A/N: Fun Boys mają comeback! Kto się cieszy? Ja, zaczynając pisać, byłam podekscytowana, że wreszcie się zmotywowałam i wzięłam za tą serię, ale teraz mam ochotę wejść do szafy i nie wychodzić z niej już nigdy ze wstydu. Serio, głupio mi, że oddaję wam coś tak niegodnego publikacji i w sumie możecie to teraz przeczytać za sprawą mojego Żelka, który mnie dziś zwyzywał i powiedział, że jest okejo. ㅠ ♥ Pozdrawiam z odmętów mojej szafy.
Cóż mogę powiedzieć. Jeśli ktoś tu w ogóle jest, to na ten rok przewiduję jeszcze jeden rozdział FB (albo i nie, who knows), ale poza tym kilka innych postów również się pojawi (jeśli nie załamię się do reszty). I planuję kolejną rozdziałówkę w nowym roku, muszę trochę odpocząć od Fun Boys. ;;;
Dobra, bo coś długa się ta notka robi, więc kończę. Mam nadzieję, że nie zawiodłam was aż tak bardzo, jak zawiodłam siebie, i ktoś dotrwa do końca tego długiego rozdziału.
Miłego czytania!
Jungkook
Często słyszałem, jak
inni nazywali mnie „niecierpliwym dzieckiem”, bo – według nich – nie potrafiłem
usiedzieć na miejscu dłużej, niż pięć minut. I wiecie co? Jeszcze do niedawna
sam wykłócałem się, że jest inaczej. Zwłaszcza co do tej części, w której zostawałem
okrzyknięty dzieciakiem, ale już pomijając to, do pewnego czasu żyłem sobie z
przeświadczeniem, że nie ja jestem w błędzie, a otaczający mnie ludzie.
Niestety niektóre
sytuacje coraz bardziej i dobitniej uświadamiały mi, jaka jest prawda.
Dlaczego o tym
wszystkim mówię? Być może przez to, że od dłuższego czasu chodziłem w kółko,
będąc znudzony siedzeniem na ławce i czekaniem, aż Hoseok oraz Taehyung do nas
dołączą. Mogliśmy już dawno znajdować się w zatoce, którą tak bajecznie
opisywał nam Hobi, ale nie, to jasne, że musieliśmy o czymś zapomnieć. Szkoda
tylko, że przypomniało nam się o tym dopiero w połowie drogi. Tak właściwie to
nic ze sobą nie mieliśmy, po prostu wyszliśmy z restauracji tak, jak jesteśmy,
bez żadnego koca, picia czy czegokolwiek.
Przedstawiam wam
Bangtan Boys, najbardziej zorganizowany zespół wszechczasów.
Czujecie tą ironię?
– Jungkook, uspokój
się – powiedział w pewnym momencie Jin, po czym oparł się o tył ławki i
skierował głowę ku słońcu. – Od patrzenia na ciebie kręci mi się już w
głowie.
– To na mnie nie
patrz – burknąłem, ściągając brwi i formując usta w dzióbek, co miało wyrazić
moje niezadowolenie. – Dlaczego akurat oni tam poszli? Ci, którzy sprawiają
najwięcej problemów?
Zatrzymałem się na
chwilę, lustrując wzrokiem każdego z towarzyszących mi przyjaciół. Seokjin nie
wyglądał na zbytnio przejętego, chyba bardziej martwiły go promienie słoneczne,
które mogły podrażnić jego „niezwykle delikatną skórę”, jak to zazwyczaj
mawiał. Wskazywał na to choćby fakt, że po raz trzeci dzisiejszego dnia zaczął
smarować się kremem z filtrem. Siedzący obok niego Namjoon kiwał głową na boki
jak obłąkaniec, co tłumaczyłem sobie tym, że jakaś piosenka nie może wyjść mu z
głowy, ale nieco przerażał mnie nikły uśmieszek, który co chwilę pojawiał się
na jego twarzy. Wiecie, taki, którego nie widać, ale od razu wiadomo, że ciśnie
się na usta. Nie chciałem go jeszcze uznawać za niezrównoważonego psychicznie,
więc i na to znalazłem argument – pewnie cieszył się, że jego nogi zaznają choć
chwili odpoczynku, bo nie ukrywajmy, ale jako mój dzisiejszy pamiątkowy towarzysz miał już za sobą spory
dystans.
Widok Yoongiego wcale
mnie nie zaskoczył. Chociaż ławka była duża, zajmował ponad jej -połowę, przez
co Jimin został zmuszony do siedzenia obok na piasku. Ponadto wyraz twarzy
rapera nie wyrażał większego zainteresowania otaczającym go światem, krótko
mówiąc miał gdzieś wszystko i wszystkich, nawet to, że drewniana deska to nie
jego poduszka, bo uciął sobie na niej krótką drzemkę. Chyba, wnioskowałem to po
tym, że zarzucił Monniemu nogi na uda, jakby naprawdę układał się do snu.
Na końcu uwiesiłem swój
wzrok na tym rudzielcu, który jeszcze pół godziny temu został powalony na
kolana przez Mina. Jak już wspomniałem, z powodu braku miejsca na ławce siedział
po turecku na ziemi, podpierając się łokciem o kolano i nucąc jakąś piosenkę
pod nosem, z nieobecnym spojrzeniem utkwionym gdzieś w oddali. Niby nic, ale
odniosłem wrażenie, że intensywnie nad czymś myślał, przez co nie był w stanie
zauważyć, że wpatrywałem się w niego od dłużej chwili. Dopiero gdy cicho
odkaszlnąłem ocknął się z niewyjaśnionego transu, a mgła osłaniająca jego oczy
zniknęła, kiedy szybko zwrócił je na mnie. Przez chwilę się wahał, ale w końcu
posłał mi delikatny uśmiech, którego nie zdążyłem odwzajemnić, choć taki miałem
zamiar, daję słowo.
Boże, dlaczego.
Dlaczego wyglądał wtedy tak cholernie uroczo, jak jakiś szczeniak?
– Mówisz, jakbyś
nigdy nie sprawiał nam żadnych problemów, Jungkook. Przykro mi, że uświadamiam
ci to w tak brutalny sposób, ale uwierz, że bywasz bardzo problematycznym
dzieckiem. – Miętowowłosy uchylił jedną
powiekę, ale mimo to dostrzegłem, iż patrzy centralnie na mnie. Fuknąłem
obrażony pod nosem i założyłem ręce na klatce piersiowej, spotykając się
głośnym parsknięciem hyunga. – Poza tym sami chcieli iść. Powinieneś się
cieszyć, że nie musisz nadwyrężać swoich nóg.
Namjoon westchnął
głośno, na co przewróciłem oczami.
Po pierwsze, nie byłem
dzieckiem, tylko młodym dorosłym. Po drugie, jako młody dorosły pragnąłem
czerpać radość z życia i innych takich,
więc to raczej normalne, że moje niektóre przygody wymykały się spod kontroli,
co nie? Fakt, że Yoongi przespał całą swoją młodość, był tylko i wyłącznie jego
problemem.
– Masz rację. Widzę
ten tryskający od ciebie entuzjazm – mruknąłem cicho, opierając się na biodrze
i oglądając swoje paznokcie.
Yoongi wydał z siebie
jakiś dziwny dźwięk, po czym odwrócił się na drugi bok, dając mi tym samym
znać, że ma mnie kompletnie w nosie.
– Bo ja się nim
delektuję. Spokojem, rozumiesz? Przeszkadzasz mi w tym.
Odpuściłem dalszej
konwersacji, zdając sobie doskonale sprawę, że podejmowanie jakichkolwiek
działań względem Mina jest bezcelowe. Zapewne zbyłby mnie czymś w stylu „nie
podchodź bo cię pogryzę” albo zwyczajnie nie odpowiadał na moje odzywki, a ja
jestem niecierpliwym człowiekiem. Wspominałem już o tym, prawda? Chociaż
mógłbym to robić choćby po to, żeby go trochę pownerwiać, rozumiecie, hormony
buzują i muszę się na kimś wyżyć. Pewnie gdybym był Jiminem już dawno rzuciłby
we mnie butem i szczerze, nadal nie rozumiałem, na czym polegała relacja tej
dwójki. To jakiś wyższy poziom przyjaźni? Taki dla wtajemniczonych? Bo jeśli
mam rację, to ja chyba nie chciałbym wchodzić z kimś w taką znajomość, która
polega na zrzucaniu się z krzeseł i podstawianiu sobie nawzajem nogi.
Tak samo
niezrozumiały był dla mnie fakt, jakim cudem Jin zwlekł go dziś z łóżka.
Podejrzewałem, że Yoongi w głębi duszy się go bał, ale duma nie pozwalała mu się
przyznać i w sumie to mu się nie dziwiłem, bo kiedyś kilkakrotnie dostał od
niego w czerep drewnianą łyżką, po czym przez tydzień narzekał na ból głowy i
niesprawiedliwość w życiu. Nie taki kamień straszny jak go malują, zwłaszcza,
jeśli w grę wchodzi mama. Wściekła mama.
Mimowolnie zaśmiałem
się na tą myśl, co musiało wyglądać nieco dziwnie, bo prawie wszystkie pary
oczu momentalnie zostały we mnie utkwione – poza tymi naszej śpiącej królewny,
rzecz jasna. Westchnąłem cicho i już miałem powrócić do bezsensownego chodzenia
w kółko, gdy nagle zdarzyło się coś zupełnie niespodziewanego.
Wierzcie mi na słowo,
że piłka lecąca idealnie w kierunku głowy Yoongiego była ostatnim, czego wtedy
oczekiwałem.
To były sekundy.
Sekundy, które tylko odliczałem, nie mogąc doczekać się finału oraz takie,
których raper nie był ani trochę świadom. Przez te wszystkie obejrzane przeze
mnie filmy akcji miałem wrażenie, że cała ta sytuacja działa się w slow motion,
no czysty dramat.
I wszystko powróciło
do normy, gdy nieskazitelnie biały obiekt zgrabnie odbił się od głowy Mina,
lądując tuż przy moich stopach. Niezadowolony wydąłem dolną wargę, mając
nadzieję na jakiś wybuch albo choćby to, że Yoon wstanie i zacznie szukać
oprawcy, ale nawet to się nie stało. Leżał tak, jak prawdziwa skała.
Spojrzałem
zdezorientowany po chłopakach, ale Jin nadal smażył się na słońcu, Namjoon
jedynie zaprzestał niepokojącego kiwania się na boki (nadal z uśmiechem na
ustach, tylko teraz bardziej niepewnym), a Jimin wzruszył ramionami i podniósł
się na równe nogi.
I wtedy to się stało.
Przemówił, jak smok, który wyłania się ze swojej jaskini.
– Jimin, do cholery.
Mam ci połamać drugie żebro?
Wtedy już nie
wytrzymałem, wszystkie zwieracze puściły i parsknąłem głośnym śmiechem. Park
zamrugał kilkakrotnie i rozchylił swoje usta w geście bezradności, zapewne
dopiero przetwarzając słowa, które usłyszał. W końcu zacisnął dłonie w pięści i
ściągnął brwi, wyglądając przy tym jak małe dziecko, próbujące wygrać z kimś kłótnię.
Znowu.
I to niby ze mnie
zawsze robią dzieciaka.
– Tym razem to nie
ja, hyung! Przysięgam!
Zawiodłeś mnie,
Jiminie. Miałeś się bronić, a nie błagać o litość.
Otarłem palcem
ostatnią łzę, która zebrała się w prawym kąciku oka i poklepałem rudowłosego po
ramieniu, starając się tym dodać mu otuchy i jakoś mentalnie przekazać, że w
razie potrzeby mogę robić za jego tarczę. Niestety nie załapał mojej aluzji, bo
gdy Yoongi podniósł się z ławki, nadal stał jak wryty w tym samym miejscu i z
tą samą zdeterminowaną miną co przed chwilą. Min wyprostował się i jeszcze
przez moment miał zamknięte oczy, by
powoli wypuścić z ust powietrze. Okej, czyli jak rozumiem szykował atak z
zaskoczenia?
