiu sobie nawzajem nogi.
Tak samo niezrozumiały był dla mnie fakt, jakim cudem Jin zwlekł go dziś z łóżka. Podejrzewałem, że Yoongi w głębi duszy się go bał, ale duma nie pozwalała mu się przyznać i w sumie to mu się nie dziwiłem, bo kiedyś kilkakrotnie dostał od niego w czerep drewnianą łyżką, po czym przez tydzień narzekał na ból głowy i niesprawiedliwość w życiu. Nie taki kamień straszny jak go malują, zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi mama. Wściekła mama.
Mimowolnie zaśmiałem się na tą myśl, co musiało wyglądać nieco dziwnie, bo prawie wszystkie pary oczu momentalnie zostały we mnie utkwione – poza tymi naszej śpiącej królewny, rzecz jasna. Westchnąłem cicho i już miałem powrócić do bezsensownego chodzenia w kółko, gdy nagle zdarzyło się coś zupełnie niespodziewanego.
Wierzcie mi na słowo, że piłka lecąca idealnie w kierunku głowy Yoongiego była ostatnim, czego wtedy oczekiwałem.
To były sekundy. Sekundy, które tylko odliczałem, nie mogąc doczekać się finału oraz takie, których raper nie był ani trochę świadom. Przez te wszystkie obejrzane przeze mnie filmy akcji miałem wrażenie, że cała ta sytuacja działa się w slow motion, no czysty dramat.
I wszystko powróciło do normy, gdy nieskazitelnie biały obiekt zgrabnie odbił się od głowy Mina, lądując tuż przy moich stopach. Niezadowolony wydąłem dolną wargę, mając nadzieję na jakiś wybuch albo choćby to, że Yoon wstanie i zacznie szukać oprawcy, ale nawet to się nie stało. Leżał tak, jak prawdziwa skała.
Spojrzałem zdezorientowany po chłopakach, ale Jin nadal smażył się na słońcu, Namjoon jedynie zaprzestał niepokojącego kiwania się na boki (nadal z uśmiechem na ustach, tylko teraz bardziej niepewnym), a Jimin wzruszył ramionami i podniósł się na równe nogi.
I wtedy to się stało. Przemówił, jak smok, który wyłania się ze swojej jaskini.
– Jimin, do cholery. Mam ci połamać drugie żebro?
Wtedy już nie wytrzymałem, wszystkie zwieracze puściły i parsknąłem głośnym śmiechem. Park zamrugał kilkakrotnie i rozchylił swoje usta w geście bezradności, zapewne dopiero przetwarzając słowa, które usłyszał. W końcu zacisnął dłonie w pięści i ściągnął brwi, wyglądając przy tym jak małe dziecko, próbujące wygrać z kimś kłótnię.
Znowu.
I to niby ze mnie zawsze robią dzieciaka.
– Tym razem to nie ja, hyung! Przysięgam!
Zawiodłeś mnie, Jiminie. Miałeś się bronić, a nie błagać o litość.
Otarłem palcem ostatnią łzę, która zebrała się w prawym kąciku oka i poklepałem rudowłosego po ramieniu, starając się tym dodać mu otuchy i jakoś mentalnie przekazać, że w razie potrzeby mogę robić za jego tarczę. Niestety nie załapał mojej aluzji, bo gdy Yoongi podniósł się z ławki, nadal stał jak wryty w tym samym miejscu i z tą samą zdeterminowaną miną co przed chwilą. Min wyprostował się i jeszcze przez moment miał zamknięte oczy,  by powoli wypuścić z ust powietrze. Okej, czyli jak rozumiem szykował atak z zaskoczenia?
– Oczywiście. Przecież nie mam podstaw, żeby ci nie wierzyć. – Suga uśmiechnął się szeroko i wreszcie na nas spojrzał, czego od razu pożałowałem. Ja naprawdę głęboko wierzyłem, że te wszystkie nieszczęścia, które go spotkały, to czysty przypadek. Tamten ktoś u góry najzwyczajniej w świecie zlitował się nad Namjoonem i obrał sobie kogoś innego za cel. ­– Ten kamyk wcześniej to też nie była twoja sprawka, prawda?
– No… Ale teraz tak serio nic nie zrobiłem, nie bij ­– jęknął Chim i zrobił minę zbitego pieska.
W normalnych okolicznościach uznałbym to za urocze, ale ze względu na czatującego obok Yoongiego, który zdążył już przechwycić wszystkiemu winną piłkę do siatkówki i wymierzyć idealną odległość między nim a twarzą Jimina, nie potrafiłem się na tym skupić. I przy okazji zacząłem się też obawiać, czy nie zostanę oskarżony o współudział w zbrodni, bo mordercze spojrzenie hyunga na ułamek sekundy przeskoczyło na mnie, powodując, że moje serce na chwilę stanęło. Zabawa była fajna, dopóki nie znalazłem się na granicy życia i śmierci.
Dopóki nie zagrażał mi dwa razy mniejszy, miętowowłosy dziadek.
Wiem, że to trochę nieodpowiedni moment, ale zawsze gdy na niego patrzyłem, miałem ochotę sprawdzić, czy jego włosy smakują jak mięta. Przepraszam.
Już prawie przygotowałem się mentalnie na nadchodzący ból, który… Nie nadszedł. Zamiast tego do naszych uszu dotarły dziecięce krzyki, a zaraz potem jakieś rozmowy, ale i tak nie byliśmy w stanie ich zrozumieć, bo rozbrzmiewały w języku hiszpańskim. Odetchnąłem cicho i spojrzałem kątem oka na Jimina, który zrobił to samo, a Namjoon i Seokjin nadal mieli wszystko gdzieś. Zainteresowali się dopiero wtedy, gdy podbiegła do nas dwójka chłopców. Jeden niski, wyglądający mniej więcej na dziesięć lat i drugi, czarnoskóry, prawdopodobnie nieco starszy. Pierwszy nawet nie hamował swojego śmiechu, podczas gdy jego przyjaciel nawijał jak katarynka, zerkając to na piłkę, to na Yoongiego, z czego potrafiłem wynieść tylko tyle, że przepraszają i to ich zguba.
Stałem tak przez chwilę z lekko rozchylonymi ustami, zastanawiając się, czy powinienem w ogóle coś zrobić, bo w końcu szanse na porozumienie między nami były znikome. Rozejrzałem się po przyjaciołach, ale twarze naszego hyung line nie wyrażały niczego poza zdziwieniem i dozą dezorientacji, natomiast Jimin chyba trochę podłamał się psychicznie, bo zwiesił głowę i przetarł twarz dłońmi.
– Yoongi, spokojnie – odezwał się wreszcie, jakby bojąc, że raper naprawdę jest w stanie rzucić się na przypadkowych przechodniów. – To tylko dzie- Gdzie on jest?
Czy ten dzień mógł być jeszcze dziwniejszy? Zdemolowany pokój, niedoszłe morderstwo na Jiminie, próba zgubienia mnie w tłumie (wiem, że zrobiłeś to celowo, Joonie), a teraz znikający Yoongi. Wystarczyło odwrócić wzrok na dosłownie kilka sekund, żeby stracić tego… dziadka z oczu.
Że niby ja dziecko?
Jin wsunął swoje okulary przeciwsłoneczne we włosy i wskazał palcem w jakiś punkt znajdujący się za Parkiem, mrugając przy tym kilkakrotnie oczami, jakby na plaży pojawiła się syrenka i nie mógł uwierzyć w jej istnienie. Zaintrygowani odwróciliśmy się w tamtą stronę i po raz kolejny dzisiaj byłem tak skonfundowany, że jedyne, co mi pozostało, to wybuchnąć głośnym śmiechem. Może i nie siedziała tam nimfa wodna, ale widok, jaki zastaliśmy, był o wiele bardziej niespotykany.
Nie, nie mam na myśli Yoongiego w stroju syrenki.
Ale, cholera, on grał w piłkę z tymi dzieciakami.
Nie skrzywdził ich.
I nawet się uśmiechał!
– Wszystko w porządku, hyung? – zawołałem, chociaż wcale nie znajdował się tak daleko od nas. Ten tylko rzucił mi przelotne spojrzenie i odbił lecącą w jego kierunku piłkę, wkładając w to wszystkie swoje siły, co tym bardziej mnie zakłopotało, bo hej, mówimy tu o człowieku, który jest zbyt leniwy na to, żeby wstać po jedzenie gdy robi się głodny.
– W jak najlepszym, nie widać? – Tym razem nawet nie wysilił się, aby na nas zerknąć, całą swoją uwagę skupiając na dolnym przyjęciu.
Gdybym prowadził pamiętnik, kartka z dzisiejszego dnia zostałaby zapisana czerwonym długopisem i ozdobiłbym ją  różowymi serduszkami oraz naklejkami jednorożców, żeby podkreślić jej wyjątkowość. Może to nie jest zły pomysł, chociaż z tymi idiotami każdy kolejny dzień wydawał się być jak żywcem wyciągnięty z jakiegoś komediodramatu.
Spojrzałem porozumiewawczo na Jimina, który chyba myślał w ten sam sposób co ja, bo tylko uśmiechnął się głupio i wzruszył ramionami. Bez zbędnego gadania ruszyliśmy w stronę hyunga oraz dwójki dzieciaków, czekając tylko na odpowiednią chwilę, aby dołączyć się do tej jakże dzikiej rozgrywki. Mówcie co chcecie, ale zmarnowanie takiej okazji było porównywalne do spalenia przypadkowo znalezionej studolarówki gdzieś na chodniku. Cokolwiek się właśnie wydarzyło, Yoongi dostał przed chwilą w głowę piłką, a zaraz po tym poszedł grać w plażową siatkówkę z obcymi mu dziećmi, których – jak często wspominał – nie mógł znieść, bo działały mu na nerwy.  Grzechem byłoby nie skorzystać z jego dobrego humoru, nieprawdaż?
I w taki sposób minęło nam następne dwadzieścia minut. Jin i Namjoon nadal siedzieli na ławce, wymieniając się co jakiś czas spostrzeżeniami na temat przechodniów albo tego, jak spektakularnie przyjąłem piłkę  na twarz, a nasza trójka wciąż zacięcie walczyła o wygraną. Nieświadomie podzieliliśmy się na dwie drużyny – ja, Yoongi i starszy chłopiec versus Jimin i ten najmłodszy. Chyba nie muszę mówić, kto wygrał, prawda? Oto jestem, Jeon Jungkook, golden maknae, Pan Świata i Władca Białych Tshirtów, swoim wszechstronnym talentem doprowadzając Jimina do szału z każdym kolejnym punktem, jaki zdobyłem dla swojej drużyny.
Autografy rozdaję później.
– To niesprawiedliwe! – stwierdził w pewnym momencie Park, gdy piłka przeleciała tuż ponad jego wyciągniętymi w górę dłońmi. – Jesteś wyższy. I… I w ogóle jakiś taki, um… – Spuścił głowę w  dół i zamilkł na chwilę, czubkiem buta tworząc nieokreślone kształty na piasku. – Oszukujesz i tyle.
Nie mogłem powstrzymać cichego parsknięcia śmiechem, zwłaszcza, że Jimin wypowiadając te słowa wyglądał całkowicie poważnie. Pokręciłem tylko głową i wystawiłem mu język, kiedy ten zamiast normalnie podać rzucił we mnie piłką, którą bezproblemowo złapałem w ręce (a nie brzuch, tak jak celował). Już miałem zamiar pokazać mu, kto tu jest mistrzem i podać do niecierpliwie tupiącego nogą Sugi, ale przerwał mi głos dotychczas siedzącego cicho lidera.
– Co z Hoseokiem i Taehyungiem? Powinienem do nich zadzwonić? Zaczynam podejrzewać, że się zgubili… – Kim przetarł twarz dłonią, drugą sięgając do kieszeni swoich szarych szortów.
