Pairing: JiKook (Jimin x Jungkook)
Gatunek: nie mam pojęcia, do czego do to się zalicza, so just read
A/N: Droga Senpai!
Liczę na to, że kiedy to czytasz, jesteś już w domku i odpoczywasz. Cały ten post i opowiadanie było tworzone z myślą o Tobie, dlatego mam nadzieję, że dostrzeżesz w nim wszystkie ważne rzeczy, które bardzo chciałam Ci przekazać.
Te pół roku minęło naprawdę szybko i zdążyło się przez ten czas zdarzyć równie wiele, jednak jestem pewna, że to dopiero początek i przed nami jest jeszcze dużo więcej. Tymczasem teraz serdecznie zapraszam do czytania! Wydaje mi się, że nie wyszło tak źle, choć od razu ostrzegam, że opowiadanie jest o wiele dłuższe, niż planowałam na początku.
Ach, no więc tak na koniec w tym wyjątkowym dniu życzę Ci wszystkiego co najlepsze i pamiętaj - kocham Cię!
Ps. Wypatruj paczki~ To nie koniec z mojej strony. Hihi. ♥
Ps.2 Wszystkich tu zebranych przepraszam za tak długą nieobecność! Szkoła jest zła, naprawdę. Z "Fun Boys" wrócę jakoś na początku wakacji, ale w międzyczasie pojawi się kilka one shotów. Nie bić!
Malffu xx
Niejednokrotnie
słyszałem, że ludzie którzy czytają wiele książek, przed
śmiercią żyją tysiącem żyć, a ci, którzy tego nie
robią, tylko jednym. Że każda przeczytana historia jest też ich
historią, uczucia bohaterów są ich uczuciami, że przeżywają
te przygody razem z nimi. Zupełnie tak, jakby na chwilę przenosili
się do innego świata i biegali pomiędzy stronami kartek,
zagłębiając się w umysły postaci, które tak naprawdę nie
istnieją.
Jako
dzieciak też myślałem w ten sposób. Pamiętam, jak po
przeczytaniu czegoś, co przypadło mi do gustu, tygodniami nie
mogłem się otrząsnąć i strasznie przeżywałem losy bohaterów,
zupełnie tak, jakbym odczuł to wszystko na własnej skórze.
Czasami było mi tęskno do tamtych czasów. Potrafiłem wtedy
zatracić się w słowach i całkowicie im się oddać. Z czasem
szara rzeczywistość uderzała we mnie coraz mocniej, przez co
otaczające mnie dotychczas żywe kolory zaczęły po prostu blaknąć.
Kocham
czytać. To przyjemne zajęcie, ponadto rozbudowuje słownictwo i
czasami nawet zmienia sposób, w jaki postrzegam świat. Od
kiedy pamiętam książki były moim głównym
zainteresowaniem, na przerwach w szkole zawsze siedziałem z nosem
wetkniętym pomiędzy strony i całkowicie odcinałem się od
rzeczywistości.
Im
więcej czasu mijało, tym barwniejsza stawała się moja wyobraźnia.
Wierzyłem w to, że i mnie przytrafi się kiedyś historia żywcem
wyciągnięta z jakiegoś światowego bestsellera. Ale dni mijały,
ciągle będąc tak samo szare, nudne i pozbawione jakiegokolwiek
wyrazu. Chociaż, nie - jedyne, co czułem, to gorycz i rozczarowanie
faktem, który powoli uderzał w moją podświadomość.
Wszystko,
co siedziało w mojej głowie, było fantastyczne. Nie, nie mam na
myśli tu czegoś niesamowitego i wspaniałego, ale raczej
zmyślonego, fikcyjnego, nieistniejącego. Zmarnowałem tyle
czasu na głupie myślenie i wyczekiwanie dnia, w którym
zdarzy się coś wyjątkowego. A prawda była zbyt banalna na sposób,
w jaki myślałem, bo mierzyłem wyżej. Na tyle wysoko, żeby upadek
był bolesny i pozostawił po sobie ślad.
Piękne
historie zdarzają się tylko w książkach, a nie w rzeczywistości.
Głośne
trzaśnięcie drzwiami dało mi do zrozumienia, że ojciec właśnie
wrócił z pracy i nie wydawał się być w dobrym humorze.
Westchnąłem krótko, słysząc dochodzące z dołu rozmowy, a
raczej krzyki, po czym zamknąłem książkę, odkładając ją na
łóżko obok siebie. Dzień w dzień to samo. Powoli traciłem
nadzieję na to, że ten horror się kiedyś skończy.
To
prawda, chciałem być bohaterem książki, ale raczej nie z tego
gatunku. Zdecydowanie bardziej wolałem choćby zwykłą obyczajówkę
albo romans, a nie dramat.
Kiedy
odgłosy z dołu ustały, wziąłem swoje czytadło pod rękę i
delikatnie uchyliłem drzwi, rozglądając się na dwie strony po
korytarzu. Czysto. Na palcach, jak najciszej postarałem się zejść
po schodach do kuchni, gdzie niemalże od razu zauważyłem swoją
matkę. Stała naprzeciwko okna, znów z tą miną
niezdradzającą jakichkolwiek emocji. Jej wzrok jak zwykle był
pusty, jak u porcelanowej lalki.
-
Cześć, mamo - rzuciłem, siadając na obrotowym krześle.
Kobieta
drgnęła, pewnie nie spodziewając się mnie tak nagle. Miałem
wrażenie, że zaraz upadnie i rozbije się na tysiąc kawałeczków,
a wtedy ja nie będę w stanie ponownie przywrócić jej
piękna, jakie za sobą niosła.
-
Jungkook... Nie zauważyłam cię. - Odchrząknęła i odwróciła
się w moją stronę, siląc na delikatny uśmiech. W kącikach jej
oczu pojawiły się niewielkie zmarszczki, a w ciemnobrązowych
tęczówkach zagościły na nowo ledwo widoczne iskierki.
Lubiłem ją taką.
-
Wszystko w porządku? - zapytałem.
Udało
mi się dostrzec, jak zacisnęła dłonie w pięści, starając się
utrzymać wszystkie negatywne emocje w sobie. Ledwo dostrzegalnym
uśmiechem usiłowała zatuszować smutek i poruszenie, a może i
nawet próbowała pozbyć się ich na dobre. Mimo wszystko ja
wiedziałem, jak było naprawdę. Mama nigdy nie potrafiła ukryć
emocji, nie ważne, czy była to radość czy złość. Albo to ja,
po tych wszystkich wspólnie spędzonych latach, nauczyłem się
odczytywać nieme znaki, jakie nieświadomie do mnie wysyłała.
-
Mogłoby być lepiej, ale nie narzekam - odpowiedziała krótko
i wzruszyła ramionami, podchodząc do zapełnionego naczyniami
zlewu. Zaraz po tym panującą między nami ciszę zastąpił szum
wody i odgłos obijania się o siebie talerzy.
Zazdrościłem
jej tego, że po każdym upadku potrafiła się podnieść. Przeszła
wiele, a na pewno więcej ode mnie i pomimo to miała w sobie tak
dużo siły, o jakiej ja mogłem sobie tylko pomarzyć. Byłem
zwykłym dzieciakiem, buntującym się przeciwko wszystkiemu, nie
wiedząc kompletnie nic o życiu. Nie starałem się walczyć, nie
próbowałem też upaść. Po prostu istniałem, mając
otaczający mnie świat kompletnie gdzieś.
Nie
bardzo wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Ona chyba też wyczuła
tą niezręczność, ale nie odezwała się do mnie ani słowem.
Zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić, do drętwej ciszy i
paradoksalnie niespokojnego milczenia, które już od dłuższego
czasu panowało w naszym mieszkaniu.
-
Wychodzę - zacząłem, przerywając nieprzyjemny nastrój.
Kobieta skinęła głową, obdarzając mnie przelotnym uśmiechem i
zaraz wróciła do wcześniejszego zajęcia. - Nie będziesz
zła, mamo? Ostatnio często mnie nie ma, więc jeśli wolisz, żebym
został...
- Nie
mam nic przeciwko - przerwała mi, odkładając mokrą ścierkę na
blat. Wytarła ręce w przetarty już sweter, który chyba był
jej ulubionym. Często miała go na sobie, pomimo, że był widocznie
znoszony. - Wolę, żebyś unikał... tego wszystkiego. - Westchnęła
cicho, po czym podeszła do mnie i położyła mi dłonie na
ramionach, co musiało wyglądać całkiem śmiesznie, bo różnica
wzrostu między nami wynosiła ponad dwie głowy. - Nie martw się,
ja sobie poradzę.
-
Zawsze tak mówisz. - Popatrzyłem na nią smutno, ale widząc
jej zatroskane spojrzenie, postarałem uśmiechnąć się jak
najbardziej pocieszająco. Czułem się źle przez to, że więcej
nie było mnie w domu niż było i zostawiałem ją pośród
tego wszystkiego, ale po prostu wiedziałem, że nie byłbym w stanie
utrzymać nerwów na wodzy przy swoim ojcu. - Będę wieczorem.
Mam nadzieję, że do wtedy nic się nie wydarzy - dodałem i na
pożegnanie pocałowałem moją rodzicielkę w policzek. Zebrałem
swoje rzeczy, czyli książkę, słuchawki i telefon, po czym
wyszedłem z domu, od razu kierując się w stronę lasu.
Prawie
codziennie wyglądało to w ten sposób. Do momentu, w którym
ojciec nie pojawił się w mieszkaniu, nie musiałem się stamtąd
ruszać. Dopiero kiedy wracał uciekałem, żeby nie musieć słuchać
wrzasków, chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę z tego,
że powinno być na odwrót.
Byłem
tchórzem.
Im
dłużej szedłem, tym mniej budynków mijałem. W pewnym
momencie zaczęły zastępować je drzewa i gwar z ulicy zamienił
się w szum liści, co zdecydowanie lepiej na mnie działało. Nigdy
nie lubiłem głośnych miejsc, dlatego też może nie chodziłem na
żadne dyskoteki, tylko wolałem siedzieć w domu zagrzebany w
poduszkach z książką w ręce, ewentualnie śpiąc.
Zwolniłem
kroku, kiedy zorientowałem się, że już od dłuższej chwili
znajduję się z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Wreszcie mogłem
odetchnąć z ulgą, bo przynajmniej przez najbliższe kilka godzin
nie musiałem na nikogo patrzeć.
Rozejrzałem
się dookoła, próbując przy tym zorientować, gdzie
dokładnie jestem. Widocznie byłem tak pochłonięty we własnych
myślach, że nawet nie zorientowałem się, jak bardzo wgłąb
wszedłem. Chociaż byłem tu tak często, że to raczej mało
prawdopodobne, abym się zgubił. Zauważając ogromną skałę obok
siebie, wyznaczającą mi kierunek do swojego ulubionego miejsca, bez
dłuższego namysłu skręciłem ze ścieżki, przedzierając się
przez drzewa.
Szedłem
tak może przez jakieś pół godziny, dopóki do moich
uszu nie dotarło ciche pluskanie strumyka, które z każdym
kolejnym krokiem stawało się coraz głośniejsze. Mimowolnie
uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy znalazłem się obok wolno
płynącej wody i zwisającego nad nią drzewa. Z daleka wydawało
się, jakby było przewrócone, ale w rzeczywistości to tylko
gruba, solidna gałąź rosła poziomo, jakiś metr nad rzeczką.
Rozsiadłem
się na trawie, plecami opierając o pień, który dawał mi
wystarczająco dużo cienia i otworzyłem książkę na
sześćdziesiątej stronie - czyli tam, gdzie ostatnio skończyłem
czytać.
Lubiłem
tu przychodzić, bo wreszcie mogłem mieć trochę spokoju. To
miejsce było znacznie oddalone od ścieżek, jakie prowadziły przez
las, więc wydawało mi się, że niemożliwe jest, abym kogoś tu
spotkał. No, przynajmniej jeszcze tak się nie zdarzyło, żeby ktoś
zakłócił mój odpoczynek.
Przewróciłem
kolejną kartkę, będąc całkowicie pochłonięty lekturą.
Zapomniałem o świecie zewnętrznym, kompletnie nie zwracając uwagi
na to, co dzieje się dookoła mnie i właśnie przez swoją nieuwagę
o mało co nie utopiłem książki.
Do
mojego ucha dotarło pytanie, które definitywnie nie było
wypowiedziane przeze mnie.
- Co
czytasz?
Słysząc
nad sobą całkowicie obcy, męski głos, odskoczyłem gwałtownie do
tyłu, czemu towarzyszyło wyraźne syknięcie wyrażające ból.
Jak już wcześniej zdążyłem wspomnieć, tego dnia byłem ogromnie
rozkojarzony, więc zapomniałem też o znajdującym się tuż za mną
drzewie i uderzyłem się o nie tyłem głowy. Kto je tu w ogóle
postawił?
Spojrzałem
w bok i zauważyłem obok siebie niewysokiego, czarnowłosego
chłopaka.
Dobra,
drzewo nie było niczemu winne. Kto go tu postawił?
Zupełnie
jakby nie zauważył mojego niezdarnego łupnięcia, nadal stał z
niewielkim uśmiechem i założonymi za plecy rękoma, delikatnie
pochylając się do przodu. Niezrażony zdezorientowanym i wkurzonym
spojrzeniem, jakim go wtedy obdarzałem, starał się dostrzec
cokolwiek przez moje ramię, wbijając swój wzrok w książkę.
Przepraszam,
ale co to w ogóle było? Czy ja go skądś znam i mam jakieś
zaniki pamięci, że teraz nie kojarzę tego chłopaka?
Nie
odpowiedziałem nic, tylko nadal siedziałem na ziemi z lekko
rozchylonymi ustami, wściekłym spojrzeniem i ręką ułożoną na
włosach. Ech, przywaliłem na tyle mocno, aby obudzić się jutro
rano z guzem. Auć.
W
pewnym momencie po prostu głośno odchrząknąłem, dając mu do
zrozumienia, że zaczynam się niecierpliwić. Przez głowę
przeleciała mi nawet myśl, że to duch. Przecież przed chwilą nie
było tu żadnej żywej duszy, halo! Skąd on się tu wziął? To
było bardziej niż dziwne. No jasne, zawsze jest tak, że człowiek
się z czegoś cieszy (w moim przypadku była to upragniona
samotność), a później dostaje z liścia w twarz od
rzeczywistości, mówiącej coś w stylu „hehe, żarcik”.
Nieśmieszne.
-
Ach, przepraszam. - Chłopak zaśmiał się, posyłając mi
rozbawione spojrzenie. Jakby dla niego ta cała sytuacja była czymś
całkowicie normalnym. Pewnie, przecież codziennie podchodzi do
ciebie jakiś randomowy koleś i bez słowa stoi obok, na dodatek
bezczelnie się gapiąc. - Jestem Jimin.
Zerknąłem
tylko ukradkiem na rękę, którą do mnie wyciągnął,
zapewne po to, aby się przywitać. Podejrzewam, że nie trudno było
wyłapać w moim spojrzeniu pogardę i przede wszystkim irytację
tym, że przeszkodził mi w odpoczynku.