– Oczywiście.
Przecież nie mam podstaw, żeby ci nie wierzyć. – Suga uśmiechnął się szeroko i
wreszcie na nas spojrzał, czego od razu pożałowałem. Ja naprawdę głęboko wierzyłem,
że te wszystkie nieszczęścia, które go spotkały, to czysty przypadek. Tamten
ktoś u góry najzwyczajniej w świecie zlitował się nad Namjoonem i obrał sobie
kogoś innego za cel. – Ten kamyk wcześniej to też nie była twoja sprawka,
prawda?
– No… Ale teraz tak
serio nic nie zrobiłem, nie bij – jęknął Chim i zrobił minę zbitego pieska.
W normalnych
okolicznościach uznałbym to za urocze, ale ze względu na czatującego obok
Yoongiego, który zdążył już przechwycić wszystkiemu winną piłkę do siatkówki i
wymierzyć idealną odległość między nim a twarzą Jimina, nie potrafiłem się na
tym skupić. I przy okazji zacząłem się też obawiać, czy nie zostanę oskarżony o
współudział w zbrodni, bo mordercze spojrzenie hyunga na ułamek sekundy
przeskoczyło na mnie, powodując, że moje serce na chwilę stanęło. Zabawa była
fajna, dopóki nie znalazłem się na granicy życia i śmierci.
Dopóki nie zagrażał
mi dwa razy mniejszy, miętowowłosy dziadek.
Wiem, że to trochę nieodpowiedni
moment, ale zawsze gdy na niego patrzyłem, miałem ochotę sprawdzić, czy jego
włosy smakują jak mięta. Przepraszam.
Już prawie
przygotowałem się mentalnie na nadchodzący ból, który… Nie nadszedł. Zamiast
tego do naszych uszu dotarły dziecięce krzyki, a zaraz potem jakieś rozmowy, ale
i tak nie byliśmy w stanie ich zrozumieć, bo rozbrzmiewały w języku
hiszpańskim. Odetchnąłem cicho i spojrzałem kątem oka na Jimina, który zrobił
to samo, a Namjoon i Seokjin nadal mieli wszystko gdzieś. Zainteresowali się
dopiero wtedy, gdy podbiegła do nas dwójka chłopców. Jeden niski, wyglądający
mniej więcej na dziesięć lat i drugi, czarnoskóry, prawdopodobnie nieco
starszy. Pierwszy nawet nie hamował swojego śmiechu, podczas gdy jego
przyjaciel nawijał jak katarynka, zerkając to na piłkę, to na Yoongiego, z
czego potrafiłem wynieść tylko tyle, że przepraszają i to ich zguba.
Stałem tak przez
chwilę z lekko rozchylonymi ustami, zastanawiając się, czy powinienem w ogóle
coś zrobić, bo w końcu szanse na porozumienie między nami były znikome. Rozejrzałem
się po przyjaciołach, ale twarze naszego hyung line nie wyrażały niczego poza
zdziwieniem i dozą dezorientacji, natomiast Jimin chyba trochę podłamał się
psychicznie, bo zwiesił głowę i przetarł twarz dłońmi.
– Yoongi, spokojnie –
odezwał się wreszcie, jakby bojąc, że raper naprawdę jest w stanie rzucić się
na przypadkowych przechodniów. – To tylko dzie- Gdzie on jest?
Czy ten dzień mógł
być jeszcze dziwniejszy? Zdemolowany pokój, niedoszłe morderstwo na Jiminie,
próba zgubienia mnie w tłumie (wiem, że zrobiłeś to celowo, Joonie), a teraz
znikający Yoongi. Wystarczyło odwrócić wzrok na dosłownie kilka sekund, żeby
stracić tego… dziadka z oczu.
Że niby ja dziecko?
Jin wsunął swoje
okulary przeciwsłoneczne we włosy i wskazał palcem w jakiś punkt znajdujący się
za Parkiem, mrugając przy tym kilkakrotnie oczami, jakby na plaży pojawiła się
syrenka i nie mógł uwierzyć w jej istnienie. Zaintrygowani odwróciliśmy się w tamtą
stronę i po raz kolejny dzisiaj byłem tak skonfundowany, że jedyne, co mi
pozostało, to wybuchnąć głośnym śmiechem. Może i nie siedziała tam nimfa wodna,
ale widok, jaki zastaliśmy, był o wiele bardziej niespotykany.
Nie, nie mam na myśli
Yoongiego w stroju syrenki.
Ale, cholera, on grał
w piłkę z tymi dzieciakami.
Nie skrzywdził ich.
I nawet się
uśmiechał!
– Wszystko w
porządku, hyung? – zawołałem, chociaż wcale nie znajdował się tak daleko od
nas. Ten tylko rzucił mi przelotne spojrzenie i odbił lecącą w jego kierunku
piłkę, wkładając w to wszystkie swoje siły, co tym bardziej mnie zakłopotało,
bo hej, mówimy tu o człowieku, który jest zbyt leniwy na to, żeby wstać po
jedzenie gdy robi się głodny.
– W jak najlepszym,
nie widać? – Tym razem nawet nie wysilił się, aby na nas zerknąć, całą swoją
uwagę skupiając na dolnym przyjęciu.
Gdybym prowadził
pamiętnik, kartka z dzisiejszego dnia zostałaby zapisana czerwonym długopisem i
ozdobiłbym ją różowymi serduszkami oraz
naklejkami jednorożców, żeby podkreślić jej wyjątkowość. Może to nie jest zły
pomysł, chociaż z tymi idiotami każdy kolejny dzień wydawał się być jak żywcem
wyciągnięty z jakiegoś komediodramatu.
Spojrzałem
porozumiewawczo na Jimina, który chyba myślał w ten sam sposób co ja, bo tylko
uśmiechnął się głupio i wzruszył ramionami. Bez zbędnego gadania ruszyliśmy w
stronę hyunga oraz dwójki dzieciaków, czekając tylko na odpowiednią chwilę, aby
dołączyć się do tej jakże dzikiej rozgrywki. Mówcie co chcecie, ale zmarnowanie
takiej okazji było porównywalne do spalenia przypadkowo znalezionej
studolarówki gdzieś na chodniku. Cokolwiek się właśnie wydarzyło, Yoongi dostał
przed chwilą w głowę piłką, a zaraz po tym poszedł grać w plażową siatkówkę z
obcymi mu dziećmi, których – jak często wspominał – nie mógł znieść, bo
działały mu na nerwy. Grzechem byłoby
nie skorzystać z jego dobrego humoru, nieprawdaż?
I w taki sposób
minęło nam następne dwadzieścia minut. Jin i Namjoon nadal siedzieli na ławce,
wymieniając się co jakiś czas spostrzeżeniami na temat przechodniów albo tego,
jak spektakularnie przyjąłem piłkę na
twarz, a nasza trójka wciąż zacięcie walczyła o wygraną. Nieświadomie
podzieliliśmy się na dwie drużyny – ja, Yoongi i starszy chłopiec versus Jimin
i ten najmłodszy. Chyba nie muszę mówić, kto wygrał, prawda? Oto jestem, Jeon
Jungkook, golden maknae, Pan Świata i Władca Białych Tshirtów, swoim
wszechstronnym talentem doprowadzając Jimina do szału z każdym kolejnym
punktem, jaki zdobyłem dla swojej drużyny.
Autografy rozdaję
później.
– To niesprawiedliwe!
– stwierdził w pewnym momencie Park, gdy piłka przeleciała tuż ponad jego
wyciągniętymi w górę dłońmi. – Jesteś wyższy. I… I w ogóle jakiś taki, um… –
Spuścił głowę w dół i zamilkł na chwilę,
czubkiem buta tworząc nieokreślone kształty na piasku. – Oszukujesz i tyle.
Nie mogłem
powstrzymać cichego parsknięcia śmiechem, zwłaszcza, że Jimin wypowiadając te
słowa wyglądał całkowicie poważnie. Pokręciłem tylko głową i wystawiłem mu
język, kiedy ten zamiast normalnie podać rzucił we mnie piłką, którą
bezproblemowo złapałem w ręce (a nie brzuch, tak jak celował). Już miałem
zamiar pokazać mu, kto tu jest mistrzem i podać do niecierpliwie tupiącego nogą
Sugi, ale przerwał mi głos dotychczas siedzącego cicho lidera.
– Co z Hoseokiem i
Taehyungiem? Powinienem do nich zadzwonić? Zaczynam podejrzewać, że się
zgubili… – Kim przetarł twarz dłonią, drugą sięgając do kieszeni swoich szarych
szortów.
– Może zaraz przyjdą.
Nadzieja matką głupich – mruknąłem i wzruszyłem ramionami, czując, jak dzieciak
z mojej drużyny ciągnie mnie za materiał koszulki. Kiwnąłem znacząco głową i
przyjąłem pozycję, ale znów ktoś nie pozwolił mi na kontynuowanie swoich
działań.
– Nie jestem niczyją
matką!
Prychnąłem zirytowany
i odwróciłem się w stronę Hobiego, stojącego za mną z naburmuszoną miną. No kto
by się spodziewał, że wrócą akurat w tym momencie. Albo tylko on wróci, bo Tae
dobiegł z lekkim opóźnieniem, ale już nie chciałem pytać dlaczego tak, a nie
inaczej.
– I bardzo dobrze, że
nie jesteś. Gdybyś był, twoje dzieci już dawno wyskoczyłyby z okna – wtrącił
spokojnie Min, opierając się na biodrze i mierząc Hoseoka typowym dla siebie
spojrzeniem.
Wrócił Yoongi sprzed
pół godziny, yay! Wszyscy się cieszymy, że teraz znowu w każdej chwili możemy
paść jego ofiarą. Co jak co, ale mamy prawdziwy skarb w swojej ekipie.
Dobra, a tak
całkowicie serio, Min Yoongi był jedną z niewielu osób, które darzyłem
wyjątkowym szacunkiem. Wiem, że to obecnie nie na temat, ale pomimo naszych
ciągłych żartów o jego osobie i tego, że „nic go nie obchodzi”, tak naprawdę
był z cholernie pracowitym i ambitnym człowiekiem. Zazdrościłem mu, że potrafił
poświęcić kilka godzin na dopracowanie jednego dźwięku albo choćby zdania w
tekście, zaraz po tym stwierdzając, że jednak nadal jest źle i zabierał się za
wszystko od początku. Mówcie co chcecie, ale ja wiedziałem, że nie miał sobie
równych, jeśli mówimy o muzyce, bo traktował ją o wiele poważniej, niż
cokolwiek innego. Tak, Min Yoongi był człowiekiem pasji i właśnie tym zasłużył
sobie na mój respekt.
Nawet, jeśli w chwili
obecnej zabijał samym spojrzeniem.
Hoseok fuknął pod
nosem i ściągnął brwi, ale na szczęście nie zdążył wygarnąć naszej miętówce
(kolor włosów pozwalał mi na to, abym tak go nazywał), bo po raz kolejny
dzisiaj głos zabrał Rap Monster, prawdopodobnie ratując nas przed kolejnym
spięciem.
– Twoje niedoszłe
dzieci swoją drogą, ale gdzie wyście do cholery podziewali się przez ten cały
czas?
O, właśnie. Czemu to
pytanie padło dopiero teraz?
Twarz Junga
momentalnie przybrała całkowicie inny wyraz. Z rozbawienia i lekkiej irytacji w
zaledwie kilka sekund przeszedł w zakłopotanie, a ja pierwszy raz od dawna
widziałem, żeby jego policzki płonęły tak żywą czerwienią.
Takie reakcje nie
pozwalały myśleć mi w inny sposób. Byłem
pewien, że w międzyczasie coś zdążyło wydarzyć się pomiędzy nim a
Taehyungiem. Czy to nie oczywiste? Tę dwójkę od dawna ciągnęło do siebie i
wcale nie zdziwiłbym się, gdybym którejś nocy zastał ich w jednoznacznej
sytuacji, bo zapomnieli zakluczyć drzwi od łazienki. To było tak pewne jak
fakt, że Hoseok musiał w jakiś sposób odpłacić mu za stratę Pana Misia.