– Może zaraz przyjdą. Nadzieja matką głupich – mruknąłem i wzruszyłem ramionami, czując, jak dzieciak z mojej drużyny ciągnie mnie za materiał koszulki. Kiwnąłem znacząco głową i przyjąłem pozycję, ale znów ktoś nie pozwolił mi na kontynuowanie swoich działań.
– Nie jestem niczyją matką!
Prychnąłem zirytowany i odwróciłem się w stronę Hobiego, stojącego za mną z naburmuszoną miną. No kto by się spodziewał, że wrócą akurat w tym momencie. Albo tylko on wróci, bo Tae dobiegł z lekkim opóźnieniem, ale już nie chciałem pytać dlaczego tak, a nie inaczej.
– I bardzo dobrze, że nie jesteś. Gdybyś był, twoje dzieci już dawno wyskoczyłyby z okna – wtrącił spokojnie Min, opierając się na biodrze i mierząc Hoseoka typowym dla siebie spojrzeniem.
Wrócił Yoongi sprzed pół godziny, yay! Wszyscy się cieszymy, że teraz znowu w każdej chwili możemy paść jego ofiarą. Co jak co, ale mamy prawdziwy skarb w swojej ekipie.
Dobra, a tak całkowicie serio, Min Yoongi był jedną z niewielu osób, które darzyłem wyjątkowym szacunkiem. Wiem, że to obecnie nie na temat, ale pomimo naszych ciągłych żartów o jego osobie i tego, że „nic go nie obchodzi”, tak naprawdę był z cholernie pracowitym i ambitnym człowiekiem. Zazdrościłem mu, że potrafił poświęcić kilka godzin na dopracowanie jednego dźwięku albo choćby zdania w tekście, zaraz po tym stwierdzając, że jednak nadal jest źle i zabierał się za wszystko od początku. Mówcie co chcecie, ale ja wiedziałem, że nie miał sobie równych, jeśli mówimy o muzyce, bo traktował ją o wiele poważniej, niż cokolwiek innego. Tak, Min Yoongi był człowiekiem pasji i właśnie tym zasłużył sobie na mój respekt.
Nawet, jeśli w chwili obecnej zabijał samym spojrzeniem.
Hoseok fuknął pod nosem i ściągnął brwi, ale na szczęście nie zdążył wygarnąć naszej miętówce (kolor włosów pozwalał mi na to, abym tak go nazywał), bo po raz kolejny dzisiaj głos zabrał Rap Monster, prawdopodobnie ratując nas przed kolejnym spięciem.
– Twoje niedoszłe dzieci swoją drogą, ale gdzie wyście do cholery podziewali się przez ten cały czas?
O, właśnie. Czemu to pytanie padło dopiero teraz?
Twarz Junga momentalnie przybrała całkowicie inny wyraz. Z rozbawienia i lekkiej irytacji w zaledwie kilka sekund przeszedł w zakłopotanie, a ja pierwszy raz od dawna widziałem, żeby jego policzki płonęły tak żywą czerwienią.
Takie reakcje nie pozwalały myśleć mi w inny sposób. Byłem  pewien, że w międzyczasie coś zdążyło wydarzyć się pomiędzy nim a Taehyungiem. Czy to nie oczywiste? Tę dwójkę od dawna ciągnęło do siebie i wcale nie zdziwiłbym się, gdybym którejś nocy zastał ich w jednoznacznej sytuacji, bo zapomnieli zakluczyć drzwi od łazienki. To było tak pewne jak fakt, że Hoseok musiał w jakiś sposób odpłacić mu za stratę Pana Misia.
– No bo ja zatrzasnąłem się w toalecie! – rzucił nagle Tae i oczy całej naszej szóstki powędrowały w jego stronę.
Miałem rację, że chodziło o łazienkę!
Szkoda tylko, że zapomniał dodać, z kim się tam „zatrzasnął”.
–  I przez ten cały czas nie mogłeś stamtąd wyjść? – zapytał Jin, unosząc jedną brew do góry.
– Dokładnie tak było. Trzeba zgłosić do recepcji, że zamek w drzwiach jest niestabilny i muszą go wymienić. – Kim uśmiechnął się tym swoim kwadratowym uśmiechem, ale wcale nie wyglądał na rozbawionego. Jego mina wyrażała raczej coś w stylu „błagam, dajcie mi już spokój i chodźmy”, podczas gdy Hope odetchnął cicho z ulgą, zaraz orientując się, że oprócz nas jest tu jeszcze dwójka nieznajomych.
Grzecznie naświetliłem mu całą sytuację i już po wyjaśnieniu sobie pewnych spraw mogliśmy ruszać do bajecznej zatoki, o której wcześniej tyle słyszałem. Uprzednio pożegnaliśmy się jeszcze z chłopakami, chociaż z perspektywy trzeciej osoby to pewnie nie przypominało pożegnania, bo nawet wtedy nie mogliśmy się dogadać i koniec końców po prostu dumnie podziękowałem im po angielsku, a później dołączyłem do reszty zespołu, który jak się okazało wolał pójść beze mnie.
Połowa drogi minęła nam na zapewnianiu Hoseoka, że Yoongi naprawdę uspołecznił się na te dwadzieścia minut i zagrał z nami w piłkę. Przez pozostałą część postanowiłem odłączyć się trochę od grupy (przynajmniej mentalnie) i  wlokąc się na samym końcu podziwiałem otaczające mnie widoki. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, co fundowało nam naprawdę ładny obrazek, gdy odbijając się w tafli mieniącej wody czyniło niebo czysto złocistym. Cieszyło mnie, że z każdym kolejnym krokiem mijało nas coraz mniej ludzi i hałas z zewnątrz gubił się w szumie fal, aż w końcu jedyne rozmowy, które słyszałem, należały do moich przyjaciół.
Byłem tak zaabsorbowany otoczeniem, że zorientowałem się, iż jesteśmy na miejscu dopiero, kiedy wpadłem na plecy Seokjina. Musiałem przyznać, że ta zatoka zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie, a od początku miałem niewielkie wątpliwości co do jej wyjątkowości, bo Hobi hyung często przesadzał z tym, co mówi. Tym jednak razem w duchu zwróciłem mu honor, kiedy z moich ust nieświadomie uleciało ciche „wow”.
– Gdzie się rozbijamy? – spytał wesoło Hoseok, po czym zamknął oczy, wziął głęboki oddech i wyciągnął ręce do góry, zataczając nimi niewielki okręg. – Czuję, że to miejsce jest dla mnie stworzone. Mógłbym tu zamieszkać, naprawdę…
­– Ty? Nie przetrwałbyś więcej niż tygodnia. W końcu grasuje tu wiele niebezpiecznych zwierząt, na przykład krokodyle, pamiętasz? – prychnął Jimin i wyminął tancerza, kierując się naprzód. – Myślę, że tutaj jest okej.
Hobi mruknął pod nosem coś, co tylko on był w stanie zrozumieć, a potem wszyscy ruszyliśmy w stronę rudowłosego, który uśmiechał się do nas z dziwnym wyrazem twarzy. Gdyby nie to, że jego oczy na chwilę zniknęły, mógłbym przysiąc, że utkwił swoje spojrzenie we mnie.
Zaśmiałem się w duchu, a potem zabrałem za pomoc hyungom. Rozłożyliśmy dwa koce na piasku i rozpaliliśmy ognisko, chociaż nie wiem, czy było to do końca legalne w tamtym miejscu. Najprawdopodobniej przekonamy się o tym w niedalekiej przyszłości, ale tak czy siak stało się to tylko i wyłącznie dzięki mnie i moim niezastąpionym zdolnościom radzenia sobie w ciężkich sytuacjach. Jako dzieciak pojechałem na obóz i miałem za zadanie spędzić samotnie noc w lesie, bo tego wymagało zdobycie odznaki, której bardzo pożądałem. I tak wyszło, że się zgubiłem, a z jednej nocy zrobiły się dwie. Mógł mnie zjeść jakiś dzik albo niedźwiedź, ale hej, jestem tutaj i mam się całkiem nieźle.
Mówiłem już, że jestem super.
Kiedy wreszcie mogliśmy usiąść i odetchnąć po tym długim, ale zarazem pełnym wrażeń dniu, niebo przybrało  turkusowo granatowy odcień, a słońce niemalże całkowicie zniknęło z naszego pola widzenia. Westchnąłem cicho i podpierając się z tyłu rękoma, położyłem głowę na ramieniu siedzącego obok Yoongiego, ciesząc się tym ładnym widokiem.
Może czasem uchodziłem wśród innych za bezduszną osobę, odrzucającą od siebie takie rzeczy jak uczucia. Bywało tak, że faktycznie wolałem sobie odpuścić, zamiast pakować w sprawy, których mogłem później żałować albo najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem pokazać swoich na tyle autentycznie, na ile były prawdziwie. Nie wiem, ale nic nie ruszało mnie bardziej i dogłębniej niż chwile jak ta. Gdy wszyscy jesteśmy razem, siedząc naprzeciwko i się śmiejąc, bez kamer, błysków fleszy i natarczywych fanów. Kiedy uśmiechamy się całkowicie szczerze – do siebie, a nie osób, które tego od nas oczekują. Ze świadomością, że nikt poza naszą siódemką nie będzie miał dostępu do tego dnia.
Westchnąłem i odwróciłem swój wzrok w lewą stronę, gdzie na drugim kocu siedział Jimin, Hoseok oraz Taehyung. Uważnie przyglądałem się trójce przyjaciół, na których twarze poza uśmiechem wkradła się delikatna poświata bijąca od ogniska. Hobi co chwilę podskakiwał, robił dziwne wymachy rękoma i ranił nasze uszy głośnymi okrzykami, ale nie przeszkadzało mi to. Ani trochę.
To w końcu Hoseok. Nasza  nadzieja, nigdy niegasnący promyczek szczęścia i pozytywnej energii.
W pewnym momencie Jimin napotkał się na moje dotychczas niezachwiane spojrzenie i zamilkł, a  jego rozbawiony wyraz twarzy momentalnie zniknął. Przekręciłem głowę na prawo i oczekiwałem jakiegoś ruchu, ale ten nie zrobił nic poza przełknięciem śliny, więc postanowiłem oddać mu uśmiech, którego nie zdążyłem wcześniej odwzajemnić. Trochę zmartwił mnie brak reakcji ze strony starszego, od ostatnich kilku godzin nasze zachowanie względem siebie polegało na wszystkim – gestach, dziwnych zachowaniach, ukradkowych spojrzeniach – ale nie na rozmowie. To nie było złe, bo nie mieliśmy nawet powodu do kłótni, po prostu czułem się… Dziwnie. Jakbyśmy bawili się w podchody na własnych zasadach.
Dopiero gdy Taehyung szturchnął go łokciem i machnął mu ręką przed twarzą, ten przypomniał sobie o tym, że siedzi w towarzystwie i powrócił do wcześniejszej rozmowy. Ja też znów przesunąłem wzrok na idealnie gładką taflę wody, ale tym razem czułem na sobie dyskretne zerknięcia, za które odpowiadał nie kto inny jak mój ulubiony hyung. Z całych sił starałem się pohamować ten nieproszony uśmiech, ale w pewnym momencie nie wytrzymałem i zacząłem szczerzyć się do samego siebie, i nawet docinki ze strony chłopaków nie były w stanie tego zmienić.
To był jeden z tych momentów, które tylko z twojej perspektywy wyglądają pięknie, bo w oczach innych ludzi uchodzisz za głupka. Gdy siedzisz wśród przyjaciół i śmiejesz się dlatego, że przez ułamek sekundy poczułeś upragnioną namiastkę szczęścia. Takie chwile jak tą pragnąłem wkleić do swojego prywatnego albumu wspomnień i pilnować, żeby została tam już na zawsze.