Idiota.
Naprawdę myśli, że powie mi, jak się nazywa i cała ta sytuacja
przestanie być dziwna? Nie, to tak nie działa, a ten cały Jimin
nadal mi przeszkadzał.
- Co
mnie obchodzi, jak masz na imię? - warknąłem z nadzieją, że się
odwali. Środek lasu, a mnie zaczepia jakiś nieznajomy. Mama zawsze
uczyła, że powinienem uciekać w takich sytuacjach... Jak tak dalej
pójdzie, to chyba skorzystam z tej rady. - Idź sobie, nie
znam cię.
-
Wiesz - zaczął z głupim uśmiechem - ja ciebie też nie, ale
możemy się poznać. - Po tych słowach usiadł obok mnie,
podciągnął nogi pod brodę i oplótł je rękoma, odwracając
głowę tak, że opierał się policzkiem o kolano. Twarz mu się
trochę rozjechała i wyglądał śmiesznie. No... Na pewno nie
groźnie, ale kij go tam wie. - Jak się nazywasz? I czemu siedzisz
sam? Smutno ci? Ja też lubię czytać, ale ciężko jest mi znaleźć
na to czas. Wracając, co tam masz? - Wraz z ostatnim pytaniem
sięgnął do mojej książki i ją sobie wziął. Tak po prostu. Nie
dość, że jakiś niewyżyty towarzysko, to jeszcze niewychowany.
-
Jung... Zaraz, nic ci nie będę mówić! - Od razu wyrwałem
mu swoją własność, przytulając ją z powrotem do piersi. Wstałem
z niewygodnej powierzchni, kątem oka zauważając, jak ten wydyma
dolną wargę i sunie za mną spojrzeniem. Zachowywał się jak
zagubiony szczeniak, który przypałętał się do pierwszej
lepszej osoby z nadzieją, że ten ktoś się nim zaopiekuje.
Znacząca różnica polegała jednak na tym, że Jimin nie był
psem, a ja nie znałem jego zamiarów. Równie dobrze
mógł chcieć mnie ućpać i wywieźć za granicę, żeby
sprzedać na jakiejś aukcji. Chociaż na takiego nie wyglądał...
Ale w horrorach nikt nigdy nie podejrzewa seryjnych morderców
o to, że nimi są.
Z
takimi nieprzyjemnymi myślami szybkim krokiem zacząłem się od
niego oddalać. Powinienem zrobić tak na samym początku, kiedy
tylko mnie zaczepił. Jeszcze za mną polezie i co wtedy? Nie chcę
skończyć pod ziemią.
-
Poczekaj, Jung! - Zaraz dobiegł do mnie jego głos i towarzyszący
mu trzask patyków, łamanych pod wpływem ciężaru biegnącego
chłopaka. Tak jak się spodziewałem, kilka sekund później
szedł już ramię w ramię ze mną i nie przeszkadzało mu nawet
zwiększone tempo, jakie narzucałem. Jeśli będzie trzeba, zaraz
zacznę biec. - To niegrzecznie tak odchodzić bez słowa...
- Co
proszę? - Stanąłem w miejscu i wbiłem w niego swój wzrok.
Zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę jest nieświadomy tak
oczywistych rzeczy czy tylko udaje. - Po pierwsze, nie mów na
mnie „Jung”. Po drugie, czepiasz się o to, że ja zachowuję się
źle, a sam uchodzisz w moich oczach za psychola, więc daj mi
wreszcie spokój.
-
Dlaczego? - Zamrugał kilkakrotnie, najwyraźniej nadal nie
rozumiejąc całej sytuacji. - Co zrobiłem nie tak?
-
Wszystko na przykład? Może gdybyś nie zaczepił mnie w lesie,
czyli gdzieś, gdzie nikt mnie nie uratuje, nie musiałbym ci tego
mówić.
- A
co złego jest w tym miejscu? - zapytał i rozejrzał się dookoła.
- Ładnie tu. Poza tym przechodziłem obok i przypadkiem cię
zauważyłem.Wyglądałeś na smutnego... A smutni ludzie nie powinni
siedzieć sami. Czasami warto jest się z kimś podzielić swoim
smutkiem i wtedy robi się człowiekowi lżej. To tak jak z noszeniem
zakupów - kiedy oddasz komuś jedną z toreb od razu łatwiej
idzie się do przodu, prawda? - Na jego twarzy znów pojawił
się ciepły uśmiech i ku mojemu zdziwieniu, nie był ani trochę
sztuczny. Nie byłem przyzwyczajony do takiej naturalności, bo
dotychczas wszystko, co mnie otaczało, było nieprawdziwe.
Nie
wiedziałem, dlaczego mi to wszystko mówił. Tak nie zachowują
się potencjalni zbrodniarze... Chyba, że to jakiś nowy sposób
na przyciągnięcie ofiary. W każdym bądź razie czułem się mocno
zmieszany po jego słowach. Mimowolnie zrobiłem się też zły. Może
dlatego, że trafił w mój słaby punkt.
- Nie
mam zamiaru ci o niczym mówić - stwierdziłem w końcu, mając
dość niezręcznej ciszy. Przynajmniej dla mnie taka była, bo on
wydawał się być spokojny.
Jego
cierpliwość była imponująca. Z reguły ludzie mieli mnie dość
po kilku minutach, bo wryte w charakter miałem już złośliwe
docinki i bycie wrednym, zwłaszcza, kiedy kogoś nie lubiłem. A nie
zapowiadało się na to, abym mógł darzyć go choćby
niewielką sympatią.
- Nie
musisz, możemy po prostu pomilczeć. Czasami cisza pozwala zrozumieć
więcej, niż słowa.
I w
tamtym momencie naprawdę nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Wcale
nie dlatego, że jego pseudo filozofowanie przerosło moje
oczekiwania i zdolności, ale raczej przez to, że cała ta sytuacja
była zwyczajnie niekomfortowa. Nie znałem go, a on nie znał mnie i
mimo to z nieznanego powodu próbował mnie jakoś pocieszyć.
Albo nie? Ja nawet nie wiedziałem, co ten chłopak chciał tym
wszystkim osiągnąć. Podejrzewałem kilka opcji (jak na przykład
porwanie, oni zawsze starają się najpierw uśpić ofiarę), ale
żadna z nich nie wydawała się być na tyle realna. A ciężko
przychodziło mi uwierzenie w bezinteresowną pomoc innych. Zwłaszcza
nieznajomych.
Właśnie,
a może to jakaś akcja charytatywna, co? Pomoc dla zagubionych i
zbłąkanych dzieci? Ja nie chcę.
-
Wiem, że mieliśmy sobie posiedzieć bez słowa, ale koniec końców
mi nie odpowiedziałeś. - Głos czarnowłosego wyrwał mnie z
chwilowego zamyślenia, z powrotem ciągnąc na ziemię. - Jak mam na
ciebie w końcu mówić, hm?
Spojrzałem
na niego z irytacją. On pobijał wszelkie rekordy, bo od dawna nikt
nie podniósł mi ciśnienia tak wiele razy zaledwie w ciągu
kilkunastu minut.
- I
tak się już więcej nie spotkamy, więc to nieistotne - odparłem.
-
Skąd wiesz?
-
Pytasz, jakbyś nie znajdował się właśnie w cholernie dużym
mieście, na dodatek pośrodku ogromnego lasu, w którym ciężko
jest się nie zgubić. Nie wiem, czy jesteś stąd, ale to i tak nie
ma większego znaczenia, bo niemożliwym jest, żebyśmy znów
na siebie wpadli, rozumiesz? To nie żadna bajka, tylko realny świat.