– No bo ja
zatrzasnąłem się w toalecie! – rzucił nagle Tae i oczy całej naszej szóstki
powędrowały w jego stronę.
Miałem rację, że
chodziło o łazienkę!
Szkoda tylko, że
zapomniał dodać, z kim się tam „zatrzasnął”.
– I przez ten cały czas nie mogłeś stamtąd
wyjść? – zapytał Jin, unosząc jedną brew do góry.
– Dokładnie tak było.
Trzeba zgłosić do recepcji, że zamek w drzwiach jest niestabilny i muszą go wymienić.
– Kim uśmiechnął się tym swoim kwadratowym uśmiechem, ale wcale nie wyglądał na
rozbawionego. Jego mina wyrażała raczej coś w stylu „błagam, dajcie mi już
spokój i chodźmy”, podczas gdy Hope odetchnął cicho z ulgą, zaraz orientując
się, że oprócz nas jest tu jeszcze dwójka nieznajomych.
Grzecznie
naświetliłem mu całą sytuację i już po wyjaśnieniu sobie pewnych spraw mogliśmy
ruszać do bajecznej zatoki, o której wcześniej tyle słyszałem. Uprzednio
pożegnaliśmy się jeszcze z chłopakami, chociaż z perspektywy trzeciej osoby to
pewnie nie przypominało pożegnania, bo nawet wtedy nie mogliśmy się dogadać i
koniec końców po prostu dumnie podziękowałem im po angielsku, a później dołączyłem
do reszty zespołu, który jak się okazało wolał pójść beze mnie.
Połowa drogi minęła
nam na zapewnianiu Hoseoka, że Yoongi naprawdę uspołecznił się na te
dwadzieścia minut i zagrał z nami w piłkę. Przez pozostałą część postanowiłem
odłączyć się trochę od grupy (przynajmniej mentalnie) i wlokąc się na samym końcu podziwiałem
otaczające mnie widoki. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, co fundowało
nam naprawdę ładny obrazek, gdy odbijając się w tafli mieniącej wody czyniło
niebo czysto złocistym. Cieszyło mnie, że z każdym kolejnym krokiem mijało nas
coraz mniej ludzi i hałas z zewnątrz gubił się w szumie fal, aż w końcu jedyne
rozmowy, które słyszałem, należały do moich przyjaciół.
Byłem tak
zaabsorbowany otoczeniem, że zorientowałem się, iż jesteśmy na miejscu dopiero,
kiedy wpadłem na plecy Seokjina. Musiałem przyznać, że ta zatoka zrobiła na
mnie naprawdę duże wrażenie, a od początku miałem niewielkie wątpliwości co do
jej wyjątkowości, bo Hobi hyung często przesadzał z tym, co mówi. Tym jednak
razem w duchu zwróciłem mu honor, kiedy z moich ust nieświadomie uleciało ciche
„wow”.
– Gdzie się
rozbijamy? – spytał wesoło Hoseok, po czym zamknął oczy, wziął głęboki oddech i
wyciągnął ręce do góry, zataczając nimi niewielki okręg. – Czuję, że to miejsce
jest dla mnie stworzone. Mógłbym tu zamieszkać, naprawdę…
– Ty? Nie
przetrwałbyś więcej niż tygodnia. W końcu grasuje tu wiele niebezpiecznych
zwierząt, na przykład krokodyle, pamiętasz? – prychnął Jimin i wyminął tancerza,
kierując się naprzód. – Myślę, że tutaj jest okej.
Hobi mruknął pod
nosem coś, co tylko on był w stanie zrozumieć, a potem wszyscy ruszyliśmy w
stronę rudowłosego, który uśmiechał się do nas z dziwnym wyrazem twarzy. Gdyby
nie to, że jego oczy na chwilę zniknęły, mógłbym przysiąc, że utkwił swoje
spojrzenie we mnie.
Zaśmiałem się w
duchu, a potem zabrałem za pomoc hyungom. Rozłożyliśmy dwa koce na piasku i
rozpaliliśmy ognisko, chociaż nie wiem, czy było to do końca legalne w tamtym
miejscu. Najprawdopodobniej przekonamy się o tym w niedalekiej przyszłości, ale
tak czy siak stało się to tylko i wyłącznie dzięki mnie i moim niezastąpionym
zdolnościom radzenia sobie w ciężkich sytuacjach. Jako dzieciak pojechałem na
obóz i miałem za zadanie spędzić samotnie noc w lesie, bo tego wymagało
zdobycie odznaki, której bardzo pożądałem. I tak wyszło, że się zgubiłem, a z
jednej nocy zrobiły się dwie. Mógł mnie zjeść jakiś dzik albo niedźwiedź, ale
hej, jestem tutaj i mam się całkiem nieźle.
Mówiłem już, że
jestem super.
Kiedy wreszcie
mogliśmy usiąść i odetchnąć po tym długim, ale zarazem pełnym wrażeń dniu,
niebo przybrało turkusowo granatowy
odcień, a słońce niemalże całkowicie zniknęło z naszego pola widzenia.
Westchnąłem cicho i podpierając się z tyłu rękoma, położyłem głowę na ramieniu
siedzącego obok Yoongiego, ciesząc się tym ładnym widokiem.
Może czasem
uchodziłem wśród innych za bezduszną osobę, odrzucającą od siebie takie rzeczy
jak uczucia. Bywało tak, że faktycznie wolałem sobie odpuścić, zamiast pakować
w sprawy, których mogłem później żałować albo najzwyczajniej w świecie nie
potrafiłem pokazać swoich na tyle autentycznie, na ile były prawdziwie. Nie
wiem, ale nic nie ruszało mnie bardziej i dogłębniej niż chwile jak ta. Gdy
wszyscy jesteśmy razem, siedząc naprzeciwko i się śmiejąc, bez kamer, błysków
fleszy i natarczywych fanów. Kiedy uśmiechamy się całkowicie szczerze – do
siebie, a nie osób, które tego od nas oczekują. Ze świadomością, że nikt poza
naszą siódemką nie będzie miał dostępu do tego dnia.
Westchnąłem i
odwróciłem swój wzrok w lewą stronę, gdzie na drugim kocu siedział Jimin,
Hoseok oraz Taehyung. Uważnie przyglądałem się trójce przyjaciół, na których
twarze poza uśmiechem wkradła się delikatna poświata bijąca od ogniska. Hobi co
chwilę podskakiwał, robił dziwne wymachy rękoma i ranił nasze uszy głośnymi
okrzykami, ale nie przeszkadzało mi to. Ani trochę.
To w końcu Hoseok.
Nasza nadzieja, nigdy niegasnący
promyczek szczęścia i pozytywnej energii.
W pewnym momencie
Jimin napotkał się na moje dotychczas niezachwiane spojrzenie i zamilkł, a jego rozbawiony wyraz twarzy momentalnie
zniknął. Przekręciłem głowę na prawo i oczekiwałem jakiegoś ruchu, ale ten nie
zrobił nic poza przełknięciem śliny, więc postanowiłem oddać mu uśmiech,
którego nie zdążyłem wcześniej odwzajemnić. Trochę zmartwił mnie brak reakcji
ze strony starszego, od ostatnich kilku godzin nasze zachowanie względem siebie
polegało na wszystkim – gestach, dziwnych zachowaniach, ukradkowych
spojrzeniach – ale nie na rozmowie. To nie było złe, bo nie mieliśmy nawet
powodu do kłótni, po prostu czułem się… Dziwnie. Jakbyśmy bawili się w podchody
na własnych zasadach.
Dopiero gdy Taehyung
szturchnął go łokciem i machnął mu ręką przed twarzą, ten przypomniał sobie o
tym, że siedzi w towarzystwie i powrócił do wcześniejszej rozmowy. Ja też znów
przesunąłem wzrok na idealnie gładką taflę wody, ale tym razem czułem na sobie
dyskretne zerknięcia, za które odpowiadał nie kto inny jak mój ulubiony hyung. Z całych sił starałem
się pohamować ten nieproszony uśmiech, ale w pewnym momencie nie wytrzymałem i
zacząłem szczerzyć się do samego siebie, i nawet docinki ze strony chłopaków
nie były w stanie tego zmienić.
To był jeden z tych
momentów, które tylko z twojej perspektywy wyglądają pięknie, bo w oczach
innych ludzi uchodzisz za głupka. Gdy siedzisz wśród przyjaciół i śmiejesz się
dlatego, że przez ułamek sekundy poczułeś upragnioną namiastkę szczęścia. Takie
chwile jak tą pragnąłem wkleić do swojego prywatnego albumu wspomnień i
pilnować, żeby została tam już na zawsze.
***
Na bezchmurnym,
granatowym niebie już od dawna mieniło się tysiące gwiazd w towarzystwie
osamotnionego księżyca. Nie jestem pewny, jak wiele czasu upłynęło nam na
wspólnych rozmowach, wspominkach albo nawet milczeniu i wsłuchiwaniu się w szum
fal. Lubiłem ten rodzaj ciszy, kiedy nikt nie miał pretensji, że zrobiliśmy
sobie na chwilę przerwę od słów. Nawet Hoseok nie odezwał się w tej sprawie,
zamiast tego przymknął oczy i z nikłym uśmiechem położył się na piasku.
Zrobiło się też
zimno, więc zabrałem Jiminowi koc i szczelnie się nim owinąłem, puszczając jego
protesty mimo uszu. W końcu się do mnie odezwał, a to już jakiś postęp, prawda?
Fakt, że robił to w obronie własnej, miał nieco mniejsze znaczenie. Zresztą nie
oszukujmy się – komu jak komu, ale mnie by nie odmówił, więc mogłem powiedzieć,
że oddał mi go dobrowolnie.
– Hyuuung, zrobisz ze
mną zamek z piasku?
Spodziewałem się, że ten
spokój jest chwilowy. To było tak oczywiste, jak fakt, że Taehyung wypił o
jeden kieliszek za dużo. Albo butelkę. Nieważne, po prostu skakał wokół ogniska
i co chwilę prosił Hoseoka, aby się z nim pobawił.
Hobi jednak nie był
jakoś szczególnie nastawiony na babranie się w piasku, bo nawet nie otworzył
oczu i machnął ręką w powietrzu na znak, że ma mu dać spokój, przez co Kim
typowo wygiął usta w podkówkę i zaczął skomleć jeszcze głośniej.
To był smutny widok.
– Ja zbuduję z tobą
zamek, Taetae – rzuciłem.
Chłopak od razu
podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie tym swoim kwadratowym uśmiechem. Miałem
wrażenie, że z powodu swojej niepohamowanej radości zaraz się zapomni i
przebiegnie przez sam środek ogniska.
Westchnąłem więc cicho, po czym poklepałem miejsce obok siebie,
sugerując, że ma tutaj przyjść, bo mi nie chciało się ruszyć tyłka i usiąść
gdzieś indziej. Poza tym ten koc dawał mi tyle szczęścia, ile ciepła, czyli
bardzo dużo, chociaż nadal momentami czułem chłodny powiew na karku, co wydało
mi się nieco dziwne, zważając na fakt, że pozostali cały czas siedzieli w
krótkim rękawku.
Nie minęło pięć
minut, a razem z Taehyungiem zaczęliśmy formować naszą budowlę. Na początku
zaproponowałem mu to z litości, ale kiedy już rozsiadł się wygodnie
naprzeciwko, wesoło usypując górę piasku, mnie również zaczęło to sprawiać
jakąś radość. Chwilowo nie czułem się najlepiej, ale w miarę możliwości to
ignorowałem i razem z nim bawiłem się w architekta. Czy to nie dziwne, że
zachowywaliśmy się jak dzieci z piaskownicy, podczas gdy wszyscy pozostali
rozmawiali siedząc przy ognisku? Nie wiem, ale z czasem mój uśmiech się tylko
poszerzał, kiedy zamek stawał się coraz większy i ładniejszy. Byłem pewien, że
Jin hyung nie pogardziłby takim w prawdziwym życiu, wtedy mógłby zamieszkać tam
ze swoim księciem i żyć długo i szczęśliwie, tak jak chciał. Często oglądał
bajki o księżniczkach myśląc, że jest sam w dormie, podczas gdy ja potajemnie
mu towarzyszyłem. Tak, wyglądał wtedy jak rozmarzona pięciolatka, zwłaszcza,
gdy na ekranie pojawiały się ogromne pałace, a on wzdychał cicho i mówił
„wooaah”.