***

Na bezchmurnym, granatowym niebie już od dawna mieniło się tysiące gwiazd w towarzystwie osamotnionego księżyca. Nie jestem pewny, jak wiele czasu upłynęło nam na wspólnych rozmowach, wspominkach albo nawet milczeniu i wsłuchiwaniu się w szum fal. Lubiłem ten rodzaj ciszy, kiedy nikt nie miał pretensji, że zrobiliśmy sobie na chwilę przerwę od słów. Nawet Hoseok nie odezwał się w tej sprawie, zamiast tego przymknął oczy i z nikłym uśmiechem położył się na piasku.
Zrobiło się też zimno, więc zabrałem Jiminowi koc i szczelnie się nim owinąłem, puszczając jego protesty mimo uszu. W końcu się do mnie odezwał, a to już jakiś postęp, prawda? Fakt, że robił to w obronie własnej, miał nieco mniejsze znaczenie. Zresztą nie oszukujmy się – komu jak komu, ale mnie by nie odmówił, więc mogłem powiedzieć, że oddał mi go dobrowolnie.
– Hyuuung, zrobisz ze mną zamek z piasku?
Spodziewałem się, że ten spokój jest chwilowy. To było tak oczywiste, jak fakt, że Taehyung wypił o jeden kieliszek za dużo. Albo butelkę. Nieważne, po prostu skakał wokół ogniska i co chwilę prosił Hoseoka, aby się z nim pobawił.
Hobi jednak nie był jakoś szczególnie nastawiony na babranie się w piasku, bo nawet nie otworzył oczu i machnął ręką w powietrzu na znak, że ma mu dać spokój, przez co Kim typowo wygiął usta w podkówkę i zaczął skomleć jeszcze głośniej.
To był smutny widok.
– Ja zbuduję z tobą zamek, Taetae – rzuciłem.
Chłopak od razu podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie tym swoim kwadratowym uśmiechem. Miałem wrażenie, że z powodu swojej niepohamowanej radości zaraz się zapomni i przebiegnie przez sam środek ogniska.  Westchnąłem więc cicho, po czym poklepałem miejsce obok siebie, sugerując, że ma tutaj przyjść, bo mi nie chciało się ruszyć tyłka i usiąść gdzieś indziej. Poza tym ten koc dawał mi tyle szczęścia, ile ciepła, czyli bardzo dużo, chociaż nadal momentami czułem chłodny powiew na karku, co wydało mi się nieco dziwne, zważając na fakt, że pozostali cały czas siedzieli w krótkim rękawku.
Nie minęło pięć minut, a razem z Taehyungiem zaczęliśmy formować naszą budowlę. Na początku zaproponowałem mu to z litości, ale kiedy już rozsiadł się wygodnie naprzeciwko, wesoło usypując górę piasku, mnie również zaczęło to sprawiać jakąś radość. Chwilowo nie czułem się najlepiej, ale w miarę możliwości to ignorowałem i razem z nim bawiłem się w architekta. Czy to nie dziwne, że zachowywaliśmy się jak dzieci z piaskownicy, podczas gdy wszyscy pozostali rozmawiali siedząc przy ognisku? Nie wiem, ale z czasem mój uśmiech się tylko poszerzał, kiedy zamek stawał się coraz większy i ładniejszy. Byłem pewien, że Jin hyung nie pogardziłby takim w prawdziwym życiu, wtedy mógłby zamieszkać tam ze swoim księciem i żyć długo i szczęśliwie, tak jak chciał. Często oglądał bajki o księżniczkach myśląc, że jest sam w dormie, podczas gdy ja potajemnie mu towarzyszyłem. Tak, wyglądał wtedy jak rozmarzona pięciolatka, zwłaszcza, gdy na ekranie pojawiały się ogromne pałace, a on wzdychał cicho i mówił „wooaah”.
Kochałem Seokjina szczerą miłością – taką, jaką syn darzył matkę i zazdrościłem najbardziej na świecie temu osobnikowi, który będzie miał zaszczyt mieszkać z Kimem. Zniósłbym nawet tą nadopiekuńczość, ale boże, jego jedzenie było genialne. Chyba nie potrafiłbym pogodzić się  z jego wyprowadzką i zamieszkałbym razem z nim.
Jak dobrze, że na obecną chwilę widywałem go codziennie. I mogłem jeść jego dania kiedy tylko chciałem.
Moja miłość jest bezwarunkowa.
W pewnym momencie Taehyung zaprzestał dekorowania ostatniej z czterech wież, słysząc nawoływanie ze strony Jimina. Kątem oka widziałem, jak siedzący obok niego Hobi gestem starał się pokazać, że ma do nich podejść, więc ten niewiele myśląc wcisnął w moje ręce szarą muszelkę, którą jeszcze przed chwilą trzymał w dłoni, i zostawił mnie samego.
Auć?
Wydąłem dolną wargę i odrzuciłem muszelkę na piasek, wyrażając w ten sposób swoją frustrację. Zrobiło mi się przykro, że chłopaki z niewiadomego powodu postanowili mnie zignorować, ale z drugiej strony byłem ciekaw, co knują, skoro cała trójka co chwilę ukradkowo zerkała w stronę Namjoona, Seokjina oraz Yoongiego. Nie można również pominąć nieudolnych prób stłumienia nagłych wybuchów śmiechu z ich strony, szczególnie w przypadku Hobiego, który miał z tym największy problem.
W końcu ich wrzaski ucichły, kiedy chłopaki nagle, aczkolwiek cicho zerwali się z miejsca. Miałem nadzieję na to, że wreszcie zamiast nudzić się będę miał na co popatrzeć.
Przynajmniej tak podejrzewałem, zważając na fakt, że nasza trójka śmieszków stała nad śpiącym Yoongim z niecnymi uśmieszkami.
Okej, w kościach czułem już tę nadchodzącą dramę. Gdzie mój popcorn?
Wymienili się jeszcze tylko porozumiewawczymi spojrzeniami, podczas gdy Namjoon oraz Seokjin instynktownie odsunęli się na bezpieczną odległość. Oni już wiedzieli, że lepiej jest się nie mieszać, jeśli w grę wchodził Yoongi. Ja też, dlatego jak przyczajona pantera obserwowałem ich z daleka, nie mogąc powstrzymać ciekawości i ekscytacji.
Hoseok kucnął obok głowy rapera, biorąc kilka głębszych wdechów. Pewnie kalkulował w głowie jakie jest prawdopodobieństwo, że to jego ostatnie wakacje w życiu. W tym czasie Jimin oraz Taehyung  złapali za jego nogi, a chwilę później wszystko  działo się tak szybko, że nie jestem pewny, czy udało mi się za tym nadążyć. To chyba jasne, co miało miejsce potem, prawda? Yoongi obudził się dopiero, kiedy Hobi wraz z TaeTae zaczęli wydawać z siebie dzikie okrzyki, biegnąc z nim na rękach w stronę oceanu.  Początkowo chyba  nie wiedział, co się dzieje, bo jedyne, co zrobił, to zaczął rozglądać się dookoła, a dopiero później miotać i wrzeszczeć, że mają go puścić.
– Jimin, idioto! Nie żyjecie, cała trójka, i przestańcie mną tak szarpać do cholery!  Jak tylko mnie postawicie, to was zaje- ZIMNE, KURWA!
Nie odeszli daleko od brzegu, sami zanurzyli się w wodzie ledwie po kolana, ale to wystarczyło, żeby zahuśtać lekkim jak piórko Minem, a później wyrzucić go w przód tak, aby zniknął po sam czubek głowy. Ci debile nie mogli powstrzymać śmiechu na tyle bardzo, że musieli złapać się za swoje brzuchy i zgiąć w pół, bo inaczej nie ustaliby w miejscu.
Szczerze? Z mojej strony wyglądało to trochę żałośnie, tym bardziej, że Yoongi z pewnością nie puści im tego płazem. Nawet nie było takiej mowy, w końcu mówimy tu o TYM Minie Yoongim, nie jakimś innym.
– Yoongi, wyrażaj się – skarcił go Jin swoim spokojnym głosem, co wywołało u mnie parsknięcie śmiechem. Oczywiście według Seokjina ważniejsze było nasze słownictwo niż takie błahostki jak ewentualne topienie się gdzieś pośród fal oceanu.
Zacząłem się denerwować dopiero, gdy minęła minuta, a miętowowłosy nadal się nie wynurzał. Nawet Hobi przestał się śmiać i jego twarz przybrała kamiennego wyrazu i odcienia białej kredy. Wtedy dodatkowo obudziły się we mnie obawy, czy zaraz nam nie zemdleje i będziemy mieli dwie osoby do ratowania.
– Ej, Tae. Myślisz, że się utopił? – zapytał cicho Jimin, za co od razu został zdzielony w tył głowy przez przyjaciela. –  Aish, przecież tylko pytałem…
– Jak możesz być spokojny w takiej sytuacji? Naprawdę chcesz mieć kogoś na sumieniu? – Taehyung był bliski płaczu, drżała mu dolna warga, a oczy przeskakiwały co chwila z wody na nas. Było ciemno i jedyne dostępne nam światło biło od ogniska, ale niewiele to dało, bo znajdowało się zbyt daleko od brzegu. – Pójdziemy do więzienia za morderstwo, prawda? Nie chcę spędzić reszty życia za kratkami, ja mam plany na przyszłość, zróbcie coś!
– Yoongi prawie złamał mi żebro i próbował mnie pobić, dlaczego mam coś robić? Zresztą pewnie się zgrywa.