- Z każdym kolejnym słowem mój głos nabierał coraz
bardziej nieprzyjemnego wydźwięku. Od zawsze jedną z moich
głównych wad było to, że szybko się denerwowałem, a jego
natarczywość i zwyczajnie irytujący sposób bycia nie
wpływał na mnie ani trochę korzystnie. - Jeśli będzie trzeba, to
osobiście dopilnuję tego, żebyśmy już więcej na siebie nie
wpadli.
Słysząc
ostatnie zdanie, Jimin spuścił głowę, jednak zdążyłem
zauważyć, jak w trakcie unosi jeden kącik ust ku górze.
Taki gest z pewnością zagrałby mi na nerwach, gdyby nie fakt, że
mina chłopaka była... inna. Niby uśmiechał się tak jak przed
chwilą, a jednak można było wyczytać z niej coś innego. I ja
dobrze wiedziałem, czym to coś było. Zbyt często miałem ten
widok przed oczami, żeby teraz zwyczajnie nie zwrócić uwagi
na tak pozornie nieznaczący szczegół.
On
był po prostu smutny.
-
Och... Rozumiem - odezwał się w końcu, niepewnie przesuwając
spojrzenie w moją stronę. - Więc dlaczego nie chcesz zdradzić mi
swojego imienia? W końcu i tak nie będę miał już szansy ci nic
powiedzieć.
Był
uparty, to trzeba przyznać. I chociaż niejednokrotnie mnie tym dziś
zdenerwował, to jednak mogłem pozazdrościć mu tej cechy, bo
pewnie dzięki niej często dostawał, czego chciał. Tak, ja też
uległem. Ale tylko dlatego, że miałem już dość tego człowieka.
- To
naprawdę nie ma żadnego znaczenia, ale niech ci będzie. -
Westchnąłem głośno, nieco łagodniejąc. Żeby nie było, nadal
mnie wkurzał i mu nie ufałem. Po prostu zrobiło mi się go trochę
szkoda. - Jungkook.
-
Ładnie - przyznał, podnosząc głowę. Od razu było widać, że ta
informacja go ucieszyła, bo chłopak natychmiastowo się
rozpogodził, a w oczach znów pojawił się ledwo widoczny
błysk.
Powoli
zacząłem zastanawiać się nad tym, dlaczego to było takie istotne
i moje wcześniejsze obawy, o jakich udało mi się na chwilę
zapomnieć, powróciły. A co, jeśli jest międzynarodowym
szpiegiem i chciał się tylko upewnić, że to mnie szukają?
Jestem
idiotą, wiem. Za dużo książek.
-
Jungkook - powtórzył powoli i zaśmiał się sam do siebie. -
Podoba mi się. Jungkookie...
- Nie
mów tak na mnie - zareagowałem szybko, słysząc, w jaki
sposób wypowiada moje imię. Nie lubiłem tego.
-
Dlaczego?
-
Bo... - Zaciąłem się i dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie mam
żadnego sensownego uzasadnienia. Pokręciłem tylko głową i
spojrzałem na niebo, które zaczęło przybierać
pomarańczowej barwy, co dało mi do zrozumienia, że powinienem już
wracać. - Nie wiem, dobra? Daj mi już wreszcie spokój i się
odczep.
-
Kiedy ludzie mają jakiś argument, od razu robią się
wiarygodniejsi - odmruknął, będąc widocznie niezadowolonym z
otrzymanej odpowiedzi. - Ale w porządku. Ja chyba też powinienem
już wracać... - Westchnął smutno i po raz ostatni na mnie
spojrzał, dołączając do tego delikatny uśmiech. - Do zobaczenia,
Jungkook.
- Do
nigdy - poprawiłem go i z ogromną ulgą wymalowaną na twarzy
odwróciłem się, zamierzając odejść. Wyciągnąłem z
kieszeni słuchawki, podłączyłem je do telefonu i puściłem swoją
ulubioną piosenkę, starając się odepchnąć myśli dotyczące
Jimina.
Nie
wiem, czy próbował mnie później zawołać, bo muzyka
dudniąca w moich uszach skutecznie maskowała każdy dźwięk świata
realnego. I chociaż tak desperacko próbowałem się temu
oprzeć, coś tknęło mnie ku temu, aby odwrócić się i
sprawdzić, czy chłopak już odszedł. Od razu tego pożałowałem,
napotykając jego wzrok, który w dziwnie szybki sposób
odnalazł moje spojrzenie. Znowu był zawiedziony i oczy
czarnowłosego nawet z takiej odległości wyrażały głęboki żal.
Naprawdę te dwa głupie słowa zadziałały na niego w tak raniący
sposób? To wydawało mi się wtedy być niedorzeczne. Słowa
nieznajomego nie powinny mieć dla niego żadnego znaczenia, a ja
przecież nie byłem mu w żaden sposób bliski.
Zmieszany
odwróciłem głowę, znów patrząc przed siebie. W
trakcie całej drogi powrotnej miałem przed oczami ten smutny i
żenujący widok. Żenujący, bo odniosłem wrażenie, że chciał
wywołać tym we mnie poczucie winy, choć na jego miejscu nie
spodziewałbym się, żeby zadziałało. W końcu dziś wystarczająco
dużo razy dałem mu do zrozumienia, że miałem go zwyczajnie dość.
A jednak w swojej głowie nadal przywoływałem naszą rozmowę i
spotkanie.
Nie,
to ja byłem żałosny, zaprzątając sobie tym myśli. Tak czy siak,
myślę, że to całkiem normalna reakcja u osoby mojego pokroju.
Nudnej, z równie nieciekawym życiem. Takiej, której
każdy następny dzień niczym nie różni się od
poprzedniego, gdzie daty i godziny nie mają żadnego znaczenia ani
ważnego powodu, by o nich pamiętać. Dlatego w pewnym stopniu
potrafiłem to zrozumieć, w końcu od dawna wydarzyło się coś, co
nie miało związku ze spaniem albo czytaniem książek.
Wow,
szaleństwo.
Droga
do domu zajęła mi zdecydowanie mniej czasu, niż gdy szedłem w
stronę lasu, co było dziwne, bo nigdy mi się tam specjalnie nie
spieszyło. Kiedy o tym myślałem, od razu przypominała mi się
podstawówka i nauczycielka, która często powtarzała
nam, że nigdzie człowiek nie czuje się tak dobrze, jak w domu.
Teraz mnie to śmieszyło. Jako dzieciak dałem się nabrać, a
później czas pokazał, że nie zawsze jest tak kolorowo, jak
przedstawiają to inni.
Nacisnąłem
delikatnie srebrną klamkę, mając nadzieję, że rodzice siedzą
pozamykani w osobnych pokojach, a ja będę miał możliwość
bezgłośnego wślizgnięcia się do mieszkania. Niestety nie miałem
tego szczęścia, bo już u wejścia do moich uszu dotarł głośny
krzyk i odgłos tłuczonego szkła. Spojrzałem w stronę kuchni,
skąd dochodziły wszystkie niepokojące odgłosy i bez namysłu
ruszyłem w tamtą stronę. Cała moja pewność jednak zniknęła,
gdy przekroczyłem próg pomieszczenia, a mój wzrok od
razu odnalazł zapłakaną matkę, zbierającą z podłogi odłamki
rozbitego talerza, i stojącego kilka metrów dalej ojca,
pilnie doglądającego każdego jej ruchu. W takich sytuacjach
zazwyczaj po prostu się wycofywałem i uciekałem do swojego pokoju,
nie chcąc pogarszać całej sprawy. Tym razem pozostałem
niezauważonym i to byłaby świetna okazja do ucieczki, ale coś
kazało mi zostać. Nie wiedziałem, czym to dokładnie było,
jednakże zamiast kroku w tył, przesunąłem się do przodu, aby po
kilku chwilach uklęknąć obok mamy i pomóc jej zbierać
szkło z podłogi.