Kochałem Seokjina
szczerą miłością – taką, jaką syn darzył matkę i zazdrościłem najbardziej na
świecie temu osobnikowi, który będzie miał zaszczyt mieszkać z Kimem. Zniósłbym
nawet tą nadopiekuńczość, ale boże, jego jedzenie było genialne. Chyba nie
potrafiłbym pogodzić się z jego
wyprowadzką i zamieszkałbym razem z nim.
Jak dobrze, że na
obecną chwilę widywałem go codziennie. I mogłem jeść jego dania kiedy tylko
chciałem.
Moja miłość jest
bezwarunkowa.
W pewnym momencie
Taehyung zaprzestał dekorowania ostatniej z czterech wież, słysząc nawoływanie
ze strony Jimina. Kątem oka widziałem, jak siedzący obok niego Hobi gestem
starał się pokazać, że ma do nich podejść, więc ten niewiele myśląc wcisnął w
moje ręce szarą muszelkę, którą jeszcze przed chwilą trzymał w dłoni, i
zostawił mnie samego.
Auć?
Wydąłem dolną wargę i
odrzuciłem muszelkę na piasek, wyrażając w ten sposób swoją frustrację. Zrobiło
mi się przykro, że chłopaki z niewiadomego powodu postanowili mnie zignorować,
ale z drugiej strony byłem ciekaw, co knują, skoro cała trójka co chwilę
ukradkowo zerkała w stronę Namjoona, Seokjina oraz Yoongiego. Nie można również
pominąć nieudolnych prób stłumienia nagłych wybuchów śmiechu z ich strony, szczególnie
w przypadku Hobiego, który miał z tym największy problem.
W końcu ich wrzaski
ucichły, kiedy chłopaki nagle, aczkolwiek cicho zerwali się z miejsca. Miałem
nadzieję na to, że wreszcie zamiast nudzić się będę miał na co popatrzeć.
Przynajmniej tak
podejrzewałem, zważając na fakt, że nasza trójka śmieszków stała nad śpiącym
Yoongim z niecnymi uśmieszkami.
Okej, w kościach
czułem już tę nadchodzącą dramę. Gdzie mój popcorn?
Wymienili się jeszcze
tylko porozumiewawczymi spojrzeniami, podczas gdy Namjoon oraz Seokjin
instynktownie odsunęli się na bezpieczną odległość. Oni już wiedzieli, że
lepiej jest się nie mieszać, jeśli w grę wchodził Yoongi. Ja też, dlatego jak
przyczajona pantera obserwowałem ich z daleka, nie mogąc powstrzymać ciekawości
i ekscytacji.
Hoseok kucnął obok
głowy rapera, biorąc kilka głębszych wdechów. Pewnie kalkulował w głowie jakie
jest prawdopodobieństwo, że to jego ostatnie wakacje w życiu. W tym czasie Jimin
oraz Taehyung złapali za jego nogi, a chwilę
później wszystko działo się tak szybko,
że nie jestem pewny, czy udało mi się za tym nadążyć. To chyba jasne, co miało
miejsce potem, prawda? Yoongi obudził się dopiero, kiedy Hobi wraz z TaeTae
zaczęli wydawać z siebie dzikie okrzyki, biegnąc z nim na rękach w stronę
oceanu. Początkowo chyba nie wiedział, co się dzieje, bo jedyne, co
zrobił, to zaczął rozglądać się dookoła, a dopiero później miotać i wrzeszczeć,
że mają go puścić.
– Jimin, idioto! Nie
żyjecie, cała trójka, i przestańcie mną tak szarpać do cholery! Jak tylko mnie postawicie, to was zaje-
ZIMNE, KURWA!
Nie odeszli daleko od
brzegu, sami zanurzyli się w wodzie ledwie po kolana, ale to wystarczyło, żeby
zahuśtać lekkim jak piórko Minem, a później wyrzucić go w przód tak, aby zniknął
po sam czubek głowy. Ci debile nie mogli powstrzymać śmiechu na tyle bardzo, że
musieli złapać się za swoje brzuchy i zgiąć w pół, bo inaczej nie ustaliby w
miejscu.
Szczerze? Z mojej
strony wyglądało to trochę żałośnie, tym bardziej, że Yoongi z pewnością nie
puści im tego płazem. Nawet nie było takiej mowy, w końcu mówimy tu o TYM Minie
Yoongim, nie jakimś innym.
– Yoongi, wyrażaj się
– skarcił go Jin swoim spokojnym głosem, co wywołało u mnie parsknięcie
śmiechem. Oczywiście według Seokjina ważniejsze było nasze słownictwo niż takie
błahostki jak ewentualne topienie się gdzieś pośród fal oceanu.
Zacząłem się
denerwować dopiero, gdy minęła minuta, a miętowowłosy nadal się nie wynurzał.
Nawet Hobi przestał się śmiać i jego twarz przybrała kamiennego wyrazu i
odcienia białej kredy. Wtedy dodatkowo obudziły się we mnie obawy, czy zaraz
nam nie zemdleje i będziemy mieli dwie osoby do ratowania.
– Ej, Tae. Myślisz,
że się utopił? – zapytał cicho Jimin, za co od razu został zdzielony w tył
głowy przez przyjaciela. – Aish, przecież
tylko pytałem…
– Jak możesz być
spokojny w takiej sytuacji? Naprawdę chcesz mieć kogoś na sumieniu? – Taehyung
był bliski płaczu, drżała mu dolna warga, a oczy przeskakiwały co chwila z wody
na nas. Było ciemno i jedyne dostępne nam światło biło od ogniska, ale niewiele
to dało, bo znajdowało się zbyt daleko od brzegu. – Pójdziemy do więzienia za
morderstwo, prawda? Nie chcę spędzić reszty życia za kratkami, ja mam plany na
przyszłość, zróbcie coś!
– Yoongi prawie
złamał mi żebro i próbował mnie pobić, dlaczego mam coś robić? Zresztą pewnie
się zgrywa.
Tae zaprzestał
nerwowego chodzenia w kółko i złapał się za głowę, posyłając Parkowi mordercze
spojrzenie.
– Zamknij się, bo ciebie też zaraz utopię.
– Nikogo nie
utopiliśmy, Taehyung…
– To dlaczego, do cholery,
ten idiota nadal się nie wynurza?!
– Cicho być!
Przełknąłem ślinę i
spojrzałem na Namjoona, który za sprawą tych dwóch słów sprawił, że zapanowała
grobowa cisza. Zaciskał dłonie w pięści tak mocno, że aż zbielały mu knykcie, a
jego klatka piersiowa unosiła się w nietypowo szybkim tempie.
– Czekacie na jakieś
błogosławieństwo czy co? Moglibyście przestać stać jak ostatnie kołki i sami
jakoś zareagować. – Z każdym kolejnym słowem Kim coraz bardziej zbliżał się do
brzegu, w międzyczasie ściągając z siebie koszulkę i odrzucając ją gdzieś w
piasek.
Czułem się jak porażony prądem. Nie potrafiłem
ruszyć choćby ręką, dlatego nadal siedziałem w tym samym miejscu co chwilę temu
i jedynie zaciskałem mocno palce na materiale koca, w duchu policzkując za to,
że nic nie zrobiłem. Kątem oka widziałem, że Jin zagryza dolną wargę i uważnie
obserwuje poczynania lidera, a Hoseok przez palce patrzy na wodę, zapewne cicho
licząc na to, że Jimin ma rację i Yoongi tylko robi sobie żarty.
I właśnie wtedy z
gardła Taehyunga wydarł się niepohamowany i bolesny dla moich uszu pisk.
Kilka metrów dalej od
miejsca zatonięcia Sugi spod tafli wody wyłoniła się głowa, która na tle prawie
granatowego oceanu znacznie odróżniała się swoją miętówkowością. Namjoon
zatrzymał się w półkroku, gdy tamten energicznie zamachał głową, by pozbyć się
nadmiaru wilgoci z włosów i przeczesał je ręką, wyglądając przy tym cholernie
majestatycznie.
Co się właśnie stało?
Wszyscy zamarliśmy.
Dosłownie, nikt nie odważył się powiedzieć ani słowa, będąc w zbyt wielkim
szoku. Jedynie Yoongi przewrócił oczami i westchnął głęboko, nie doczekawszy
się jakiegokolwiek odzewu.
– Prędzej mielibyście
trupa na sumieniu, niż otrzymałbym pomoc z waszej strony. Zastanawiam się, czy
to nie był zamach na moje życie, skoro żaden z was nie rzucił mi się na
ratunek.
– Co? – jęknął
Hoseok, zapominając zamknąć ust, przez co teraz stał z rozchylonymi wargami i
wpatrywał się w niego jak ciele w malowane wrota.
– To ja tu jestem od
zadawania pytań. Jakbym naprawdę nie mógł się wynurzyć to też byście
spekulowali, czy „już się utopiłem, czy jeszcze nie”? – Raper spojrzał z jadem w oczach na Jimina,
mrużąc oczy.
Park zrobił minę w
stylu „ja nic nie wiem” i cofnął się o krok w tył, bo nawet jeśli Min nie
potrafił się teleportować, w tamtej chwili wydawało się to całkiem
prawdopodobne.
Czy już możemy zamówić
wieńce pogrzebowe dla tej trójki?
– A ja to co? –
spytał z wyrzutem Rap Mon, który w międzyczasie szukał swojej koszulki,
paradując przed nami półnagi.
Mój mózg się właśnie
przegrzał, dziękuję za współpracę, ale możemy się pożegnać.
To za dużo jak dla
mnie.
– Ty się nie liczysz,
Namjoon – stwierdził Yoongi, a ja dopiero teraz zauważyłem, że przez cały czas
pływał w miejscu, bo nie sięgał dna.
Lider spuścił głowę i
odwrócił się na pięcie, ze zrezygnowaniem kopiąc niczemu winny piasek. Biedny
Joonie, nikt nie doceniał jego szczerych chęci i bohaterskich czynów. To znaczy
ja jak najbardziej doceniałem, ale nadal trzymał mnie error i nie potrafiłem
się ruszyć.
– Boże, Yoongi! –
wrzasnął nagle Hoseok, dłońmi łapiąc się za policzki. – Nie, nie, nie –
powtarzał cicho pod nosem, biegnąc w stronę mieniącej się wody i siedzącego w
niej rapera.
A raczej płynąc, bo
zaledwie po kilku sekundach łapał za ramiona zniesmaczonego Yoongiego.
– Dzięki za troskę, ale chyba się spóźniłeś.
– Nie, nie o to mi
chodzi – odparł szybko Hope ze słyszalnym przerażeniem w głosie. – Hyung, nie
oddałeś mi telefonu. Błagam, powiedz, że został na brzegu.
W odpowiedzi
usłyszeliśmy głośny śmiech Yoongiego i zrezygnowany, przesycony smutkiem jęk
Horse'a.
Ja też mam się śmiać
czy płakać, bo nie wiem.
– To się nazywa
karma, słoneczko.
Po tym krótkim
przedstawieniu, jakie zafundowali nam chłopaki, jakoś udało się wyciągnąć ich
na brzeg. Tak właściwie to kiedy tylko Min postawił pierwszy krok na piasku,
Jin podbiegł do ociekającego wodą chłopaka niemalże natychmiast i złapał go za
ucho, taszcząc w stronę koca i krzycząc, że jest nieodpowiedzialnym
dzieciakiem. Hobi za to nie mógł się pozbierać po stracie telefonu, który wcale
nie okazał się być tak wodoodporny, jak zapewniał sprzedawca w sklepie.