Tae zaprzestał nerwowego chodzenia w kółko i złapał się za głowę, posyłając Parkowi mordercze spojrzenie.
 – Zamknij się, bo ciebie też zaraz utopię.
– Nikogo nie utopiliśmy, Taehyung…
– To dlaczego, do cholery, ten idiota nadal się nie wynurza?!
– Cicho być!
Przełknąłem ślinę i spojrzałem na Namjoona, który za sprawą tych dwóch słów sprawił, że zapanowała grobowa cisza. Zaciskał dłonie w pięści tak mocno, że aż zbielały mu knykcie, a jego klatka piersiowa unosiła się w nietypowo szybkim tempie.
– Czekacie na jakieś błogosławieństwo czy co? Moglibyście przestać stać jak ostatnie kołki i sami jakoś zareagować. – Z każdym kolejnym słowem Kim coraz bardziej zbliżał się do brzegu, w międzyczasie ściągając z siebie koszulkę i odrzucając ją gdzieś w piasek.
 Czułem się jak porażony prądem. Nie potrafiłem ruszyć choćby ręką, dlatego nadal siedziałem w tym samym miejscu co chwilę temu i jedynie zaciskałem mocno palce na materiale koca, w duchu policzkując za to, że nic nie zrobiłem. Kątem oka widziałem, że Jin zagryza dolną wargę i uważnie obserwuje poczynania lidera, a Hoseok przez palce patrzy na wodę, zapewne cicho licząc na to, że Jimin ma rację i Yoongi tylko robi sobie żarty.
I właśnie wtedy z gardła Taehyunga wydarł się niepohamowany i bolesny dla moich uszu pisk.
Kilka metrów dalej od miejsca zatonięcia Sugi spod tafli wody wyłoniła się głowa, która na tle prawie granatowego oceanu znacznie odróżniała się swoją miętówkowością. Namjoon zatrzymał się w półkroku, gdy tamten energicznie zamachał głową, by pozbyć się nadmiaru wilgoci z włosów i przeczesał je ręką, wyglądając przy tym cholernie majestatycznie.
Co się właśnie stało?
Wszyscy zamarliśmy. Dosłownie, nikt nie odważył się powiedzieć ani słowa, będąc w zbyt wielkim szoku. Jedynie Yoongi przewrócił oczami i westchnął głęboko, nie doczekawszy się jakiegokolwiek odzewu.
– Prędzej mielibyście trupa na sumieniu, niż otrzymałbym pomoc z waszej strony. Zastanawiam się, czy to nie był zamach na moje życie, skoro żaden z was nie rzucił mi się na ratunek.
– Co? – jęknął Hoseok, zapominając zamknąć ust, przez co teraz stał z rozchylonymi wargami i wpatrywał się w niego jak ciele w malowane wrota.
– To ja tu jestem od zadawania pytań. Jakbym naprawdę nie mógł się wynurzyć to też byście spekulowali, czy „już się utopiłem, czy jeszcze nie”?  – Raper spojrzał z jadem w oczach na Jimina, mrużąc oczy.
Park zrobił minę w stylu „ja nic nie wiem” i cofnął się o krok w tył, bo nawet jeśli Min nie potrafił się teleportować, w tamtej chwili wydawało się to całkiem prawdopodobne.
Czy już możemy zamówić wieńce pogrzebowe dla tej trójki?
– A ja to co? – spytał z wyrzutem Rap Mon, który w międzyczasie szukał swojej koszulki, paradując przed nami półnagi.
Mój mózg się właśnie przegrzał, dziękuję za współpracę, ale możemy się pożegnać.
To za dużo jak dla mnie.
– Ty się nie liczysz, Namjoon – stwierdził Yoongi, a ja dopiero teraz zauważyłem, że przez cały czas pływał w miejscu, bo nie sięgał dna.
Lider spuścił głowę i odwrócił się na pięcie, ze zrezygnowaniem kopiąc niczemu winny piasek. Biedny Joonie, nikt nie doceniał jego szczerych chęci i bohaterskich czynów. To znaczy ja jak najbardziej doceniałem, ale nadal trzymał mnie error i nie potrafiłem się ruszyć.
– Boże, Yoongi! – wrzasnął nagle Hoseok, dłońmi łapiąc się za policzki. ­ – Nie, nie, nie – powtarzał cicho pod nosem, biegnąc w stronę mieniącej się wody i siedzącego w niej rapera.
A raczej płynąc, bo zaledwie po kilku sekundach łapał za ramiona zniesmaczonego Yoongiego.
 – Dzięki za troskę, ale chyba się spóźniłeś.
– Nie, nie o to mi chodzi – odparł szybko Hope ze słyszalnym przerażeniem w głosie. – Hyung, nie oddałeś mi telefonu. Błagam, powiedz, że został na brzegu.
W odpowiedzi usłyszeliśmy głośny śmiech Yoongiego i zrezygnowany, przesycony smutkiem jęk Horse'a.
Ja też mam się śmiać czy płakać, bo nie wiem.
– To się nazywa karma, słoneczko.
Po tym krótkim przedstawieniu, jakie zafundowali nam chłopaki, jakoś udało się wyciągnąć ich na brzeg. Tak właściwie to kiedy tylko Min postawił pierwszy krok na piasku, Jin podbiegł do ociekającego wodą chłopaka niemalże natychmiast i złapał go za ucho, taszcząc w stronę koca i krzycząc, że jest nieodpowiedzialnym dzieciakiem. Hobi za to nie mógł się pozbierać po stracie telefonu, który wcale nie okazał się być tak wodoodporny, jak zapewniał sprzedawca w sklepie.  
– Jungkook, ty płaczesz? – zapytał nagle Yoongi, kiedy podczas suszenia włosów ręcznikiem napotkał się na moje spojrzenie.
Chciałem zaprotestować, ale nie mogłem, gdy moja dłoń odruchowo powędrowała do policzka i poczułem, że jest cały mokry. Żeby chociaż wilgotny, ale nie, słone krople kapały jedna po drugiej i dopiero wtedy byłem w stanie to zauważyć. Zazwyczaj w takich sytuacjach mój smutek stopniowo narastał i w pewnym momencie wybuchałem szlochem z nadmiaru gnieżdżących się emocji, a teraz… To było tak automatyczne, łzy pojawiły się i od razu podążyły tą drogą, nie czekając na moją zgodę. Po tym chwilowym otępieniu wreszcie do mnie dotarło, co tak naprawdę się wydarzyło i z jakiego powodu zareagowałem w ten sposób.
Strata przyjaciela była dla mnie czymś tak niewyobrażalnym, że nie potrafiłem dopuścić do siebie takiej informacji. Tępo patrzyłem na rozgrywającą się przede mną scenę, podczas gdy jakaś część mojej podświadomości zareagowała jeszcze przed samym faktem. Rozumiecie? To było tak automatyczne, jakbym na dźwięk samego słowa „strata” tracił wszystko, co mam.
I wystarczyło to jedno pytanie, abym w ciągu tej jednej sekundy zaniósł się tak szaleńczym płaczem, jak jeszcze nigdy.
Pozostali patrzyli się na mnie wymieniając niezręcznymi spojrzeniami, przez co poczułem się jeszcze gorzej. Nie znosiłem okazywać innym swoich słabości, nawet jeśli nie było jasno powiedziane, przez co się tak zachowuję. Nie uważałem łez za coś złego, ale miałem wrażenie, że ludzie odbierają mnie za kogoś żałosnego, bezsilnego, marnego. Nie potrafiłem wtedy przestać mój głos z każdą chwilą stawał się coraz bardziej histeryczny i głośny.
– Przepraszam, Jungkook. – Pomimo, że twarz miałem ukrytą w dłoniach, doskonale wiedziałem, czyje ramiona mnie obejmują.
Odetchnąłem głęboko i pozwoliłem na to, aby Jimin zacieśnił swój uścisk i z ulgą wtuliłem się w szyję chłopaka. Jego zapach zawsze działał na mnie uspokajająco i tak też było w tym przypadku. Mój urwany oddech od razu zwolnił, gdy tylko poczułem woń cynamonu pomieszanego z pomarańczowym szamponem do włosów, którego zazwyczaj używał.
– To mnie powinieneś przeprosić – usłyszałem oburzony głos Mina, a zaraz potem ciche pacnięcie, jak mniemam w jego głowę.
– Cicho siedź, Yoongi.
Zacząłem szlochać jeszcze bardziej, jednocześnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Nikt nie widział mojej twarzy, skutecznie ukrytej w materiale koszulki Jimina, co było mi bardzo na rękę, bo musiałem wyglądać tragicznie. Z opuchniętymi od płaczu oczami, zaczerwienionymi policzkami i nachodzącymi mnie co chwilę spazmami płaczu.  
W życiu nie darowałbym sobie, gdybym miał stracić któregoś z nich. Może nie okazywałem tego na co dzień, ale ta szóstka idiotów była dla mnie najważniejsza na świecie i skoczyłbym za nimi w ogień, nie ważne, jakie głupstwo by popełnili. I dopiero teraz dotarło do mnie, jak wielką i bolesną stratą byłoby zniknięcie któregoś z nich.
To smutne, że człowiek najczęściej w takich chwilach uświadamiał sobie, jak wartościowych ludzi ma wokół siebie.
O krok od tragedii albo po fakcie.
Ale prawda była taka, że osobno nie bylibyśmy teraz tu, gdzie jesteśmy. MY nie istniałoby bez choćby jednego z NAS.
– Cieszę się, że tu jesteście – powiedziałem, zaciskając dłonie ma plecach Park.
Jimin pogłaskał mnie po głowie i zaśmiał się cicho.
– My też, Jungkookie.