Kobieta
popatrzyła na mnie zdziwiona, jednak zaraz uśmiechnęła się z
wdzięcznością, rękawem wycierając swój mokry policzek.
Odwzajemniłem gest, chwilę później znów poważniejąc,
gdy zauważyłem na jej dłoniach liczne rozcięcia i rany. Chciałem
sięgnąć do szafki po apteczkę i jakieś bandaże, ale
automatycznie moje ciało ogarnął paraliż, gdy usłyszałem niski,
ochrypły głos.
- No
proszę, nie spodziewałem się ciebie tutaj. Co, przypomniałeś
sobie wreszcie o tym, że masz ojca?
Nie
odpowiedziałem, zaciskając powieki i pięści. Jedyne, co musiałem
zrobić, to zachować spokój. Nie chciałem dać się
sprowokować, bo doskonale wiedziałem, że właśnie o to mu
chodziło. Od zawsze tylko uprzykrzał mi życie i przy każdej
najmniejszej okazji starał się wyprowadzić mnie z równowagi.
Wyciągnąłem
z szafki opatrunek i powróciłem do swojej rodzicielki,
próbując skupić się tylko na tym, aby jej pomóc.
Ojciec, nie słysząc żadnej odpowiedzi z mojej strony, zaśmiał
się gorzko i podszedł bliżej nas, na co mimowolnie się spiąłem.
- Nie
dotykaj jej. Zasłużyła sobie, więc ma to posprzątać... Głupia
dziwka.
Mama
ze spokojem słuchała tych wszystkich obelg i wyzwisk, jakie
mężczyzna kierował pod jej adresem, ale ja tak nie potrafiłem.
Kiedy tylko skończyłem wiązać bandaż, od razu wstałem i
odwróciłem się twarzą do niego, a odór alkoholu
uderzył we mnie niemal natychmiast. Zrobiło mi się niedobrze,
jednak tym razem nie zamierzałem odpuścić.
Uśmiechał
się półgębkiem, najwyraźniej czerpiąc z tego wszystkiego
satysfakcję i jakiś rodzaj rozrywki. Mi nie było do śmiechu.
- Ja
pamiętam o tobie cały czas. Codziennie dajesz mi wystarczająco
wiele powodów, aby nie zapominać. - Początkowo głos
załamał mi się w kilku miejscach, ale z każdym kolejnym słowem
udawało mi się opanować jego drżenie. Zawsze chciałem powiedzieć
mu tak wiele, ale nigdy nie potrafiłem, bo się bałem... Do teraz.
Czułem wyraźną zmianę, jakbym mógł zrobić wszystko, a on
nic. - A ty? Kiedy przypomnisz sobie wreszcie, że masz syna?
Poczułem
na ramionach drobne dłonie matki, która najwyraźniej
postanowiła podnieść się z podłogi i stanąć w mojej obronie.
Widząc, jak próbuje znaleźć się przede mną, delikatnie
odepchnąłem jej ciało, nie chcąc, aby to ona znów stała
się głównym obiektem zainteresowania ojca, którego
mina momentalnie zrzedła. Ściągnął brwi i zacisnął usta w
wąską kreskę, bacznie mi się przyglądając, jakby faktycznie
zapomniał, że istnieję, i teraz próbował przypomnieć
sobie, kim jestem.
-
Widzę, że wreszcie nauczyłeś się mówić - warknął, a na
jego twarz wstąpił grymas wyrażający niezadowolenie. Jego nos
oraz policzki były zaczerwienione i na pierwszy rzut oka dało się
poznać, że jest pijany. - Szkoda tylko, że przy okazji zapomniałeś,
jak zwracać się do ojca, dzięki któremu masz gdzie
mieszkać, niewdzięczny gówniarzu.
-
Brzydzę się tobą - wypaliłem bez namysłu i momentalnie poczułem,
jak pieką mnie policzki. Mimo tej niespodziewanej bezpośredniości
z mojej strony kontynuowałem. - Wolałbym nie mieć gdzie mieszkać,
niż musieć siedzieć z tobą pod jednym dachem, rozumiesz?
Potrafiłbym ci wybaczyć wszystkie okropieństwa, które
zrobiłeś, ale nie tą jedną rzecz. Nigdy nie daruję ci tego, że
doprowadziłeś do sytuacji, w której będę cię nienawidził.
I
wtedy on wziął zamach.
A ja
po raz pierwszy mu się postawiłem.
Zrozumiałem
też, że Jimin był ogniem, który ja nieumiejętnie starałem
się zadeptać i teraz również stałem się iskrą.
☆
★ ☆
Tak
jak się spodziewałem, następnego dnia obudziłem się z wielkim
guzem z tyłu mojej głowy. Dodatkowo siku boleśnie napierało na
mój pęcherz, więc niechętnie podniosłem się do pozycji
siedzącej, czemu towarzyszyło ciche syknięcie, i skierowałem
swoje spojrzenie w stronę okna. Słońce było wysoko na niebie,
więc doszedłem do wniosku, że już południe. To chyba największa
z zalet wakacji - możliwość spania ile wlezie, o ile oczywiście
nikt nie zrzuca cię z łóżka o nienormalnych godzinach.
Ludzie, dziewiąta to jeszcze noc jest.
Z
cichym stęknięciem podniosłem się z materaca, zamierzając pójść
do łazienki, jednak zaintrygowany zatrzymałem się obok lustra,
uważnie obserwując odbijającą się w nim sylwetkę. Na moim
policzku znajdował się rozmazany, ale już zaschnięty ślad krwi,
więc z ciekawością przejechałem po nim opuszkami palców i
mimowolnie jęknąłem, nie spodziewając się aż tak nagłego i
przeszywającego bólu. Miałem wrażenie, że lewa część
mojej twarzy się pali i jednocześnie ktoś wbija w nią tysiąc
igieł.
Mhm,
będzie blizna.
Pomimo,
że wczoraj faktycznie postawiłem się ojcu, zdążyłem potem przez
to nieco oberwać, ale zebrałem w sobie na tyle godności, żeby
nawet nie drgnąć i pod wpływem emocji nie zrewanżować się tym
samym. To przerażające, że syn - czyli ktoś, kto teoretycznie
powinien uczyć się od swoich rodziców - ma więcej rozumu,
niż oni. Właściwie to śmieszy mnie ta cała szopka, że dzieci
powinny szanować swoich rodziców bez względu na wszystko, bo
w końcu oni są tylko jedni. A co z nami? Czemu nikt nie mówi
o szacunku rodzica do dziecka? Dlatego, że w każdej chwili może
zrobić sobie nowe, oddając to, które mu się nie podoba? Już
dawno przestałem się tym przejmować, ale... Nadal bolało. Choćby
człowiek starał się z całych sił, ignorancja nie sprawi, że
rana się zagoi. Można na chwilę zapomnieć, ale przy najmniejszym
zbliżeniu cierpienie powraca. Zdążyłem zrozumieć, że niektóre
rodzaje bólu po prostu są z nami od zawsze... Na zawsze. Ale
to dobrze, bo dzięki nim potrafię przynajmniej odczuć jakieś
szczęście.
Choć
od dawna nie pamiętałem już, jaki miało smak.