– Jungkook, ty
płaczesz? – zapytał nagle Yoongi, kiedy podczas suszenia włosów ręcznikiem
napotkał się na moje spojrzenie.
Chciałem
zaprotestować, ale nie mogłem, gdy moja dłoń odruchowo powędrowała do policzka
i poczułem, że jest cały mokry. Żeby chociaż wilgotny, ale nie, słone krople
kapały jedna po drugiej i dopiero wtedy byłem w stanie to zauważyć. Zazwyczaj w
takich sytuacjach mój smutek stopniowo narastał i w pewnym momencie wybuchałem
szlochem z nadmiaru gnieżdżących się emocji, a teraz… To było tak automatyczne,
łzy pojawiły się i od razu podążyły tą drogą, nie czekając na moją zgodę. Po
tym chwilowym otępieniu wreszcie do mnie dotarło, co tak naprawdę się wydarzyło
i z jakiego powodu zareagowałem w ten sposób.
Strata przyjaciela
była dla mnie czymś tak niewyobrażalnym, że nie potrafiłem dopuścić do siebie
takiej informacji. Tępo patrzyłem na rozgrywającą się przede mną scenę, podczas
gdy jakaś część mojej podświadomości zareagowała jeszcze przed samym faktem.
Rozumiecie? To było tak automatyczne, jakbym na dźwięk samego słowa „strata” tracił wszystko, co mam.
I wystarczyło to
jedno pytanie, abym w ciągu tej jednej sekundy zaniósł się tak szaleńczym
płaczem, jak jeszcze nigdy.
Pozostali patrzyli
się na mnie wymieniając niezręcznymi spojrzeniami, przez co poczułem się
jeszcze gorzej. Nie znosiłem okazywać innym swoich słabości, nawet jeśli nie
było jasno powiedziane, przez co się tak zachowuję. Nie uważałem łez za coś
złego, ale miałem wrażenie, że ludzie odbierają mnie za kogoś żałosnego,
bezsilnego, marnego. Nie potrafiłem wtedy przestać mój głos z każdą chwilą
stawał się coraz bardziej histeryczny i głośny.
– Przepraszam,
Jungkook. – Pomimo, że twarz miałem ukrytą w dłoniach, doskonale wiedziałem,
czyje ramiona mnie obejmują.
Odetchnąłem głęboko i
pozwoliłem na to, aby Jimin zacieśnił swój uścisk i z ulgą wtuliłem się w szyję
chłopaka. Jego zapach zawsze działał na mnie uspokajająco i tak też było w tym
przypadku. Mój urwany oddech od razu zwolnił, gdy tylko poczułem woń cynamonu
pomieszanego z pomarańczowym szamponem do włosów, którego zazwyczaj używał.
– To mnie powinieneś
przeprosić – usłyszałem oburzony głos Mina, a zaraz potem ciche pacnięcie, jak
mniemam w jego głowę.
– Cicho siedź,
Yoongi.
Zacząłem szlochać
jeszcze bardziej, jednocześnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Nikt nie widział
mojej twarzy, skutecznie ukrytej w materiale koszulki Jimina, co było mi bardzo
na rękę, bo musiałem wyglądać tragicznie. Z opuchniętymi od płaczu oczami,
zaczerwienionymi policzkami i nachodzącymi mnie co chwilę spazmami płaczu.
W życiu nie
darowałbym sobie, gdybym miał stracić któregoś z nich. Może nie okazywałem tego
na co dzień, ale ta szóstka idiotów była dla mnie najważniejsza na świecie i
skoczyłbym za nimi w ogień, nie ważne, jakie głupstwo by popełnili. I dopiero
teraz dotarło do mnie, jak wielką i bolesną stratą byłoby zniknięcie któregoś z
nich.
To smutne, że
człowiek najczęściej w takich chwilach uświadamiał sobie, jak wartościowych
ludzi ma wokół siebie.
O krok od tragedii
albo po fakcie.
Ale prawda była taka,
że osobno nie bylibyśmy teraz tu, gdzie jesteśmy. MY nie istniałoby bez choćby
jednego z NAS.
– Cieszę się, że tu
jesteście – powiedziałem, zaciskając dłonie ma plecach Park.
Jimin pogłaskał mnie
po głowie i zaśmiał się cicho.
– My też, Jungkookie.
***
Przez zaistniałą
sytuację musiałem oddać Yoongiemu koc, który przez znaczną część czasu służył
mi jako grzejnik. To znaczy nie musiałem, ale chciałem, bo hyung był cały
przemoknięty i trząsł się z zimna jeszcze bardziej niż ja. Czułbym się źle,
gdybym nadal siedział jak gdyby nigdy nic i ignorował dygoczącego niczym
Chihuahua przyjaciela.
Atmosfera znacznie
zmieniła się od kiedy dostałem tego ataku płaczu i histerii, pewnie dlatego, że
minęła dłuższa chwila, zanim całkowicie się uspokoiłem. Dla pozostałych to było
pewnie niezręczne, gdy nie potrafiłem choćby na nich spojrzeć, a zamiast tego
cały czas ukrywałem twarz w koszulce Jimina, który dzielnie przy mnie klęczał,
choć ta pozycja na pewno była dla niego niewygodna.
Cóż, kiedy skończyły
mi się wszystkie łzy, a oczy bolały tak bardzo, że nie potrafiłem uronić ani
jednej kropli więcej, musiałem im jakoś udowodnić, że wszystko jest w porządku,
więc niewiele myśląc rzuciłem się na Yoongiego, zamykając w szczelnym uścisku.
Przy okazji skrzyczałem go za to, że przez niego najadłem się tak dużo strachu
i podziękowałem, że jednak się nie utopił, bo byłoby mi wtedy smutno.
A teraz? Siedziałem
najbliżej ogniska jak się dało, starając opanować drżenie ciała, i wpatrywałem
się w tańczące przede mną płomienie. Nie byłem pewny, czy niekończące się
dreszcze powodował chłód czy zdenerwowanie, ale niezależnie od przyczyny
działały mi na nerwy, bo próbowałem
zachować choćby pozory tego, że już jest okej, a przez to nie bardzo mogłem.
– Jungkook, dobrze
się czujesz?
Zacisnąłem powieki i
przekląłem w myślach. Wiedziałem, że to pytanie padnie prędzej czy później.
Przynajmniej już miałem
pewność, że jestem słabym aktorem.
– Tak, hyung, wszystko jest dobrze –
skłamałem, choć tak naprawdę miałem ochotę walnąć głową w piasek.
Jak struś!
Namjoon zmrużył
podejrzliwie oczy, po czym mlasnął językiem i już wiedziałem, że mi nie wierzy.
Nie zrobiłby tego nawet gdybym nagle zaczął skakać wokół ogniska na znak, że
czuję się świetnie. Skoro nie łyknął za pierwszym razem, nie zrobi tego za
drugim ani żadnym kolejnym.
A ja po prostu nie
chciałem niszczyć pozostałym tego spokojnego wieczoru. Pomimo, że jeszcze
godzinę temu musieli mnie uspokajać, to teraz widziałem, że nie mieli ochoty
się stąd wynosić. Yoongi leżał z głową ułożoną na nogach Taehyunga, który
starał się nawiązać jakąś konwersację z Seokjinem, ale ten był zbyt pochłonięty
gapieniem się na Sugę, aby cokolwiek mu odpowiedzieć, natomiast Hoseok jakiś
czas temu przysiadł się do Rap Monstera i wdał się z nim w dyskusję na temat
piosenki, nad którą pracował.
Jedynie Jimin
siedział w odosobnieniu od pozostałych po drugiej stronie, podkulając nogi i
opierając na kolanach brodę. Wyglądał na zmartwionego, na pewno taki był, bo od
dziesięciu minut nie ruszył się o milimetr, ciągle gapiąc w jeden punkt.
Byłem ciekaw, czy
nadal zadręczał się tą sprawą z Yoongim.
– Właśnie widzę –
prychnął Nam. – Jesteś blady jak ściana i co chwilę głowa opada ci tak, jakbyś
miał się wyłożyć, a ja nie mogę na to już dłużej patrzeć. Co się dzieje?
A niech cię szlag,
Namjoon. Człowiek stara się być miły, ale jak widać nawet tego mi nie wolno.
– Trochę kręci mi się
w głowie, ale zaraz przejdzie. Serio – zapewniłem i uśmiechnąłem się
najpiękniej jak potrafiłem, mając nadzieję, że choćby to załagodzi sytuację.
Jednak jak na złość
wtedy wszystkie pary oczy zwróciły się na mnie, a ja zostałem zaatakowany przez
serię kichnięć.
Dzięki, życie. Ja
ciebie też.
– Możemy wrócić już
do hotelu, jeśli chcesz. Już i tak jest późno – zasugerował Hobi, delikatnie
unosząc kąciki ust ku górze.
– Nie, nie trzeba,
naprawdę. Po prostu nie zwracajcie na mnie uwagi.
– Jak zemdlejesz to
też mamy cię ignorować? – odezwał się Yoongi, szturchając mnie stopą w ramię. –
Nie ma mowy, dzieciaku.
– W takim razie wrócę
sam – ciągnąłem dalej.
– Co? Nie ma nawet
takiej opcji. – Ku mojemu zdziwieniu to Jimin okazał się być autorem tych słów,
co w jakiś sposób sprawiło, że poczułem się lepiej. Może nie fizycznie, ale
psychicznie na pewno. – Ja z tobą pójdę. Jest noc i nie będę ryzykował tym, że
coś ci się stanie.
– Ale hyung…
– Żadnego „ale”.
Zbieraj się.
Zaskoczony jego nagłą
zmianą nastawienia przytaknąłem i lekko chwiejąc się wstałem, na końcu
otrzepując spodnie z nadmiaru piasku.
Jimin stał już obok mnie, jakby się bał, że zaraz stracę panowanie nad własnymi
nogami i będzie musiał mnie łapać.
Ostatnio był naprawdę
dziwny. To znaczy bardziej niż zwykle. Jego wahania nastroju wprawiały mnie w
zakłopotanie i czasem już naprawdę nie wiedziałem, co mam mówić i jak się przy
nim zachowywać, bo w każdej chwili z uśmiechniętego chłopaka mógł się
zmienić w chodzącą kulkę rozpaczy.
Pożegnałem się z
wszystkimi przyjaciółmi i przeprosiłem ich za to, co się dzisiaj wydarzyło, a
potem podążyłem za Parkiem. Mimo jego nieodgadnionego wyrazu twarzy i wrażenia,
że jest na mnie zły, nie szedł zbyt szybko, cały czas dotrzymując mi tempa,
którego nie potrafiłem przyspieszyć. Chociaż nie wiem, dlaczego mógłby się na
mnie gniewać, chyba nie zrobiłem nic złego, a mimo to przez pierwsze kilka
minut drogi nie odezwał się do mnie ani słowem, jedynie posyłając mi krótkie
spojrzenia, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie leżę na ziemi.
Nie ukrywam, że byłem
tego bliski i z każdą chwilą czułem się coraz gorzej.
– Hyung… – zacząłem
cicho, ale to wystarczyło, abym zyskał jego uwagę, bo od razu przeniósł swój
wzrok na moją twarz. – Jesteś zły, bo przeze mnie musisz wracać do hotelu,
prawda?
Zacisnąłem usta w
wąską linię, czując, jak pieką mnie policzki. Byłem pewien, że dostanę
twierdzącą odpowiedź, co tylko potęgowało moje poczucie winy.
Dlatego kiedy nic nie
usłyszałem, a Jimin nadal milcząc uśmiechał się do mnie tym swoim ciepłym
uśmiechem, który potrafił roztopić najbardziej zlodowaciałe serce, ciężar z
mojej klatki piersiowej natychmiast zniknął.
– Głupek. – Rudowłosy
zachichotał i cała ta mroczna aura, jaka jeszcze chwilę temu go otaczała,
zniknęła. – Jasne, że nie. Prawdę mówiąc nie chciało mi się tam już dłużej
siedzieć.