***

Przez zaistniałą sytuację musiałem oddać Yoongiemu koc, który przez znaczną część czasu służył mi jako grzejnik. To znaczy nie musiałem, ale chciałem, bo hyung był cały przemoknięty i trząsł się z zimna jeszcze bardziej niż ja. Czułbym się źle, gdybym nadal siedział jak gdyby nigdy nic i ignorował dygoczącego niczym Chihuahua przyjaciela.
Atmosfera znacznie zmieniła się od kiedy dostałem tego ataku płaczu i histerii, pewnie dlatego, że minęła dłuższa chwila, zanim całkowicie się uspokoiłem. Dla pozostałych to było pewnie niezręczne, gdy nie potrafiłem choćby na nich spojrzeć, a zamiast tego cały czas ukrywałem twarz w koszulce Jimina, który dzielnie przy mnie klęczał, choć ta pozycja na pewno była dla niego niewygodna.
Cóż, kiedy skończyły mi się wszystkie łzy, a oczy bolały tak bardzo, że nie potrafiłem uronić ani jednej kropli więcej, musiałem im jakoś udowodnić, że wszystko jest w porządku, więc niewiele myśląc rzuciłem się na Yoongiego, zamykając w szczelnym uścisku. Przy okazji skrzyczałem go za to, że przez niego najadłem się tak dużo strachu i podziękowałem, że jednak się nie utopił, bo byłoby mi wtedy smutno.
A teraz? Siedziałem najbliżej ogniska jak się dało, starając opanować drżenie ciała, i wpatrywałem się w tańczące przede mną płomienie. Nie byłem pewny, czy niekończące się dreszcze powodował chłód czy zdenerwowanie, ale niezależnie od przyczyny działały mi na nerwy, bo  próbowałem zachować choćby pozory tego, że już jest okej, a przez to nie bardzo mogłem.
– Jungkook, dobrze się czujesz?
Zacisnąłem powieki i przekląłem w myślach. Wiedziałem, że to pytanie padnie prędzej czy później.
Przynajmniej już miałem pewność, że jestem słabym aktorem.
 – Tak, hyung, wszystko jest dobrze – skłamałem, choć tak naprawdę miałem ochotę walnąć głową w piasek.
Jak struś!
Namjoon zmrużył podejrzliwie oczy, po czym mlasnął językiem i już wiedziałem, że mi nie wierzy. Nie zrobiłby tego nawet gdybym nagle zaczął skakać wokół ogniska na znak, że czuję się świetnie. Skoro nie łyknął za pierwszym razem, nie zrobi tego za drugim ani żadnym kolejnym.
A ja po prostu nie chciałem niszczyć pozostałym tego spokojnego wieczoru. Pomimo, że jeszcze godzinę temu musieli mnie uspokajać, to teraz widziałem, że nie mieli ochoty się stąd wynosić. Yoongi leżał z głową ułożoną na nogach Taehyunga, który starał się nawiązać jakąś konwersację z Seokjinem, ale ten był zbyt pochłonięty gapieniem się na Sugę, aby cokolwiek mu odpowiedzieć, natomiast Hoseok jakiś czas temu przysiadł się do Rap Monstera i wdał się z nim w dyskusję na temat piosenki, nad którą pracował.
Jedynie Jimin siedział w odosobnieniu od pozostałych po drugiej stronie, podkulając nogi i opierając na kolanach brodę. Wyglądał na zmartwionego, na pewno taki był, bo od dziesięciu minut nie ruszył się o milimetr, ciągle gapiąc w jeden punkt.
Byłem ciekaw, czy nadal zadręczał się tą sprawą z Yoongim.
– Właśnie widzę – prychnął Nam. – Jesteś blady jak ściana i co chwilę głowa opada ci tak, jakbyś miał się wyłożyć, a ja nie mogę na to już dłużej patrzeć. Co się dzieje?
A niech cię szlag, Namjoon. Człowiek stara się być miły, ale jak widać nawet tego mi nie wolno.
– Trochę kręci mi się w głowie, ale zaraz przejdzie. Serio – zapewniłem i uśmiechnąłem się najpiękniej jak potrafiłem, mając nadzieję, że choćby to załagodzi sytuację.
Jednak jak na złość wtedy wszystkie pary oczy zwróciły się na mnie, a ja zostałem zaatakowany przez serię kichnięć.
Dzięki, życie. Ja ciebie też.
– Możemy wrócić już do hotelu, jeśli chcesz. Już i tak jest późno – zasugerował Hobi, delikatnie unosząc kąciki ust ku górze.
– Nie, nie trzeba, naprawdę. Po prostu nie zwracajcie na mnie uwagi.
– Jak zemdlejesz to też mamy cię ignorować? – odezwał się Yoongi, szturchając mnie stopą w ramię. – Nie ma mowy, dzieciaku.
– W takim razie wrócę sam – ciągnąłem dalej.
– Co? Nie ma nawet takiej opcji. – Ku mojemu zdziwieniu to Jimin okazał się być autorem tych słów, co w jakiś sposób sprawiło, że poczułem się lepiej. Może nie fizycznie, ale psychicznie na pewno. – Ja z tobą pójdę. Jest noc i nie będę ryzykował tym, że coś ci się stanie.
– Ale hyung…
– Żadnego „ale”. Zbieraj się.
Zaskoczony jego nagłą zmianą nastawienia przytaknąłem i lekko chwiejąc się wstałem, na końcu otrzepując spodnie z  nadmiaru piasku. Jimin stał już obok mnie, jakby się bał, że zaraz stracę panowanie nad własnymi nogami i będzie musiał mnie łapać.
Ostatnio był naprawdę dziwny. To znaczy bardziej niż zwykle. Jego wahania nastroju wprawiały mnie w zakłopotanie i czasem już naprawdę nie wiedziałem, co mam mówić i jak się przy nim zachowywać, bo w każdej chwili z uśmiechniętego chłopaka mógł się zmienić  w chodzącą kulkę rozpaczy.
Pożegnałem się z wszystkimi przyjaciółmi i przeprosiłem ich za to, co się dzisiaj wydarzyło, a potem podążyłem za Parkiem. Mimo jego nieodgadnionego wyrazu twarzy i wrażenia, że jest na mnie zły, nie szedł zbyt szybko, cały czas dotrzymując mi tempa, którego nie potrafiłem przyspieszyć. Chociaż nie wiem, dlaczego mógłby się na mnie gniewać, chyba nie zrobiłem nic złego, a mimo to przez pierwsze kilka minut drogi nie odezwał się do mnie ani słowem, jedynie posyłając mi krótkie spojrzenia, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie leżę na ziemi.
Nie ukrywam, że byłem tego bliski i z każdą chwilą czułem się coraz gorzej.
– Hyung… – zacząłem cicho, ale to wystarczyło, abym zyskał jego uwagę, bo od razu przeniósł swój wzrok na moją twarz. – Jesteś zły, bo przeze mnie musisz wracać do hotelu, prawda?
Zacisnąłem usta w wąską linię, czując, jak pieką mnie policzki. Byłem pewien, że dostanę twierdzącą odpowiedź, co tylko potęgowało moje poczucie winy.
Dlatego kiedy nic nie usłyszałem, a Jimin nadal milcząc uśmiechał się do mnie tym swoim ciepłym uśmiechem, który potrafił roztopić najbardziej zlodowaciałe serce, ciężar z mojej klatki piersiowej natychmiast zniknął.  
– Głupek. – Rudowłosy zachichotał i cała ta mroczna aura, jaka jeszcze chwilę temu go otaczała, zniknęła. – Jasne, że nie. Prawdę mówiąc nie chciało mi się tam już dłużej siedzieć.
Nie wiem, czy bardziej cieszył mnie fakt, że wbrew moim podejrzeniom nie byłem dla niego problemem czy sam widok i świadomość tego, że po tak długim czasie oglądania jego smutnej miny, wreszcie się uśmiechnął.
I gdzieś tam głęboko w podświadomości zakodowałem sobie, że być może właśnie za sprawą mojego głosu się rozchmurzył.
Myślenie w ten sposób poprawiało mi samopoczucie i ćmiło nieznośny ból głowy.  
– Ach… W takim razie się cieszę.
Park skinął głową, a wesoły grymas nadal nie znikał z jego ust.
Po tej krótkiej wymianie zmian znów zapanowała cisza, ale tym razem zupełnie innego rodzaju. Nie była drażniąca  i nie sprawiała, że miałem ochotę zacząć rozmowę choćby o zeszłorocznym śniegu, byle zapełnić ją jakimiś pustymi słowami. Nienawidziłem tego poczucia niepokoju i niemalże namacalnego napięcia, gdy pomiędzy mną a drugą osobą nie potrafiłem znaleźć najbardziej błahego tematu do rozmowy.
Ale wystarczył jeden uśmiech, a to ciche wzburzenie, które przypadkiem wtargnęło między nas, zniknęło na dobre.
– Jungkook? – Tym razem to spokojny głos Jimina przerwał milczenie.  
­– Hm?
– Co z moim prezentem?
 Ściągnąłem brwi w geście niezrozumienia i przekręciłem głowę na prawo, aby przypatrzeć się twarzy rudzielca. Oczekiwałem jakiegoś wyjaśnienia albo kontynuacji jego dziwnej wypowiedzi, ale napotkałem się jedynie na wyczekujące spojrzenie.
– No wiesz… Bo mówiłeś, że dostanę go, jak będziemy sami – sprostował.
Ach, no tak. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o naszej rozmowie sprzed przyjścia na plażę, i o tym, jak bardzo speszył się po moich słowach.
…oraz o tych uroczych rumieńcach, które próbował przede mną ukryć.
Park szturchnął mnie lekko w ramię, gdy po raz kolejny tego dnia się zawiesiłem. Wydął dolną wargę i policzki, dając mi jasno do zrozumienia, że chce dostać go tu i teraz, albo przynajmniej dowiedzieć się, co się z nim dzieje. Gdyby to było takie proste, zrobiłbym to już dawno temu, ale niestety nie było i wpływało na to kilka czynników.
 – Przepraszam, ale nie mogę zrobić tego teraz. Nie chciałbym cię… – ugryzłem się w język, zanim palnąłbym coś głupiego. Tym razem rumieńce wstąpiły na moją twarz, aż poczułem, jak palą mnie uszy, ale na szczęście było zbyt ciemno, aby Chim mógł to zauważyć. Chyba. – Zresztą nieważne, po prostu musisz jeszcze trochę poczekać, okej?
Jimin niewiele zrozumiał z mojej wypowiedzi, przynajmniej tak wywnioskowałem po jego zdezorientowanej minie, jednak już po chwili przytaknął i znów się uśmiechnął.
– To znaczy? Nie masz go przy sobie, tak? W porządku, mogę poczekać. – Na wzmiankę o swoim prezencie od razu rozpromieniał, pomimo, że nie mógł dostać go od ręki. Odniosłem wrażenie, że przez to zmienił się nawet jego chód i z każdym kolejnym krokiem podskakiwał, machając głową na boki.
Słoooodycz.
Pomocy.
– Niekoniecznie – mruknąłem, ale zaraz szybko pokręciłem głową, nie chcąc ciągnąć dalej tego tematu. –To nieistotne, przynajmniej nie teraz. Patrz, hyung, tutaj Yoongi dostał piłką w głowę!
Na szczęście udało mi się sprawnie ominąć tą niewygodną kwestię, bo Jiminie szybko podłapał nowy temat. Od razu wybuchnął głośnym śmiechem i zakrył usta dłonią, zapewne odtwarzając tą piękną scenę w swojej głowie.
A ja szedłem obok z rękami w kieszeniach spodni i nie mówiłem nic, tylko przypatrywałem się po cichu Jiminowi, od którego niemalże czułem bijące ciepło. Oczy błyszczały, oddając światło gwiazd, dźwięczny śmiech niósł się przez pustą plażę, a uśmiech olśniewał swoim własnym blaskiem.
Taki właśnie był prawdziwy Park Jimin.
I takiego chciałem widzieć go zawsze.