Westchnąłem
cicho, zrezygnowany odchodząc w stronę łazienki. Doprowadziłem
się tam do porządku, a przynajmniej zewnętrznie, bo w środku
byłem rozbity emocjonalnie. Ale nie tak, że miałem ochotę
wybuchnąć płaczem i przeklinałem cały świat za to, że moje
życie jest okropne z pretensjami do wszystkiego i wszystkich. Nie.
Ja po prostu byłem... Pusty. Jakby wewnątrz mnie nie było już
nic, nawet duszy. Byłem jak wybrakowane puzzle, zaginęła jakaś
część mnie i przez to całość przestała ze sobą współgrać.
Największy problem polegał na tym, że nie wiedziałem, czym był
ten stracony fragment, a co gorsza - czy da się go w ogóle
odzyskać. Czy to możliwe, że w tak krótkim czasie pozbyłem
się wszystkich uczuć? Stałem się pustym naczyniem, które
lada moment mogło się rozbić i zniknąć. Gdzie moja piękna,
bajkowa historia, której tak pragnąłem? Zamiast niej dostałem
codzienne awantury i kłótnie. Odebrano mi zdolność czucia
i... życia. Ludzie w moim wieku powinni z niego korzystać, podczas
gdy mnie nierealnym wydaje się być nawet miejsce, w którym
żyję.
Gdzie
to szczęście, na które czekałem cały czas?
- Za
dużo myślisz, Jungkook - powiedziałem cicho, odwracając wzrok od
łazienkowego lustra. Chciałem się go pozbyć.
Miałem
dość oglądania samego siebie. Wystarczy mi pustka wewnątrz, tej w
spojrzeniu już nie zniosę.
Wyszedłem
z pomieszczenia, zbiegając po schodach do kuchni. Tam zrobiłem
sobie szybkie śniadanie, czyli płatki z mlekiem i ucieszony błogą
ciszą oraz spokojem zabrałem się za jedzenie, które i tak
nie miało żadnego smaku. Jedyne, co do mnie docierało, to odgłosy
ulicy.
Smutne,
że śpiew ptaków coraz bardziej zagłuszały silniki
samochodów i motocyklów. Niedługo całkowicie
zaniknie.
Tak
jak ja.
-
Dzień dobry - usłyszałem za plecami.
Podniosłem
głowę znad miski i spojrzałem na kobietę. Było widać, że miała
za sobą ciężką, nieprzespaną noc.
-
Cześć - przywitałem się i wstałem, aby odłożyć naczynie do
zlewu. - Jak się czujesz?
- To
ja powinnam o to ciebie spytać. - Zbliżyła się do mnie z wyraźnie
zmartwionym wyrazem twarzy i przejechała po moim policzku wierzchem
dłoni, a ja delikatnie się skrzywiłem, choć wiedziałem, że
wcale nie chciała zadać mi bólu. Jej oczy były pełne
troski i zmęczenia, a sama ona chyba jako jedyna potrafiła obudzić
we mnie pozostałości po tych dobrych uczuciach, bo automatycznie
złagodniałem, posyłając jej delikatny uśmiech.
-
Jest dobrze. Już prawie nie boli - skłamałem. Cholernie bolało, a
poza rozcięciem mój policzek był widocznie opuchnięty i
zaczerwieniony.
-
Właśnie widzę - rzuciła ironicznie. Chwilę później
popatrzyła na mnie tak, jakby zaraz miała się rozpłakać i
opuściła bezsilnie ramiona. - Przepraszam. Ja naprawdę nie
sądziłam, że do tego dojdzie... On nigdy wcześniej...
- To
nie twoja wina, mamo.
- Ale
mogłam jakoś zareagować.
-
Żeby oberwać jeszcze mocniej? - ciągnąłem dalej.
Po
tych słowach zamilkła, nie chcąc ciągnąć tej rozmowy. Oboje
wiedzieliśmy, jak jest, niepotrzebnie się okłamując. To śmieszne,
że nawzajem wciskaliśmy sobie tanie kłamstwa tylko po to, aby
zwyczajnie poprawić humor drugiej osobie.
Zupełnie
jak kolorowanka. Zapełniam różnymi barwami białą kartkę,
żeby wyglądało ładniej.
Wyglądało,
nie było. Pod grubą warstwą kolorów wszystko nadal jest brzydkie i bez wyrazu.
- Idę
na spacer - oznajmiłem, gdy miałem już dość drażniącej ciszy. -
Wrócę wieczorem.
-
Jasne. - Skinęła głową i gdy już miałem zamykać za sobą
drzwi, dotarł do mnie jej głos. - Kocham cię.
A to było czy wyglądało?
- Ja
ciebie też.
Chciałem
się ukryć. Nie wracać tam na noc ani nawet najbliższe kilka dni,
bo było mi zwyczajnie wstyd. Ona nie miała powodów do tego,
aby mnie kochać, nie dawałem jej ich. Ciągle uciekałem przed
problemami i sprawami, które mnie męczyły, pozostawiając to
na jej barkach. Czy tak zachowuje się ktoś, kogo się kocha? Może
i ciężko było mi zrozumieć uczucia swoje i innych, ale tego
mogłem być pewien - że nie tak działała miłość. Wiedziałem,
że robię źle, jednak nie potrafiłem tak zwyczajnie zawrócić.
Nie mogłem.
Po
prostu nadal szedłem przed siebie, starając zignorować poczucie
winy.
Myślałem,
że może tam - w lesie - uwolnię się od tego okropnego uczucia,
kumulującego się w moim brzuchu, ale po przejściu zaledwie kilku
kroków miałem ochotę stamtąd uciec, i to jak najszybciej.
Śledził
mnie. Na pewno. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że znalazł się
w tym samym miejscu o tym samym czasie, co ja? Tym bardziej, że
wtedy tak bardzo na mnie naciskał. Nie, nie, nie. Teraz miałem już
pewność, że był tajniakiem i chciał mnie zwyczajnie ściągnąć.
Dopiero
to zmotywowało mnie, żeby szybko odwrócić się na pięcie i
zacząć stamtąd wiać. Niestety kilka sekund później
pożałowałem swojej decyzji, a raczej tego, że zrobiłem to tak
gwałtownie, bo o mało co nie straciłem zębów, witając się
twarzą z twardym podłożem. Jak tak dalej pójdzie, to trafię
na ostry dyżur, bo zapomnę zawiązać sznurówki od buta i
przez to wpadnę pod pociąg.
Już
to widzę. Jeon Jungkook - człowiek, którego zabiła
sznurówka. Piękna śmierć.
Pokręciłem
głową z zażenowania swoją osobą i nawet nie zauważyłem, jak
obok mnie znalazł się ten czarnowłosy krasnal, po którego
minie mogłem wywnioskować, że nie bardzo wiedział, co w tej
sytuacji zrobić.
Ja
wiem, ja wiem!
Dać
mi spokój na przykład.
- Nic
ci nie jest? - odezwał się wreszcie, a raczej krzyknął, kucając
przy mnie. Pewnie, zamiast się do czegoś przydać i podać mi rękę,
najlepiej wyłóż się obok.
-
Nie, co ty. Czuję się świetnie - burknąłem i wstałem, lekko się
chwiejąc. Otrzepałem swoje spodnie z ziemi, ponieważ zostały nią
naznaczone, i znów spojrzałem na Jimina. - Właściwie to
wracałem już do domu, więc...
- O
mój boże, Jungkook, co ci się stało? - przerwał mi i
znacząco się zbliżył, dłonią dotykając mojego policzka. Serio,
ludzie? Czy ja jestem jakimś eksponatem albo gatunkiem na
wyginięciu, że musicie mnie przy każdej możliwej okazji tykać i
macać?