Nie wiem, czy
bardziej cieszył mnie fakt, że wbrew moim podejrzeniom nie byłem dla niego
problemem czy sam widok i świadomość tego, że po tak długim czasie oglądania
jego smutnej miny, wreszcie się uśmiechnął.
I gdzieś tam głęboko
w podświadomości zakodowałem sobie, że być może właśnie za sprawą mojego głosu się
rozchmurzył.
Myślenie w ten sposób
poprawiało mi samopoczucie i ćmiło nieznośny ból głowy.
– Ach… W takim razie
się cieszę.
Park skinął głową, a
wesoły grymas nadal nie znikał z jego ust.
Po tej krótkiej
wymianie zmian znów zapanowała cisza, ale tym razem zupełnie innego rodzaju.
Nie była drażniąca i nie sprawiała, że
miałem ochotę zacząć rozmowę choćby o zeszłorocznym śniegu, byle zapełnić ją
jakimiś pustymi słowami. Nienawidziłem tego poczucia niepokoju i niemalże
namacalnego napięcia, gdy pomiędzy mną a drugą osobą nie potrafiłem znaleźć
najbardziej błahego tematu do rozmowy.
Ale wystarczył jeden
uśmiech, a to ciche wzburzenie, które przypadkiem wtargnęło między nas,
zniknęło na dobre.
– Jungkook? – Tym
razem to spokojny głos Jimina przerwał milczenie.
– Hm?
– Co z moim
prezentem?
Ściągnąłem brwi w geście niezrozumienia i
przekręciłem głowę na prawo, aby przypatrzeć się twarzy rudzielca. Oczekiwałem
jakiegoś wyjaśnienia albo kontynuacji jego dziwnej wypowiedzi, ale napotkałem
się jedynie na wyczekujące spojrzenie.
– No wiesz… Bo
mówiłeś, że dostanę go, jak będziemy sami – sprostował.
Ach, no tak. Dopiero
wtedy przypomniałem sobie o naszej rozmowie sprzed przyjścia na plażę, i o tym,
jak bardzo speszył się po moich słowach.
…oraz o tych uroczych
rumieńcach, które próbował przede mną ukryć.
Park szturchnął mnie
lekko w ramię, gdy po raz kolejny tego dnia się zawiesiłem. Wydął dolną wargę i
policzki, dając mi jasno do zrozumienia, że chce dostać go tu i teraz, albo
przynajmniej dowiedzieć się, co się z nim dzieje. Gdyby to było takie proste,
zrobiłbym to już dawno temu, ale niestety nie było i wpływało na to kilka
czynników.
– Przepraszam, ale nie mogę zrobić tego teraz.
Nie chciałbym cię… – ugryzłem się w język, zanim palnąłbym coś głupiego. Tym
razem rumieńce wstąpiły na moją twarz, aż poczułem, jak palą mnie uszy, ale na
szczęście było zbyt ciemno, aby Chim mógł to zauważyć. Chyba. – Zresztą
nieważne, po prostu musisz jeszcze trochę poczekać, okej?
Jimin niewiele
zrozumiał z mojej wypowiedzi, przynajmniej tak wywnioskowałem po jego
zdezorientowanej minie, jednak już po chwili przytaknął i znów się uśmiechnął.
– To znaczy? Nie masz
go przy sobie, tak? W porządku, mogę poczekać. – Na wzmiankę o swoim prezencie
od razu rozpromieniał, pomimo, że nie mógł dostać go od ręki. Odniosłem
wrażenie, że przez to zmienił się nawet jego chód i z każdym kolejnym krokiem
podskakiwał, machając głową na boki.
Słoooodycz.
Pomocy.
– Niekoniecznie – mruknąłem,
ale zaraz szybko pokręciłem głową, nie chcąc ciągnąć dalej tego tematu. –To
nieistotne, przynajmniej nie teraz. Patrz, hyung, tutaj Yoongi dostał piłką w
głowę!
Na szczęście udało mi
się sprawnie ominąć tą niewygodną kwestię, bo Jiminie szybko podłapał nowy
temat. Od razu wybuchnął głośnym śmiechem i zakrył usta dłonią, zapewne
odtwarzając tą piękną scenę w swojej głowie.
A ja szedłem obok z
rękami w kieszeniach spodni i nie mówiłem nic, tylko przypatrywałem się po
cichu Jiminowi, od którego niemalże czułem bijące ciepło. Oczy błyszczały,
oddając światło gwiazd, dźwięczny śmiech niósł się przez pustą plażę, a uśmiech
olśniewał swoim własnym blaskiem.
Taki właśnie był prawdziwy Park Jimin.
I takiego chciałem
widzieć go zawsze.
Jimin
Droga do hotelu nie
zajęła nam dużo czasu.
A nawet jeśli, to nie
zwróciłem na to uwagi, bo jakoś od połowy nie mogłem ani na moment złapać oddechu przez Jungkooka,
który co chwilę wywoływał u mnie chore napady śmiechu. Wciąż nie rozumiałem,
dlaczego ten dzieciak tak na mnie działał, ale w pewnym momencie życia
stwierdziłem, że tak po prostu musi być i nie miałem na to żadnego wpływu, więc
przestałem zaprzeczać samemu sobie. Nie, żebym kiedykolwiek chciał, aby coś się
zmieniło… O nie, ani trochę. Wizja stracenia tego głupka bezpowrotnie była dla
mnie gorsza, niż cokolwiek innego. Potrafiłbym zrezygnować z tańca, aby temu
zapobiec.
Dość śmiałe
posunięcie z mojej strony, wiem. Kochałem taniec od dziecka, a może i jeszcze
dłużej – nie pamiętałem dokładnie, bo początek mojej pasji miał miejsce tak
dawno. I szczerze, tylko wtedy czułem, że nic ani nikt mnie nie ogranicza,
mogłem zrobić wszystko, na co miałem ochotę. To ja panowałem nad swoim ciałem,
miałem kontrolę nad każdym mięśniem i ode mnie zależało, jak daleko postanowię
zabrnąć tym razem. Chyba to mnie w tym najbardziej pociągało – wolność. Pełna
kontrola, a jednocześnie całkowite szaleństwo.
Ale wtedy pojawiła
się osoba, która sprawiła, że zapragnąłem podzielić się z nią swoją wolnością.
Zgadza się, miałem na
myśli tego cicho dreptającego chłopaka, który obecnie wtulał się w moją bluzę,
bo jego ciało tak potwornie drżało, że w innym wypadku nie potrafiłbym na niego
normalnie spojrzeć. Za każdym razem, gdy
kierowałem wzrok na jego twarz, byłem coraz bardziej pewny swoich słów i tego,
że moje zamiłowanie do tańca było całkowicie innym rodzajem miłości.
Westchnąłem cicho,
przekręcając klucz w drzwiach od swojego pokoju i zrobiłem krok w bok, aby
przepuścić ledwo trzymającego się na nogach Jungkooka. Cholernie martwił mnie
jego stan, który pomimo (prawdopodobnie) wymuszonego uśmiechu z każdą chwilą
stawał się coraz gorszy, dlatego od razu nakierowałem go w stronę schodów
prowadzących na antresolę, bo właśnie tam znajdowało się łóżko.
Pierwszy raz mieliśmy
okazję spać w tak interesująco urządzonych pokojach. Nasz menadżer wyjątkowo
postarał się przy wybieraniu odpowiedniego hotelu i widocznie zależało mu na
tym, abyśmy faktycznie wypoczęli, bo ta miejscówka (przynajmniej na mnie)
wywołała spore wrażenie. Nie był urządzony w typowy, nowoczesny sposób – całość
była raczej czymś na wzór… Średniowiecza? Przy wejściu wzrokiem jako pierwsze
napotykało się ogromne, posłane niebiesko-złotą pościelą łóżko małżeńskie, które na samym początku zaklepał sobie Taehyung
(po prostu się na nie rzucił i nie chciał zejść, nawet gdy ugryzłem go w rękę.
Tak, też chciałem tam spać). Po lewej
znajdowało się przejście do osobnego „pokoju”, odgrodzonego jedynie bordową
zasłoną, ale nie było tam nic specjalnego, zwyczajny kącik do zrobienia sobie
herbaty albo kawy. Natomiast po przeciwnej stronie w górę pięły się drewniane
schody prosto do miejsca, w którym
spałem ja i Hobi hyung.
Nie, nie na łożu
małżeńskim, spokojnie.
– Dasz radę wdrapać
się na górę, Kookie? – zapytałem, nadal nie ściągając ręki z jego pleców.
Musiałem być gotowy w razie, gdyby zachciało mu się wypaść przez barierkę albo
polecieć w dół, żeby chociaż on miał miękkie lądowanie.
Swoją drogą, tylko my
mieliśmy taki wypasiony, dwupiętrowy pokój. Jedynie przez to, że była nas
trójka, nie dwójka, ale to nic, jakoś dało się przeżyć fakt, że wczorajszego
wieczora Tae aż za bardzo szalał na tym ogromnym łóżku, kiedy my próbowaliśmy
spać.
– Nie rób ze mnie
kaleki, hyung. Po prostu boli mnie głowa.
Tak, jasne. A ja jestem
królowa Elżbieta.
Przewróciłem tylko
oczami i już będąc na górze pchnąłem go na stojące pod ścianą jednoosobowe
łóżko, w którym dotychczas spałem tylko ja. Cóż, Jungkook zapomniał wziąć od
Jina kluczy do swojego pokoju, dlatego postanowiłem, że tej nocy przenocuje u
mnie. Nie robiło mi to większego problemu, musiałem jedynie poczekać, aż
pozostali wrócą i wtedy przeniosę się do sypialni maknae, bo tutaj nie było już
dla mnie miejsca. Miałem nadzieję, że jeśli Hoseok się upije, nie będzie darł
się w niebogłosy, bo Kookie potrzebował odpoczynku.
Oho, zaczęło się. Czy
ja naprawdę brzmię jak przewrażliwiona mamusia? Jak Seokjin?
– Poradzę sobie,
Jimin – powiedział Jeon, kiedy zmusiłem go, aby się położył i zacząłem
dokładnie okładać jego ciało kołdrą. – Poza tym już mi ciep-
– Nieprawda, zdaje ci
się. Masz się stąd nie ruszać, jasne? Pójdę tylko zajrzeć do apteczki, więc
zaraz wrócę.
– Do apteczki? Po co
ci apteczka, chcesz mnie reanimować?
Mimowolnie parsknąłem
śmiechem.
A zaraz później do
mnie dotarło, w jaki sposób przebiega reanimacja.
Kookie, skarbie. Jeśli chcesz, żebym zrobił ci usta-usta, możesz
zwyczajnie poprosić.
Boże, jakie to
żenujące. Ja naprawdę pomyślałem o czymś takim? To cud, że nie powiedziałem
tego na głos, a to przecież on miał gorączkę. On, nie ja, cholera.
– Jiminie, halo,
zadałem ci pytanie. – Chłopak machnął mi przed twarzą ręką i aż odskoczyłem do
tyłu, o mało co nie uderzając tyłkiem o podłogę.
– Nie, głupku. –
Ochrząknąłem i się wyprostowałem, jeszcze raz sprawdzając, czy Kook leży dobrze
przykryty. – Jin hyung zostawił ją nam w razie, gdyby ktoś się źle poczuł albo
zrobił sobie krzywdę, tak jak ty na przykład.
– Dlaczego miałby
zostawiać ją wam, a nie na przykład Yoongiemu i Namjoonowi? – Jungkook ściągnął
brwi i wydął dolną wargę, jakby to był dobry powód do focha.
– Bo tutaj jest
Taehyung i Hoseok.
Już potem nic nie
powiedział, tylko przytaknął i westchnął cicho.
Tak jak oznajmiłem
wcześniej, skierowałem się na dół i zniknąłem za bordową zasłoną, szukając
małego, białego pudełeczka. Nie zajęło mi to dużo czasu dzięki typowemu dla
Seokjina oznaczeniu dla swoich przedmiotów – obwiązał je szeroką, różową wstęgą,
a na wieczku widniała duża kokardka.
Wiecie, normalni
ludzie mają na takich czerwony krzyż albo coś.