Jimin

Droga do hotelu nie zajęła nam dużo czasu.
A nawet jeśli, to nie zwróciłem na to uwagi, bo jakoś od połowy nie mogłem  ani na moment złapać oddechu przez Jungkooka, który co chwilę wywoływał u mnie chore napady śmiechu. Wciąż nie rozumiałem, dlaczego ten dzieciak tak na mnie działał, ale w pewnym momencie życia stwierdziłem, że tak po prostu musi być i nie miałem na to żadnego wpływu, więc przestałem zaprzeczać samemu sobie. Nie, żebym kiedykolwiek chciał, aby coś się zmieniło… O nie, ani trochę. Wizja stracenia tego głupka bezpowrotnie była dla mnie gorsza, niż cokolwiek innego. Potrafiłbym zrezygnować z tańca, aby temu zapobiec.
Dość śmiałe posunięcie z mojej strony, wiem. Kochałem taniec od dziecka, a może i jeszcze dłużej – nie pamiętałem dokładnie, bo początek mojej pasji miał miejsce tak dawno. I szczerze, tylko wtedy czułem, że nic ani nikt mnie nie ogranicza, mogłem zrobić wszystko, na co miałem ochotę. To ja panowałem nad swoim ciałem, miałem kontrolę nad każdym mięśniem i ode mnie zależało, jak daleko postanowię zabrnąć tym razem. Chyba to mnie w tym najbardziej pociągało – wolność. Pełna kontrola, a jednocześnie całkowite szaleństwo.
Ale wtedy pojawiła się osoba, która sprawiła, że zapragnąłem podzielić się z nią swoją wolnością.
Zgadza się, miałem na myśli tego cicho dreptającego chłopaka, który obecnie wtulał się w moją bluzę, bo jego ciało tak potwornie drżało, że w innym wypadku nie potrafiłbym na niego normalnie spojrzeć.  Za każdym razem, gdy kierowałem wzrok na jego twarz, byłem coraz bardziej pewny swoich słów i tego, że moje zamiłowanie do tańca było całkowicie innym rodzajem miłości.
Westchnąłem cicho, przekręcając klucz w drzwiach od swojego pokoju i zrobiłem krok w bok, aby przepuścić ledwo trzymającego się na nogach Jungkooka. Cholernie martwił mnie jego stan, który pomimo (prawdopodobnie) wymuszonego uśmiechu z każdą chwilą stawał się coraz gorszy, dlatego od razu nakierowałem go w stronę schodów prowadzących na antresolę, bo właśnie tam znajdowało się łóżko.
Pierwszy raz mieliśmy okazję spać w tak interesująco urządzonych pokojach. Nasz menadżer wyjątkowo postarał się przy wybieraniu odpowiedniego hotelu i widocznie zależało mu na tym, abyśmy faktycznie wypoczęli, bo ta miejscówka (przynajmniej na mnie) wywołała spore wrażenie. Nie był urządzony w typowy, nowoczesny sposób – całość była raczej czymś na wzór… Średniowiecza? Przy wejściu wzrokiem jako pierwsze napotykało się ogromne, posłane niebiesko-złotą pościelą łóżko małżeńskie,  które na samym początku zaklepał sobie Taehyung (po prostu się na nie rzucił i nie chciał zejść, nawet gdy ugryzłem go w rękę. Tak, też chciałem tam spać).  Po lewej znajdowało się przejście do osobnego „pokoju”, odgrodzonego jedynie bordową zasłoną, ale nie było tam nic specjalnego, zwyczajny kącik do zrobienia sobie herbaty albo kawy. Natomiast po przeciwnej stronie w górę pięły się drewniane schody prosto  do miejsca, w którym spałem ja i Hobi hyung.
Nie, nie na łożu małżeńskim, spokojnie.
­ – Dasz radę wdrapać się na górę, Kookie? – zapytałem, nadal nie ściągając ręki z jego pleców. Musiałem być gotowy w razie, gdyby zachciało mu się wypaść przez barierkę albo polecieć w dół, żeby chociaż on miał miękkie lądowanie.
Swoją drogą, tylko my mieliśmy taki wypasiony, dwupiętrowy pokój. Jedynie przez to, że była nas trójka, nie dwójka, ale to nic, jakoś dało się przeżyć fakt, że wczorajszego wieczora Tae aż za bardzo szalał na tym ogromnym łóżku, kiedy my próbowaliśmy spać.
– Nie rób ze mnie kaleki, hyung. Po prostu boli mnie głowa.
Tak, jasne. A ja jestem królowa Elżbieta.
Przewróciłem tylko oczami i już będąc na górze pchnąłem go na stojące pod ścianą jednoosobowe łóżko, w którym dotychczas spałem tylko ja. Cóż, Jungkook zapomniał wziąć od Jina kluczy do swojego pokoju, dlatego postanowiłem, że tej nocy przenocuje u mnie. Nie robiło mi to większego problemu, musiałem jedynie poczekać, aż pozostali wrócą i wtedy przeniosę się do sypialni maknae, bo tutaj nie było już dla mnie miejsca. Miałem nadzieję, że jeśli Hoseok się upije, nie będzie darł się w niebogłosy, bo Kookie potrzebował odpoczynku.
Oho, zaczęło się. Czy ja naprawdę brzmię jak przewrażliwiona mamusia? Jak Seokjin?
– Poradzę sobie, Jimin – powiedział Jeon, kiedy zmusiłem go, aby się położył i zacząłem dokładnie okładać jego ciało kołdrą. – Poza tym już mi ciep-
– Nieprawda, zdaje ci się. Masz się stąd nie ruszać, jasne? Pójdę tylko zajrzeć do apteczki, więc zaraz wrócę.
– Do apteczki? Po co ci apteczka, chcesz mnie reanimować?
Mimowolnie parsknąłem śmiechem.
A zaraz później do mnie dotarło, w jaki sposób przebiega reanimacja.
Kookie, skarbie. Jeśli chcesz, żebym zrobił ci usta-usta, możesz zwyczajnie poprosić.
Boże, jakie to żenujące. Ja naprawdę pomyślałem o czymś takim? To cud, że nie powiedziałem tego na głos, a to przecież on miał gorączkę. On, nie ja, cholera.
– Jiminie, halo, zadałem ci pytanie. – Chłopak machnął mi przed twarzą ręką i aż odskoczyłem do tyłu, o mało co nie uderzając tyłkiem o podłogę.
– Nie, głupku. – Ochrząknąłem i się wyprostowałem, jeszcze raz sprawdzając, czy Kook leży dobrze przykryty. – Jin hyung zostawił ją nam w razie, gdyby ktoś się źle poczuł albo zrobił sobie krzywdę, tak jak ty na przykład.
– Dlaczego miałby zostawiać ją wam, a nie na przykład Yoongiemu i Namjoonowi? – Jungkook ściągnął brwi i wydął dolną wargę, jakby to był dobry powód do focha.
– Bo tutaj jest Taehyung i Hoseok.
Już potem nic nie powiedział, tylko przytaknął i westchnął cicho.
Tak jak oznajmiłem wcześniej, skierowałem się na dół i zniknąłem za bordową zasłoną, szukając małego, białego pudełeczka. Nie zajęło mi to dużo czasu dzięki typowemu dla Seokjina oznaczeniu dla swoich przedmiotów – obwiązał je szeroką, różową wstęgą, a na wieczku widniała duża kokardka.
Wiecie, normalni ludzie mają na takich czerwony krzyż albo coś.
Ale on nie był normalny.
To tylko pozory, nie dajcie się zwieść.
Mimowolnie zaśmiałem się na myśl o naszej zespołowej księżniczce i z bólem serca rozwiązałem zaiście uroczą ozdobę, a potem uchyliłem wieczko w poszukiwaniu jakiegoś leku przeciwgorączkowego. Wyglądało na to, że maknae po prostu złapał dość mocne przeziębienie, bo poza bolącą głową i gorączką na szczęście nie zauważyłem nic więcej. Pewnie załatwił się dwa dni temu, kiedy razem z Taetae po jednym z występów spoceni biegali po całych kulisach, ciesząc się z lodów, które dostali od staffu.
A to do mnie miał pretensje, że nazywałem go dzieckiem, pf.
Z uśmiechem podrzuciłem w dłoni niebieskie pudełeczko leku, o którym mówił mi niedawno Jin, chwaląc siebie w myślach za to, jaki dobry ze mnie hyung. Zaparzyłem gorącej herbaty, wcisnąłem do niej dużo cytryny (bo ponoć zdrowa) i wsypałem dwie łyżeczki cukru z nadzieją, że nie zapomniałem, ile Jungkook słodził.
Zadowolony z siebie wracałem już po schodach na górę i rozmyślałem nad tym, czy nie powinienem zrobić mu może zimnych okładów z ręcznika, ale moje myśli skutecznie rozproszył widok rozkopanej pościeli w łóżku.
I, przede wszystkim, brak Jungkooka, który powinien być w niej ukryty po czubek nosa.
– Gdzie jesteś, Ciastek? – zapytałem, chociaż dobrze wiedziałem, że nie mógł nigdzie uciec. Słyszałbym, gdyby próbował się wymknąć dołem, poza tym dlaczego miałby to robić? Nerwowo rozejrzałem się dookoła, szukając jakichś śladów, ale jedyne, co po sobie pozostawił, to moja bluza leżąca na podłodze.
I wtedy do moich uszu dotarło głośne plaśnięcie.
A potem odgłos puszczonej wody z prysznica.
Prawie się przewróciłem, gdy z prędkością światła wystartowałem w stronę łazienki na piętrze. Nie wiem, co mi odwaliło, ale byłem jednocześnie zły i przestraszony, że mógł się przewrócić i stracić przytomność, więc nawet nie zapukałem i wtargnąłem do pomieszczenia.
Z pewnością nie takiego widoku się spodziewałem.