- Nie
ruszaj - syknąłem i zrobiłem krok w tył. - Nic, co powinno cię
interesować.
-
Przepraszam... - Cofnął rękę, ale nadal wywiercał we mnie
dziurę swoim spojrzeniem. W pewnym momencie poczułem się aż
niezręcznie, kiedy tak bezwstydnie wgapiał się w moją twarz. -
Wczoraj tego nie miałeś, więc pomyślałem, że coś się stało.
Znaczy, na pewno się stało, ale... To chyba normalna ludzka
reakcja, prawda?
-
Ludzka reakcja? - prychnąłem. - Nie wiem, dlaczego miałoby cię to
interesować. Teraz każdy widzi tylko czubek swojego własnego nosa
i zwraca uwagę na innych jedynie, kiedy na co do nich jakiś
interes.
-
Smutne, że tak twierdzisz. Może po prostu jeszcze nie trafiłeś na
tych ludzi, na których powinieneś.
-
„Jeszcze”? Wątpię, abym kiedykolwiek trafił. Każdy w jakimś
stopniu jest egoistą.
- A
ja? Mnie nie znasz - zaśmiał się, choć tak naprawdę nie było w
tej rozmowie nic zabawnego.
-
Znam na tyle, aby stwierdzić, że mnie irytujesz.
Jimin
westchnął ciężko, jakby nie miał najmniejszej ochoty na
prowadzenie tej rozmowy. To dobrze, bo ja też nie, chociaż nadal
byłem zaskoczony tym, że jeszcze ode mnie nie uciekł.
-
Skoro już tu jesteśmy, nie chciałbyś przejść się na spacer? -
zapytał, niepewnie na mnie spoglądając.
-
Nie.
-
Dlaczego? - brnął dalej. - Wczoraj upierałeś się, że już
więcej się nie zobaczymy, a tymczasem trafiliśmy na siebie
kilkanaście godzin później.
-
Pewnie mnie szpiegowałeś, żeby wiedzieć, kiedy wychodzę z domu -
fuknąłem zdenerwowany. Nawet, jeśli to było nierealne, to i tak
wiedziałem swoje.
-
Och, no pewnie, że tak. To się nazywa przeznaczenie, Jungkook.
- Coś
takiego nie istnieje.
- A
jak cię spytam czemu, to znowu odpowiesz mi „bo nie”, mam rację?
- Uniósł jedną brew i się zaśmiał.
Wkurzało
mnie to wszystko. Jego drwiąca postawa i podejście, jakby to
wszystko było grą, a nie życiem.
To,
że znowu miał rację, chociaż tak bardzo chciałem, żeby było
inaczej.
Fakt,
że zacząłem mu się poddawać.
-
Musisz nauczyć się wierzyć - powiedział.
-
Wierzyć w co?
- W
magię.
☆
★ ☆
Nie
poszedłem z nim na żaden spacer, nie dałem się też zaciągnąć
w żadne inne miejsce, niż tam, gdzie się spotkaliśmy.
Nawet
do domu.
Sam
się sobie dziwiłem, że nie uciekłem, tylko wolałem z nim zostać.
Wtedy nie zwracałem szczególnej uwagi na mijający czas i tak
wyszło, że spędziliśmy kilka godzin na rozmowie o niczym
konkretnym. I, szczerze? Nie żałuję niczego. Nigdy nie miałem
osoby, z którą mógłbym pomówić choćby o tej
cholernej pogodzie czy książkach, więc to wszystko było dla mnie
czymś... Nowym. I do tego dnia byłem pewien, że jestem w stanie
świetnie poradzić sobie sam. Samodzielnie idąc przez życie,
samodzielnie załatwiając różne sprawy, samodzielnie i s t n
i e j ą c. A w jego towarzystwie czułem się jak ktoś ważny i
istotny. Wreszcie odniosłem wrażenie, że się liczę, ale gdy
tylko wróciłem do domu, znów miałem ochotę umrzeć.
Dotarło
też do mnie, że jestem słaby i zrozumiałem, że życie jest zbyt
ciężkim brzemieniem, abym samemu stawiać mu czoła.
I to
wcale mi się nie spodobało, bo wychodzi na to, że jestem
uzależniony od innych ludzi. Wolałem żyć w słodkiej
nieświadomości faktu, że nikt oprócz mnie nie ma żadnego
wpływu na to, kim jestem. Że ta cała bezuczuciowość wzięła się
z mojego wnętrza, nie od kogoś.
W
towarzystwie Jimina się denerwowałem.
Później
zacząłem się śmiać.
Po
powrocie do domu przepłakałem kilka godzin.
Dlaczego
osoby znajdujące się dookoła miały na mnie tak duży wpływ? Czy
to to, co ludzie nazywali „byciem człowiekiem”, a nie bezdusznym
potworem, który wypiera się wszystkich emocji?
Po
dziewiętnastu latach życia zaczynałem to rozumieć.
Wczorajszego
popołudnia złapał nas deszcz. Na początku się nie przejąłem, w
końcu tylko lekko kropiło, a w takie gorące dni to jak
błogosławieństwo. Problem pojawił się w momencie, gdy delikatna
mgiełka przerodziła się w szaloną burzę i oboje musieliśmy
uciekać do domu.
Mimo
to w biegu zdążyłem się zapytać.
„Tak,
będę tutaj jutro.”
Ja
też byłem już w drodze. Powietrze zdecydowanie ochłodziło się
po ulewie i nie mogłem pozwolić sobie na krótki rękaw tak
jak wczoraj. Wszędzie zrobiło się mokro i ślisko, więc musiałem
też uważać, żeby przypadkiem nie zostawić swoich zębów
na chodniku.
Jimin
już na mnie czekał. Wyglądał inaczej, niż poprzednie dwa razy,
gdy go widziałem. Był bledszy, miał worki pod oczami i nie tryskał
taką energią, jak zazwyczaj, a mnie się to nie spodobało. Miałem
nadzieję, że nie przeszła na niego moja niechęć do życia.
-
Wszystko w porządku? - zapytałem, całkowicie pomijając zbędne
powitanie. - Marnie wyglądasz.
Chłopak
uśmiechnął się delikatnie, jednak to nie był szczery uśmiech. A
nawet jeśli, znacznie osłabł i miałem wrażenie, że jest tutaj
za karę.
- Ty
też dzisiaj olśniewasz, Jungkook - mruknął. W jego głosie
zagościła lekka chrypka i brzmiał trochę jak kaczka. - Tak, jest
okej.
-
Przecież widzę, że wyglądasz jak trup.
-
Lekkie przeziębienie, czyli nic, na co warto byłoby zwrócić
uwagę. Nie przez takie rzeczy się przechodziło - oznajmił i
machnął ręką, widocznie chcąc zakończyć temat. - To nieważne.
Chciałem cię gdzieś dzisiaj zaprowadzić.
Bez
zbędnego gadania pociągnął mnie za rękaw bluzy i ruszyliśmy w
nieznanym mi dotychczas kierunku. Jeszcze nigdy nie byłem w tamtej
części lasu i zacząłem zastanawiać się, czy może faktycznie
nie chce mnie porwać, ale zdecydowałem się zaryzykować. W końcu
i tak nie miałem nic do stracenia.
Trochę
zmartwił mnie stan Jimina, aczkolwiek wolałem się nie odzywać.
Nie znaliśmy się długo i nie wiedziałem też, ile ta znajomość
może potrwać, więc nie widziałem potrzeby, aby jakkolwiek
poruszać temat uczuć ani tym bardziej tego, że w jakiś sposób
je we mnie z powrotem tchnął. W końcu każdego dnia mógł
zniknąć, po prostu nie przyjść i zostawić mnie samego. Ludzie
mają w naturze porzucanie rzeczy, które już im się
znudziły.