Ale on nie był
normalny.
To tylko pozory, nie
dajcie się zwieść.
Mimowolnie zaśmiałem
się na myśl o naszej zespołowej księżniczce i z bólem serca rozwiązałem zaiście
uroczą ozdobę, a potem uchyliłem wieczko w poszukiwaniu jakiegoś leku
przeciwgorączkowego. Wyglądało na to, że maknae po prostu złapał dość mocne
przeziębienie, bo poza bolącą głową i gorączką na szczęście nie zauważyłem nic
więcej. Pewnie załatwił się dwa dni temu, kiedy razem z Taetae po jednym z
występów spoceni biegali po całych kulisach, ciesząc się z lodów, które dostali
od staffu.
A to do mnie miał
pretensje, że nazywałem go dzieckiem, pf.
Z uśmiechem podrzuciłem
w dłoni niebieskie pudełeczko leku, o którym mówił mi niedawno Jin, chwaląc
siebie w myślach za to, jaki dobry ze mnie hyung. Zaparzyłem gorącej herbaty,
wcisnąłem do niej dużo cytryny (bo ponoć zdrowa) i wsypałem dwie łyżeczki cukru
z nadzieją, że nie zapomniałem, ile Jungkook słodził.
Zadowolony z siebie
wracałem już po schodach na górę i rozmyślałem nad tym, czy nie powinienem
zrobić mu może zimnych okładów z ręcznika, ale moje myśli skutecznie rozproszył
widok rozkopanej pościeli w łóżku.
I, przede wszystkim,
brak Jungkooka, który powinien być w niej ukryty po czubek nosa.
– Gdzie jesteś,
Ciastek? – zapytałem, chociaż dobrze wiedziałem, że nie mógł nigdzie uciec.
Słyszałbym, gdyby próbował się wymknąć dołem, poza tym dlaczego miałby to robić?
Nerwowo rozejrzałem się dookoła, szukając jakichś śladów, ale jedyne, co po
sobie pozostawił, to moja bluza leżąca na podłodze.
I wtedy do moich uszu
dotarło głośne plaśnięcie.
A potem odgłos
puszczonej wody z prysznica.
Prawie się
przewróciłem, gdy z prędkością światła wystartowałem w stronę łazienki na
piętrze. Nie wiem, co mi odwaliło, ale byłem jednocześnie zły i przestraszony,
że mógł się przewrócić i stracić przytomność, więc nawet nie zapukałem i
wtargnąłem do pomieszczenia.
Z pewnością nie takiego
widoku się spodziewałem.
Obstawiałem raczej
nagiego Jungkooka, który bierze prysznic, a nie takiego, który w ciuchach
siedział w kabinie (dosłownie, siedział po turecku na kafelkach) pod
strumieniem wody.
– Jezu, dziecko, co
to wyrabiasz? – Złapałem się za głowę i zakręciłem zimną wodę, nie potrafiąc
uniknąć czołowego starcia z orzeźwiającymi kropelkami. Tak, skończyłem z
mokrymi włosami, ale nie to się wtedy najbardziej liczyło.
– Nie jestem
dzieckiem, hyung. Już ci mówiłem – burknął młodszy i podniósł głowę do góry,
próbując nawiązać ze mną kontakt wzrokowy.
To pierwszy i ostatni
raz, kiedy byłem od niego wyższy.
Jej?
– Poza tym było mi
gorąco, ale nie chciałeś mnie słuchać...
Ten chłopak po raz
kolejny doprowadzał mnie do szaleństwa, ale mimo wszystko nie potrafiłem się na
niego gniewać. No choćbym próbował celowo się zezłościć, to patrząc na ten króliczy
uśmiech od razu o tym zapominałem i sam szczerzyłem się jak debil.
– Mogłeś się chociaż
rozebrać… – jęknąłem zrezygnowany i przetarłem dłonią twarz, zaczesując mokre
włosy do tyłu.
– Chciałeś mnie
pooglądać nago?
– Co? Nie, boże,
Jungkook – powiedziałem szybko, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak
dwuznacznie zabrzmiały moje słowa. – Zaczynasz bredzić przez tą gorączkę.
Wstawaj, musisz się przebrać, zaraz dam ci jakieś ciuchy na przebranie, a teraz
przynajmniej się wytrzyj. – Po tych słowach jakoś dźwignąłem go w górę i
wcisnąłem mu w dłonie zielony, mięciutki ręcznik, a potem zniknąłem za drzwiami
łazienki, wyciągając z torby szare dresy i najluźniejszy tshirt, jaki tylko posiadałem.
Czasami nie miałem po
prostu siły do tego dziecka. Zwłaszcza w takich chwilach – kiedy pełny nadziei,
że wytarł chociaż swoje włosy wracałem do łazienki, ale oczywiście jak zwykle
się przeliczałem i nadal stał w tym samym miejscu z taką samą znudzoną miną.
– Jesteś strasznie
problematyczny. – Westchnąłem i odłożyłem na półkę przygotowane ciuchy,
zabierając mu z rąk ręcznik, który jak widać był dla niego zbyt skomplikowany w
obsłudze.
Czy ja przypadkiem
nie podłapałem tych wszystkich macierzyńskich zachowań od zbyt długiego
przebywania z Jinem?
– Hyuuuung, dobrze
wyglądasz, kiedy jesteś mokry – wymamrotał, podczas gdy ja bardzo intensywnie
suszyłem mu włosy. Zawiesiłem się na chwilę, myśląc o rzeczach, o których
zdecydowanie nie powinienem, przez co moje policzki nabrały bardzo wyrazistego
odcienia czerwieni i jakby nigdy nic powróciłem do wcześniejszej czynności. Cholerny
małolat. – Czemu jesteś taki czerwony? Powiedziałem coś nie tak?
Zakląłem pod nosem i
zakryłem mu twarz puchatym materiałem. Koniec tego dobrego, chyba wystarczająco
go przesuszyłem, a więcej komentarzy nie byłbym w stanie znieść. I to wcale nie
dlatego, że nachodziło mnie zbyt wiele nieprzyzwoitych myśli, a Jungkook był po
prostu chory i to było raczej normalne u ludzi z gorączką, więc nie mogłem się
tak po prostu na niego rzucić.
Nic, nieważne.
– Ręce do góry –
poleciłem i sięgnąłem po koszulkę na przebranie, nawet na niego nie patrząc. Słysząc
ten charakterystyczny, króliczy chichot po raz kolejny dzisiaj zrozumiałem, że
nie potrafię wyrażać się w jednoznaczny sposób.
Niech ktoś mnie
zabije, bo zaraz wyskoczę z okna przez własną głupotę.
– Tak jest, panie
policjancie! – zawołał czarnowłosy i zasalutował, a potem tak jak kazałem uniósł
ręce w górę, z dumą patrząc przed siebie.
Ja tam nie widziałem
żadnego powodu do dumy.
Ale do rzucenia się z
mostu, owszem.
Naprawdę nie wiem, co
sobie myślał, ale o tym, że chcę go przebrać zorientował się chyba dopiero
wtedy, kiedy podwinąłem jego przemokniętą koszulkę. Pisnął, nie spodziewając
się moich ciepłych dłoni na swoim torsie, ale nic nie powiedział, tylko
zacisnął oczy i pozwolił na to, abym całkowicie ją z niego ściągnął.
Korzystając z tego,
że na mnie nie patrzył, dokładnie zlustrowałem wzrokiem idealną klatkę
piersiową, ramiona i ładnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. Teraz rozumiałem,
dlaczego tak się oburzał, gdy nazywałem go dzieciakiem, bo zdecydowanie nie
wyglądał na dziecko. O nie, ani trochę. Ten chłopak był cholernie gorący i
zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że przez większość czasu zachowywał
się przy mnie jak niewinny chłopiec, który pali buraka ledwo myśląc o takich rzeczach.
Pozwól mi, Jungkookie, że wprowadzę cię w ten magiczny świat
dorosłości.
Gorąco uderzyło w
moją twarz, kiedy para błyszczących oczu przyłapała mnie na tak bezwstydnym
gapieniu się na jego półnagie ciało. Prawie wpadając na drzwi wybiegłem z
pokoju, ciskając w jego głowę koszulką i krzyknąłem, że ma się przebrać, a ja
będę czekać na niego w łóżku.
ZNOWU BRZMIĄC JAK
JAKIŚ PIEPRZONY NIMFOMAN.
Byłem skłonny wyjść z
hotelu i zacząć szukać mostu z najładniejszym widokiem, żeby z godnością zakończyć
swój marny żywot. Już dawno nie najadłem się tyle wstydu co wtedy, jakby tego
było mało – przed osobą, do której, cholera, śliniłem się od kilku ostatnich
lat. Ależ oczywiście, takie sytuacje się zdarzały, prawda? Nie byłem jedynym,
który zrobił z siebie debila przed kimś, kogo lubiłem, a kto jednocześnie zachowywał
się, jakby był po jaraniu.
Nie obraziłbym się
też, gdyby następnego dnia nie pamiętał o tym wieczorze. Serio, ani trochę by
mi to nie przeszkadzało.
– Już będę grzeczny,
hyung. Przepraszam – usłyszałem za plecami. Odetchnąłem cicho i pokiwałem
głową, poklepując dłonią materac, na którym powinien leżeć już od dłuższego
czasu, ale Park Jimin nigdy nie miał podejścia do dzieci, dlatego ten królik uciekł
mi przy pierwszej lepszej okazji.
O patrzcie, czyli ze
zwierzętami też miałem na pieńku.
Ostatecznie chyba nie
będę w stanie przestać nazywać go dzieckiem, przykro mi. Ta twarz nie pozwalała
na nic innego.
A ciało to inna sprawa.
Co się zobaczyło, już
się nie odzobaczy.
– Mam nadzieję. Nie
widzi mi się, żebyś cały nasz urlop przeleżał chory w łóżku.
Młodszy przytaknął i wgramolił
się pod ciepłą kołdrę, łykając tabletki, które przed chwilą mu dałem. Wyglądało
na to, że już się nieco uspokoił, co uwolniło we mnie poczucie ulgi, bo nie
zapowiadało się, żeby zaraz zaczął skakać po łóżku. Jedynie podziękował i
ułożył się wygodnie na poduszce, ale gdy
chciałem odejść aby zadzwonić do Taehyunga (początkowo miałem w planach
wykonać telefon do Hoseoka, ale przypomniałem sobie, że jego smartfon nie
żyje), złapał mnie za rękę i mocno zacisnął na niej swoje palce.
Spojrzałem na niego zdziwionym
wzrokiem.
– Mógłbyś poczekać,
aż zasnę? Twój pokój jest straszny, Jimin…
Jak mogłem oprzeć się temu uroczemu
stworzonku? Tylko człowiek bez serca zostawiłby go w takiej sytuacji. Chociaż
nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby miał problemy z zaśnięciem w nowych
miejscach, ale postanowiłem nie drążyć tematu. Zresztą Jungkook już kilka minut
później zaczął cicho pochrapywać pod nosem, dając mi do zrozumienia, że zasnął.
Musiał być zmęczony dzisiejszym dniem, zdążyło wydarzyć się dużo rzeczy. Niby
mieliśmy tutaj odpoczywać, a zamiast tego doświadczyliśmy jeszcze więcej
wrażeń, niż normalnie – ale to mnie w jakiś sposób odprężało. Naprawdę czułem
zmianę. Oczy nie piekły mnie od nieustannych błysków fleszy, plecy przestały
boleć od ciągłego pozowania do zdjęć, a gardło bolało dalej, z tą różnicą, że
tym razem nie od śpiewania, ale od śmiechów i krzyków.
Nawet, jeśli Yoongi zdemolował
swój pokój, a ja go prawie utopiłem. Nawet, jeśli Hoseok prawie umarł na zawał
przez kłodę i ledwo uniknął ciosu w zęby od losowo spotkanego Hiszpana. Nawet,
jeśli miałem teraz złamane żebro, a Jungkook wrąbał się w ciuchach pod prysznic
– ten dzień był jednym z najlepszych, jakie było mi dane przeżyć. Liczyłem na
to, że wszystkie pozostałe będą wyglądać w ten sam sposób.