Obstawiałem raczej nagiego Jungkooka, który bierze prysznic, a nie takiego, który w ciuchach siedział w kabinie (dosłownie, siedział po turecku na kafelkach) pod strumieniem wody.
– Jezu, dziecko, co to wyrabiasz? – Złapałem się za głowę i zakręciłem zimną wodę, nie potrafiąc uniknąć czołowego starcia z orzeźwiającymi kropelkami. Tak, skończyłem z mokrymi włosami, ale nie to się wtedy najbardziej liczyło.
– Nie jestem dzieckiem, hyung. Już ci mówiłem – burknął młodszy i podniósł głowę do góry, próbując nawiązać ze mną kontakt wzrokowy.
To pierwszy i ostatni raz, kiedy byłem od niego wyższy.
Jej?
– Poza tym było mi gorąco, ale nie chciałeś mnie słuchać...
Ten chłopak po raz kolejny doprowadzał mnie do szaleństwa, ale mimo wszystko nie potrafiłem się na niego gniewać. No choćbym próbował celowo się zezłościć, to patrząc na ten króliczy uśmiech od razu o tym zapominałem i sam szczerzyłem się jak debil.
– Mogłeś się chociaż rozebrać… – jęknąłem zrezygnowany i przetarłem dłonią twarz, zaczesując mokre włosy do tyłu.
– Chciałeś mnie pooglądać nago?
– Co? Nie, boże, Jungkook – powiedziałem szybko, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak dwuznacznie zabrzmiały moje słowa. – Zaczynasz bredzić przez tą gorączkę. Wstawaj, musisz się przebrać, zaraz dam ci jakieś ciuchy na przebranie, a teraz przynajmniej się wytrzyj. – Po tych słowach jakoś dźwignąłem go w górę i wcisnąłem mu w dłonie zielony, mięciutki ręcznik, a potem zniknąłem za drzwiami łazienki, wyciągając z torby szare dresy i najluźniejszy tshirt, jaki tylko posiadałem.
Czasami nie miałem po prostu siły do tego dziecka. Zwłaszcza w takich chwilach – kiedy pełny nadziei, że wytarł chociaż swoje włosy wracałem do łazienki, ale oczywiście jak zwykle się przeliczałem i nadal stał w tym samym miejscu z taką samą znudzoną miną.
– Jesteś strasznie problematyczny. – Westchnąłem i odłożyłem na półkę przygotowane ciuchy, zabierając mu z rąk ręcznik, który jak widać był dla niego zbyt skomplikowany w obsłudze.
Czy ja przypadkiem nie podłapałem tych wszystkich macierzyńskich zachowań od zbyt długiego przebywania z Jinem?
– Hyuuuung, dobrze wyglądasz, kiedy jesteś mokry – wymamrotał, podczas gdy ja bardzo intensywnie suszyłem mu włosy. Zawiesiłem się na chwilę, myśląc o rzeczach, o których zdecydowanie nie powinienem, przez co moje policzki nabrały bardzo wyrazistego odcienia czerwieni i jakby nigdy nic powróciłem do wcześniejszej czynności. Cholerny małolat. – Czemu jesteś taki czerwony? Powiedziałem coś nie tak?
Zakląłem pod nosem i zakryłem mu twarz puchatym materiałem. Koniec tego dobrego, chyba wystarczająco go przesuszyłem, a więcej komentarzy nie byłbym w stanie znieść. I to wcale nie dlatego, że nachodziło mnie zbyt wiele nieprzyzwoitych myśli, a Jungkook był po prostu chory i to było raczej normalne u ludzi z gorączką, więc nie mogłem się tak po prostu na niego rzucić.
Nic, nieważne.
– Ręce do góry – poleciłem i sięgnąłem po koszulkę na przebranie, nawet na niego nie patrząc. Słysząc ten charakterystyczny, króliczy chichot po raz kolejny dzisiaj zrozumiałem, że nie potrafię wyrażać się w jednoznaczny sposób.
Niech ktoś mnie zabije, bo zaraz wyskoczę z okna przez własną głupotę.
– Tak jest, panie policjancie! – zawołał czarnowłosy i zasalutował, a potem tak jak kazałem uniósł ręce w górę, z dumą patrząc przed siebie.
Ja tam nie widziałem żadnego powodu do dumy.
Ale do rzucenia się z mostu, owszem.
Naprawdę nie wiem, co sobie myślał, ale o tym, że chcę go przebrać zorientował się chyba dopiero wtedy, kiedy podwinąłem jego przemokniętą koszulkę. Pisnął, nie spodziewając się moich ciepłych dłoni na swoim torsie, ale nic nie powiedział, tylko zacisnął oczy i pozwolił na to, abym całkowicie ją z niego ściągnął.
Korzystając z tego, że na mnie nie patrzył, dokładnie zlustrowałem wzrokiem idealną klatkę piersiową, ramiona i ładnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. Teraz rozumiałem, dlaczego tak się oburzał, gdy nazywałem go dzieciakiem, bo zdecydowanie nie wyglądał na dziecko. O nie, ani trochę. Ten chłopak był cholernie gorący i zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że przez większość czasu zachowywał się przy mnie jak niewinny chłopiec, który pali buraka ledwo myśląc o takich rzeczach.
Pozwól mi, Jungkookie, że wprowadzę cię w ten magiczny świat dorosłości.
Gorąco uderzyło w moją twarz, kiedy para błyszczących oczu przyłapała mnie na tak bezwstydnym gapieniu się na jego półnagie ciało. Prawie wpadając na drzwi wybiegłem z pokoju, ciskając w jego głowę koszulką i krzyknąłem, że ma się przebrać, a ja będę czekać na niego w łóżku.
ZNOWU BRZMIĄC JAK JAKIŚ PIEPRZONY NIMFOMAN.
Byłem skłonny wyjść z hotelu i zacząć szukać mostu z najładniejszym widokiem, żeby z godnością zakończyć swój marny żywot. Już dawno nie najadłem się tyle wstydu co wtedy, jakby tego było mało – przed osobą, do której, cholera, śliniłem się od kilku ostatnich lat. Ależ oczywiście, takie sytuacje się zdarzały, prawda? Nie byłem jedynym, który zrobił z siebie debila przed kimś, kogo lubiłem, a kto jednocześnie zachowywał się, jakby był po jaraniu.
Nie obraziłbym się też, gdyby następnego dnia nie pamiętał o tym wieczorze. Serio, ani trochę by mi to nie przeszkadzało.
– Już będę grzeczny, hyung. Przepraszam – usłyszałem za plecami. Odetchnąłem cicho i pokiwałem głową, poklepując dłonią materac, na którym powinien leżeć już od dłuższego czasu, ale Park Jimin nigdy nie miał podejścia do dzieci, dlatego ten królik uciekł mi przy pierwszej lepszej okazji.
O patrzcie, czyli ze zwierzętami też miałem na pieńku.
Ostatecznie chyba nie będę w stanie przestać nazywać go dzieckiem, przykro mi. Ta twarz nie pozwalała na nic innego.
A ciało to inna sprawa.
Co się zobaczyło, już się nie odzobaczy.
– Mam nadzieję. Nie widzi mi się, żebyś cały nasz urlop przeleżał chory w łóżku.
Młodszy przytaknął i wgramolił się pod ciepłą kołdrę, łykając tabletki, które przed chwilą mu dałem. Wyglądało na to, że już się nieco uspokoił, co uwolniło we mnie poczucie ulgi, bo nie zapowiadało się, żeby zaraz zaczął skakać po łóżku. Jedynie podziękował i ułożył się wygodnie na poduszce, ale gdy  chciałem odejść aby zadzwonić do Taehyunga (początkowo miałem w planach wykonać telefon do Hoseoka, ale przypomniałem sobie, że jego smartfon nie żyje), złapał mnie za rękę i mocno zacisnął na niej swoje palce.
Spojrzałem na niego zdziwionym wzrokiem.
– Mógłbyś poczekać, aż zasnę? Twój pokój jest straszny, Jimin…
 Jak mogłem oprzeć się temu uroczemu stworzonku? Tylko człowiek bez serca zostawiłby go w takiej sytuacji. Chociaż nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby miał problemy z zaśnięciem w nowych miejscach, ale postanowiłem nie drążyć tematu. Zresztą Jungkook już kilka minut później zaczął cicho pochrapywać pod nosem, dając mi do zrozumienia, że zasnął. Musiał być zmęczony dzisiejszym dniem, zdążyło wydarzyć się dużo rzeczy. Niby mieliśmy tutaj odpoczywać, a zamiast tego doświadczyliśmy jeszcze więcej wrażeń, niż normalnie – ale to mnie w jakiś sposób odprężało. Naprawdę czułem zmianę. Oczy nie piekły mnie od nieustannych błysków fleszy, plecy przestały boleć od ciągłego pozowania do zdjęć, a gardło bolało dalej, z tą różnicą, że tym razem nie od śpiewania, ale od śmiechów i krzyków.
Nawet, jeśli Yoongi zdemolował swój pokój, a ja go prawie utopiłem. Nawet, jeśli Hoseok prawie umarł na zawał przez kłodę i ledwo uniknął ciosu w zęby od losowo spotkanego Hiszpana. Nawet, jeśli miałem teraz złamane żebro, a Jungkook wrąbał się w ciuchach pod prysznic – ten dzień był jednym z najlepszych, jakie było mi dane przeżyć. Liczyłem na to, że wszystkie pozostałe będą wyglądać w ten sam sposób.
Nie potrafiąc pohamować uśmiechu wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon i wybrałem numer do Taehyunga.

Do: TaeTae
Kiedy wrócicie?
Wysłano: 00:16

Minęło kilka minut, ale nie dostałem odpowiedzi zwrotnej, a kiedy postanowiłem zadzwonić, odpowiedziała mi poczta głosowa. Miałem nadzieję, że nic mu się nie stało i że nie zgarnęła ich stamtąd policja, bo tak naprawdę nie wiedzieliśmy, czy to ognisko było do końca legalne.
Z zamiarem wyjścia i zadzwonienia do Namjoona, wstałem z materaca i schowałem telefon do kieszeni, starając się być jak najciszej, bo maknae zdążył zasnąć przez tą krótką chwilę. Zanim to jednak zrobiłem, dotknąłem dłonią jego czoła, odgarniając ciemne włosy, żeby sprawdzić, czy gorączka choć trochę zmalała dzięki podanym wcześniej lekom, ale nie zdążyłem tego stwierdzić.
Nie, bo jego duża dłoń złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła do siebie, w wyniku czego wylądowałem pomiędzy rozpalonym Jungkookiem, a lodowatą ścianą. I byłem tym tak sparaliżowany, że przez pierwsze dziesięć sekund analizowałem, co się właśnie stało, nie ruszając nawet małym palcem.
– Znowu jest mi zimno, hyung – wymruczał cicho, zaciskając w dłoni materiał mojej koszulki. – A ty jesteś ciepły.
Po tych słowach Jungkook wtulił głowę w mój tors, splatając nasze nogi ze sobą, a drugą ręką obejmując mnie w pasie. Szepnął coś jeszcze cicho pod nosem, ale nie byłem w stanie dokładnie usłyszeć co, i zacieśnił nasz uścisk do maksimum.
A później zasnął.
Rozumiecie to?
Wlepiłem wzrok w sufit i odetchnąłem głęboko, chociaż nawet to było trudne, bo Kookie przytulał mnie naprawdę mocno. Byłem pewien, że doskonale słyszał, jak szybko waliło moje serce. Sam miałem wrażenie, że zaraz połamie mi żebra, dopiero z czasem mój oddech zaczął się normować i przestawałem czuć tą dziwną niezręczność.
W jednej sekundzie wszystko było oczywiste. To, że leżeliśmy na jednym łóżku w swoich objęciach wydawało się być tak właściwe, jak właściwym było, że występowaliśmy na scenie przed naszymi fanami.
A ja pomimo tych typowo nastoletnich zachowań z mojej strony, zdążyłem się już przyzwyczaić.
Do tego, że na widok Jungkooka robiło mi się gorąco, a słysząc jego głos przez moje ciało przechodził prąd. I że jedynie z powodu dotyku czułem, jak miejsce zetknięcia się naszych ciał płonęło.
Teraz cały się paliłem.
Ale nie przeszkadzało mi to. Moje uczucie było właściwe.
Tak właściwe jak to, że chciałem zatrzymać go w swoich ramionach już na zawsze. 


5 komentarzy:

  1. Nie obrazisz się, jeśli zacznę komentować "Fun Boys" od tego rozdziału, prawda? Prawda?
    Poprzednie części przeczytałam, ale specjalnie czekałam na nowy rozdział bo wiedziałam, że niedługo go dodasz. No po prostu wiedziałam! I tak się ucieszyłam, kiedy go zobaczyłam ^^
    Generalnie to było mi smutno, bo zrobiłam płukankę na rozjaśnionych włosach i mam teraz włosy niemalże tak szare, jak Yoongi w "Fire". Uwielbiam ten kolor u niego... ale no właśnie. U niego. Wstydzę się teraz do ludzi wyjść xD
    Byłam przez to taka zła! Ale zobaczyłam nowy FB i w trakcie czytania od razu mi się humor poprawił, więc dziękuję ♥
    Zacznę może od tego, że generalnie jest to opowiadanie, które czytam z taką chęcią, z jaką piję soki grejfrutowe. A jest to chęć tak mocna, że byłabym w stanie zrobić wszystko (nawet wyjść z własnego pogrzebu), żeby po prostu wypić ten cholerny sok, a teraz także przeczytać po raz enty FB.
    Uwielbiam motyw Bangtanowych podróży czy wypoczynku. Gdzieś, gdzie są po prostu poza pracą :> Są wtedy tacy... Normalni. Znaczy, nienormalni... No po prostu są sobą.
    To tak fajnie u ciebie widać :3
    Yoongi to generalnie okrutnik. I koniec. Ale za te jego docinki go kochamy ^^
    "– Nie jestem niczyją matką!
    [...]
    – I bardzo dobrze, że nie jesteś. Gdybyś był, twoje dzieci już dawno wyskoczyłyby z okna – wtrącił spokojnie Min, opierając się na biodrze i mierząc Hoseoka typowym dla siebie spojrzeniem.
    Wrócił Yoongi sprzed pół godziny, yay!" dokładnie - YAY! xD
    Tak, Yoongi ma napady energii. Czasami, ale ma. I dobrze. Przynajmniej trochę pograł z dzieciakami w siatkówkę ^^ Chociaż troszkę się ruszył...
    Ogólnie przeraziła mnie akcja, kiedy Hobi, Jimin i Tae wrzucili Yoongiego do wody.
    To było do przewidzenia, że Suga udaje, ale z drugiej strony trochę mnie zaskoczyło to, że nikt nie rzucił się od razu na ratunek. Albo chociaż by sprawdzić, czy nic się nie stało...
    Żarty żartami, ale czasami mogą mieć naprawdę tragiczny skutek. Trochę wyobraźni, panowie!
    I ojeju... Jungkookie małe bubu po tej sytuacji :<
    Chyba nie wyobrażam sobie stracić swojej przyjaciółki. Boże kochany... To chyba jedyna osoba na świecie, która jest mi tak bliska, poza rodzicami. Gdyby coś się zadziało... A różne sytuacje miały miejsce *-*
    Ej, nie zastanawiałam się nad tym wcześniej. W ogóle teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo zależy mi na pewnych ludziach. Dlaczego za każdym razem, kiedy czytam twoje historie to zaczynam myśleć o rzeczach, nad którymi normalnie nie rozprawiam?
    To nie fair, bo przez to czuję, jak niskie mam IQ i jak bardzo mało we mnie wrażliwości ;__;
    Dobrze tak Hobiemu! Karma is a bitch. Niech się nauczy! A i na zdrowie mu to wyjdzie. Telefony uzależniają.
    I ten biedny Namjoon xD On to nawet tutaj to trochę taki życiowy przegryw xD Uwielbiam go za to.
    Ale ok.
    Hobi i Tae - tak :> Gołąbki. Chociaż w sumie to podobne do Tae, jakoby się w łazience zatrzasnął...
    JiKook - TAAK! Arghagrghrgraufbef... Jimin i jego odrobinkę zbereźne myśli ( ͡° ͜ʖ ͡°) hue.
    Ale to jak wybiegł z łazienki po zdjęciu z Kooksa koszulki - o jaki wstydzioszek :3
    Chimchim zajmie się swoim słoneczkiem i pewnie przez to szybko wyzdrowieje ^^ No i też przez leki mamusi Jina. Ale one i tak działają pewnie słabiej niż miłość Chimchima. Jeeeeeeej <3
    Już mi się cieplutko na serduszku robi ^^
    Ok, mogę już iść spać spokojnie.
    A nie, jednak nie mogę. Zaraz pójdę myć zęby, spojrzę w lustro i znowu będzie mi smutno. Ech...
    Ale to najwyżej znowu przeczytam sobie FB. Chociaż to też niedobrze, bo znowu będę się zastanawiać nad sensem istnienia.
    Co ty ze mną robisz! >.<
    Ej już idę. Coś mi się długo tutaj pisze... Nie wiem, czy zrozumiesz o co mi chodzi.
    Z góry przepraszam, jeśli zaczęłam pisać głupoty <(_ _)>.
    Dziękuję za to, że piszesz ♥
    Skoro planujesz coś, to czekam z niecierpliwością na tę nowość, ale i również na kolejny rozdział Fun Boys ^^

    Trzymaj się ciepło ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, nigdy się tak nie rozpisałam *-*
      Przepraszam (?) xD
      Ale inaczej nie mogę no... Obudziłaś we mnie dużo feelsów >.<
      I w ogóle to... PIERWSZA! Yay! :D
      Ok, już idę. Pewnie nie śpisz? Czy śpisz?
      Ach, to nie ważne.
      W takim razie dobranoc i dzień dobry - zależy, kiedy przeczytasz mój dziwny komentarz...

      :3

      Usuń
    2. Tak podejrzewałam, że zaczniesz komentować dopiero od tego rozdziału. ;; I nie, nie mam Ci tego za złe. XD Jejku, ale nie spodziewałam się, że tak szybko przeczytasz i w dodatku dostanę taki piękny, długi komentarz. I jeszcze porównałaś tą serię do soków grejpfrutowych (miałam problem z napisaniem tego słowa, ok), teraz czuję się na maksa wyróżniona. *-* W ogóle jestem bardzo szczęśliwa, że ta seria wywołuje u Ciebie tak pozytywne odczucia, zwłaszcza, że ja wczoraj czułam jedynie rozpacz po przeczytaniu tego rozdziału. :’) Poprawiasz mi samoocenę.
      A szare włosy są superowe! Na pewno nie jest tak źle, jak mówisz, jestem pewna, że są fajowe. ♥ Głowa do góry, cycki do przodu i na miasto!
      Właśnie co do tej sceny, gdzie chłopaki wrzucili Sugara do wody – nie chciałam, żeby ludzie do końca odebrali ich jako takich bez serca czy coś. W takich sytuacjach ciężko jest zachować spokój i zacząć racjonalnie myśleć, albo wręcz przeciwnie – niektórzy nie potrafią zrobić nic, jak na przykład Jungkook. I to nie tak, że mieli wyjebane na Yoongiego, bo dla mnie Bagtni to taka kochająca siebie rodzinka, nawet, jeśli Yoongs i Jimin na każdym kroku sobie dogryzają. ;;
      Omo, cieszę się, że nawet po Fun Boysach ktoś może wejść w głębszą zadumę nad własnym życie (ależ poetycko). Serio, to miała być totalnie luźna seria, ale jak widać coś mi to nie idzie. XD
      Awh, kończę, bo coś długie się to robi. XD DZIĘKUJĘ!!!!!!!!! ♥ Jesteś kochana, twoje komentarze są superaśne i wywołują na moim ryjku ogromny uśmiech, im speechless now!!! ♥
      Miłego dnia. :3

      Usuń
  2. Kilka dni zabierałam się za przeczytanie tego rozdziału, kilka dni! Z jednej strony cieszę się, że piszesz je takie długie, a z drugiej strony nie XD Ta logika...
    (Nie pamiętam o czym był poprzedni hyhy)
    Za to ten baaardzo mi się podobał, zwłaszcza scena z topieniem Yoongiego, jakoś tak mnie wzruszyła
    Też mam swoją paczkę przyjaciół i pomimo, że czasami mam ich dosyć, to nie chciałabym, żeby komukolwiek się coś stało. Wzięło mnie na melancholijne przemyślenia xD Wybacz
    Jimin tak słodko opiekuje się Kookim, jejkuuuuu
    To czekam na kolejny rozdział oraz nowe opowiadanko i wysyłam duuuużo wenyy~~
    Pisz do mnie jak masz czas <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale Ci się nie dziwię, że zbierałaś się do tego kilka dni. Nie chciałam, żeby wyszedł taki długi, no ale uznajmy, że to rekompensata za długą nieobecność. TT
      Bardzo się cieszę, że rozdział się podobał i jednak nie był taki zły, jak myślałam! XD
      Odezwę się jakoś w przyszłym tygodniu, całkowicie zapomniałam o istnieniu gg, przepraszam. XD
      Dziękuję za komentarz! I za wenę też! ♥

      Usuń