Nie potrafiąc
pohamować uśmiechu wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon i wybrałem numer do
Taehyunga.
Do: TaeTae
Kiedy wrócicie?
Wysłano: 00:16
Minęło kilka minut,
ale nie dostałem odpowiedzi zwrotnej, a kiedy postanowiłem zadzwonić,
odpowiedziała mi poczta głosowa. Miałem nadzieję, że nic mu się nie stało i że
nie zgarnęła ich stamtąd policja, bo tak naprawdę nie wiedzieliśmy, czy to
ognisko było do końca legalne.
Z zamiarem wyjścia i
zadzwonienia do Namjoona, wstałem z materaca i schowałem telefon do kieszeni,
starając się być jak najciszej, bo maknae zdążył zasnąć przez tą krótką chwilę.
Zanim to jednak zrobiłem, dotknąłem dłonią jego czoła, odgarniając ciemne
włosy, żeby sprawdzić, czy gorączka choć trochę zmalała dzięki podanym
wcześniej lekom, ale nie zdążyłem tego stwierdzić.
Nie, bo jego duża
dłoń złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła do siebie, w wyniku czego
wylądowałem pomiędzy rozpalonym Jungkookiem, a lodowatą ścianą. I byłem tym tak
sparaliżowany, że przez pierwsze dziesięć sekund analizowałem, co się właśnie
stało, nie ruszając nawet małym palcem.
– Znowu jest mi
zimno, hyung – wymruczał cicho, zaciskając w dłoni materiał mojej koszulki. – A
ty jesteś ciepły.
Po tych słowach
Jungkook wtulił głowę w mój tors, splatając nasze nogi ze sobą, a drugą ręką
obejmując mnie w pasie. Szepnął coś jeszcze cicho pod nosem, ale nie byłem w
stanie dokładnie usłyszeć co, i zacieśnił nasz uścisk do maksimum.
A później zasnął.
Rozumiecie to?
Wlepiłem wzrok w
sufit i odetchnąłem głęboko, chociaż nawet to było trudne, bo Kookie przytulał
mnie naprawdę mocno. Byłem pewien, że doskonale słyszał, jak szybko waliło moje
serce. Sam miałem wrażenie, że zaraz połamie mi żebra, dopiero z czasem mój
oddech zaczął się normować i przestawałem czuć tą dziwną niezręczność.
W jednej sekundzie
wszystko było oczywiste. To, że leżeliśmy na jednym łóżku w swoich objęciach
wydawało się być tak właściwe, jak właściwym było, że występowaliśmy na scenie
przed naszymi fanami.
A ja pomimo tych
typowo nastoletnich zachowań z mojej strony, zdążyłem się już przyzwyczaić.
Do tego, że na widok
Jungkooka robiło mi się gorąco, a słysząc jego głos przez moje ciało
przechodził prąd. I że jedynie z powodu dotyku czułem, jak miejsce zetknięcia
się naszych ciał płonęło.
Teraz cały się
paliłem.
Ale nie przeszkadzało
mi to. Moje uczucie było właściwe.
Tak właściwe jak to,
że chciałem zatrzymać go w swoich ramionach już na zawsze.
Nie obrazisz się, jeśli zacznę komentować "Fun Boys" od tego rozdziału, prawda? Prawda?
OdpowiedzUsuńPoprzednie części przeczytałam, ale specjalnie czekałam na nowy rozdział bo wiedziałam, że niedługo go dodasz. No po prostu wiedziałam! I tak się ucieszyłam, kiedy go zobaczyłam ^^
Generalnie to było mi smutno, bo zrobiłam płukankę na rozjaśnionych włosach i mam teraz włosy niemalże tak szare, jak Yoongi w "Fire". Uwielbiam ten kolor u niego... ale no właśnie. U niego. Wstydzę się teraz do ludzi wyjść xD
Byłam przez to taka zła! Ale zobaczyłam nowy FB i w trakcie czytania od razu mi się humor poprawił, więc dziękuję ♥
Zacznę może od tego, że generalnie jest to opowiadanie, które czytam z taką chęcią, z jaką piję soki grejfrutowe. A jest to chęć tak mocna, że byłabym w stanie zrobić wszystko (nawet wyjść z własnego pogrzebu), żeby po prostu wypić ten cholerny sok, a teraz także przeczytać po raz enty FB.
Uwielbiam motyw Bangtanowych podróży czy wypoczynku. Gdzieś, gdzie są po prostu poza pracą :> Są wtedy tacy... Normalni. Znaczy, nienormalni... No po prostu są sobą.
To tak fajnie u ciebie widać :3
Yoongi to generalnie okrutnik. I koniec. Ale za te jego docinki go kochamy ^^
"– Nie jestem niczyją matką!
[...]
– I bardzo dobrze, że nie jesteś. Gdybyś był, twoje dzieci już dawno wyskoczyłyby z okna – wtrącił spokojnie Min, opierając się na biodrze i mierząc Hoseoka typowym dla siebie spojrzeniem.
Wrócił Yoongi sprzed pół godziny, yay!" dokładnie - YAY! xD
Tak, Yoongi ma napady energii. Czasami, ale ma. I dobrze. Przynajmniej trochę pograł z dzieciakami w siatkówkę ^^ Chociaż troszkę się ruszył...
Ogólnie przeraziła mnie akcja, kiedy Hobi, Jimin i Tae wrzucili Yoongiego do wody.
To było do przewidzenia, że Suga udaje, ale z drugiej strony trochę mnie zaskoczyło to, że nikt nie rzucił się od razu na ratunek. Albo chociaż by sprawdzić, czy nic się nie stało...
Żarty żartami, ale czasami mogą mieć naprawdę tragiczny skutek. Trochę wyobraźni, panowie!
I ojeju... Jungkookie małe bubu po tej sytuacji :<
Chyba nie wyobrażam sobie stracić swojej przyjaciółki. Boże kochany... To chyba jedyna osoba na świecie, która jest mi tak bliska, poza rodzicami. Gdyby coś się zadziało... A różne sytuacje miały miejsce *-*
Ej, nie zastanawiałam się nad tym wcześniej. W ogóle teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo zależy mi na pewnych ludziach. Dlaczego za każdym razem, kiedy czytam twoje historie to zaczynam myśleć o rzeczach, nad którymi normalnie nie rozprawiam?
To nie fair, bo przez to czuję, jak niskie mam IQ i jak bardzo mało we mnie wrażliwości ;__;
Dobrze tak Hobiemu! Karma is a bitch. Niech się nauczy! A i na zdrowie mu to wyjdzie. Telefony uzależniają.
I ten biedny Namjoon xD On to nawet tutaj to trochę taki życiowy przegryw xD Uwielbiam go za to.
Ale ok.
Hobi i Tae - tak :> Gołąbki. Chociaż w sumie to podobne do Tae, jakoby się w łazience zatrzasnął...
JiKook - TAAK! Arghagrghrgraufbef... Jimin i jego odrobinkę zbereźne myśli ( ͡° ͜ʖ ͡°) hue.
Ale to jak wybiegł z łazienki po zdjęciu z Kooksa koszulki - o jaki wstydzioszek :3
Chimchim zajmie się swoim słoneczkiem i pewnie przez to szybko wyzdrowieje ^^ No i też przez leki mamusi Jina. Ale one i tak działają pewnie słabiej niż miłość Chimchima. Jeeeeeeej <3
Już mi się cieplutko na serduszku robi ^^
Ok, mogę już iść spać spokojnie.
A nie, jednak nie mogę. Zaraz pójdę myć zęby, spojrzę w lustro i znowu będzie mi smutno. Ech...
Ale to najwyżej znowu przeczytam sobie FB. Chociaż to też niedobrze, bo znowu będę się zastanawiać nad sensem istnienia.
Co ty ze mną robisz! >.<
Ej już idę. Coś mi się długo tutaj pisze... Nie wiem, czy zrozumiesz o co mi chodzi.
Z góry przepraszam, jeśli zaczęłam pisać głupoty <(_ _)>.
Dziękuję za to, że piszesz ♥
Skoro planujesz coś, to czekam z niecierpliwością na tę nowość, ale i również na kolejny rozdział Fun Boys ^^
Trzymaj się ciepło ♥
Ojej, nigdy się tak nie rozpisałam *-*
UsuńPrzepraszam (?) xD
Ale inaczej nie mogę no... Obudziłaś we mnie dużo feelsów >.<
I w ogóle to... PIERWSZA! Yay! :D
Ok, już idę. Pewnie nie śpisz? Czy śpisz?
Ach, to nie ważne.
W takim razie dobranoc i dzień dobry - zależy, kiedy przeczytasz mój dziwny komentarz...
:3
Tak podejrzewałam, że zaczniesz komentować dopiero od tego rozdziału. ;; I nie, nie mam Ci tego za złe. XD Jejku, ale nie spodziewałam się, że tak szybko przeczytasz i w dodatku dostanę taki piękny, długi komentarz. I jeszcze porównałaś tą serię do soków grejpfrutowych (miałam problem z napisaniem tego słowa, ok), teraz czuję się na maksa wyróżniona. *-* W ogóle jestem bardzo szczęśliwa, że ta seria wywołuje u Ciebie tak pozytywne odczucia, zwłaszcza, że ja wczoraj czułam jedynie rozpacz po przeczytaniu tego rozdziału. :’) Poprawiasz mi samoocenę.
UsuńA szare włosy są superowe! Na pewno nie jest tak źle, jak mówisz, jestem pewna, że są fajowe. ♥ Głowa do góry, cycki do przodu i na miasto!
Właśnie co do tej sceny, gdzie chłopaki wrzucili Sugara do wody – nie chciałam, żeby ludzie do końca odebrali ich jako takich bez serca czy coś. W takich sytuacjach ciężko jest zachować spokój i zacząć racjonalnie myśleć, albo wręcz przeciwnie – niektórzy nie potrafią zrobić nic, jak na przykład Jungkook. I to nie tak, że mieli wyjebane na Yoongiego, bo dla mnie Bagtni to taka kochająca siebie rodzinka, nawet, jeśli Yoongs i Jimin na każdym kroku sobie dogryzają. ;;
Omo, cieszę się, że nawet po Fun Boysach ktoś może wejść w głębszą zadumę nad własnym życie (ależ poetycko). Serio, to miała być totalnie luźna seria, ale jak widać coś mi to nie idzie. XD
Awh, kończę, bo coś długie się to robi. XD DZIĘKUJĘ!!!!!!!!! ♥ Jesteś kochana, twoje komentarze są superaśne i wywołują na moim ryjku ogromny uśmiech, im speechless now!!! ♥
Miłego dnia. :3
Kilka dni zabierałam się za przeczytanie tego rozdziału, kilka dni! Z jednej strony cieszę się, że piszesz je takie długie, a z drugiej strony nie XD Ta logika...
OdpowiedzUsuń(Nie pamiętam o czym był poprzedni hyhy)
Za to ten baaardzo mi się podobał, zwłaszcza scena z topieniem Yoongiego, jakoś tak mnie wzruszyła
Też mam swoją paczkę przyjaciół i pomimo, że czasami mam ich dosyć, to nie chciałabym, żeby komukolwiek się coś stało. Wzięło mnie na melancholijne przemyślenia xD Wybacz
Jimin tak słodko opiekuje się Kookim, jejkuuuuu
To czekam na kolejny rozdział oraz nowe opowiadanko i wysyłam duuuużo wenyy~~
Pisz do mnie jak masz czas <3
Wcale Ci się nie dziwię, że zbierałaś się do tego kilka dni. Nie chciałam, żeby wyszedł taki długi, no ale uznajmy, że to rekompensata za długą nieobecność. TT
UsuńBardzo się cieszę, że rozdział się podobał i jednak nie był taki zły, jak myślałam! XD
Odezwę się jakoś w przyszłym tygodniu, całkowicie zapomniałam o istnieniu gg, przepraszam. XD
Dziękuję za komentarz! I za wenę też! ♥