Po
dziesięciu minutach milczenia przeplatanego docinkami z mojej strony
dotarliśmy pod stary, niewielki domek na drzewie, za którym
rozpościerała się ogromna łąka. Nie wyglądał on zbyt
stabilnie, zwłaszcza po deszczu, a patrząc na drewno odnosiłem
wrażenie, że jest spróchniałe i pod nieco większym
ciężarem (na przykład mojego ciała) wszystko runie na ziemię.
Wysokość też nie była mała, bo znajdował się dobre kilka
metrów nad ziemią. W każdym razie na tyle dużo, aby połamać
sobie nogi przy ewentualnym spadaniu.
Za to
ta łączka zdecydowanie mnie urzekła. Bez jakiegokolwiek śladu
obecności człowieka, otoczona przez drzewa, zapełniona szarymi
kwiatami. Pierwszy raz takie widziałem i chyba właśnie wtedy stały
się moimi ulubionymi. Ponadto nie było dziś słońca i chyba to
najbardziej mnie ujęło, bo dzięki temu wydawała się być taka...
smutna. Nostalgiczna.
Jak
miejsce przeznaczone dla upadłych aniołów.
Polubiłem
ją.
-
Wchodzisz pierwszy czy ja mam wejść?
Niechętnie
odciągnąłem wzrok od ładnego widoku i kiedy dotarły do mnie
słowa Jimina, spojrzałem na niego jak na idiotę, którym
swoją drogą był. Ach, no przecież ten odpadający stopień na
drabince tak bardzo zachęca, aby wspiąć się na górę, że
aż sobie odpuszczę.
-
Wiesz, ja chyba nie chcę - odpowiedziałem, jeszcze raz lustrując
całą konstrukcję wzrokiem.
- To
w stu procentach bezpieczne. No proszę, z góry jest jeszcze
ładniej - zawył i wydymał dolną wargę, jednak ja nadal
pozostawałem nieugięty i stałem w miejscu. Park zmrużył oczy i
spojrzał na mnie, jakby obrażony. - Nie to nie, sam tam wejdę.
Pięć
sekund później był już w połowie drogi na górę, a
ja błagałem go z dołu, żeby przestał robić z siebie większego
głupka, niż jest i do mnie zlazł.
W
końcu to on mnie tu zaciągnął i nie wiedziałem, jak samodzielnie
wrócić do domu, a jeśli on spadnie, utknę tu i umrę.
- I
co? Na pewno nie wejdziesz? - Wychylił głowę z małego okienka i
uśmiechnął się zachęcająco.
Głupi
dzieciak. Co z tego, że jest starszy? I tak to ja tu jestem tym
mądrzejszym.
-
Widzisz te nogi? - Wskazałem na swoje dolne kończyny. - Ładne,
nie? Też tak myślę. Nie chcę ich stracić.
- Ty
się po prostu boisz i tyle! - krzyknął i głośno się roześmiał.
- No proszę, kto by się spodziewał.
-
Wcale nie.
-
Wcale tak. - Wystawił mi język.
-
Wcale nie! - Pewnym krokiem stanąłem na drabince i zacząłem się
wspinać, jednak z każdym kolejnym stopniem chwiałem się coraz
bardziej. O nie, jego głupota mi się udzieliła i teraz zginiemy
oboje. - Będziesz mi płacił za rehabilitację.
Po
chwili stałem już u góry. Mogłem wreszcie odetchnąć z
ulgą, bo najgorsze było za mną, chociaż nie byłem pewien, czy
dam sobie radę z zejściem na dół, o ile sprawy nie załatwi
mój upadek.
Szybko
i skutecznie.
Chłopak
przywołał mnie do siebie gestem dłoni, więc skierowałem się w
jego stronę, powoli przekonując do stabilności tego domku. Poza
tym wewnątrz było o wiele więcej miejsca, niż wydawało się z
dołu.
W
połowie drogi podłoga przeraźliwie zaskrzypiała i wystraszony
jednocześnie nagłym dźwiękiem, jak i faktem, że zaraz całość
może się zawalić, odskoczyłem do Jimina, nieświadomie łapiąc
się jego koszulki.
Cofam
to stabilne. Oj, tak bardzo żałuję.
Chyba
mam lęk wysokości.
Ale
fakt, z góry widok był o wiele lepszy.
-
Całkiem ładnie - przyznałem, siadając na podłodze pod ścianą.
- Jak nie umrę, to ci podziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś.
-
Ależ ty jesteś łaskawy - prychnął i usadowił się obok.
Przez
chwilę siedzieliśmy w milczeniu, a jedyne dźwięki, które
do nas dochodziły, to wiatr dający o sobie od czasu do czasu znać
i śpiew ptaków. Ten, w porównaniu do dzisiejszego
poranka, był idealnie czysty, w żadnym stopniu nie zagłuszany
przez samochody i ich głośne silniki.
Odpowiadało
mi to. Może faktycznie cisza wcale nie była aż taka zła.
Większości kojarzyła się ona z niezręcznością, ale dla mnie
była ukojeniem.
-
Pogramy w pytania? - Cichy, zachrypnięty głos Jimina przeciął
panujący spokój.
Odwróciłem
głowę w jego stronę i pokiwałem nią na „tak”.
Jedyne,
co zmieniło się w tej relacji, to moje nastawienie, a cała reszta
pozostała taka sama. Nadal ani trochę się nie znaliśmy i nasza
znajomość zrobiła się jeszcze bardziej szalona, niż była
wcześniej. Jeszcze dwa tygodnie temu w życiu nie przyszłoby mi
nawet do głowy, że mógłbym prawie każdego dnia uciekać do
lasu z nieznajomym. Dziwnie to wszystko brzmi, prawda?
-
Mogę zacząć? - zapytał, a ja skinąłem głową. Chłopak usiadł
po turecku i wyprostował się, jakby przygotowując do jakiejś
ważnej rozmowy. - Czemu tak często narzekasz na życie, Jungkook?
Zamrugałem
kilkakrotnie myśląc, że może się przesłyszałem albo to Jimin
się przejęzyczył. A jednak z moim słuchem wszystko było w
porządku, tak samo jak z jego umiejętnością wypowiadania słów.
-
Czyli teraz rozmawiamy o tych mniej fajnych rzeczach, tak? -
mruknąłem niezadowolony. - Nie wolałbyś podyskutować o czymś
przyjemniejszym? Gwarantuję ci, że to nie jest nic pasjonującego.
- O
tym też trzeba mówić. Co to za znajomość, jeśli będzie
jedynie miło i wesoło? Wszystko ma swoje dwie strony, nie wolno
zapominać o żadnej z nich - powiedział spokojnie, uważnie mi się
przypatrując.
I tym
właśnie sposobem przyjemna cisza przerodziła się w tę
niezręczną, której chciałem uniknąć. Przygryzłem wargę,
nie mając pomysłu na to, jak dalej pociągnąć rozmowę.
- Ja
naprawdę...
-
Wiesz co? - przerwał mi, kiedy już zacząłem mówić. -
Jakiś czas temu zauważyłem, że ludzie mają tendencję do
skupiania się wyłącznie na jednej rzeczy, całkowicie odrzucając
pozostałe. No bo spójrz tylko - kiedy dzieje się coś złego,
wtedy myślimy tylko nad tym, w ogóle nie patrząc na
pozytywy. Albo gdy przed nami jest jakaś ważna decyzja do podjęcia,
zazwyczaj widzimy jedynie minusy. A przecież pozytywów też
może być równie dużo. - Czarnowłosy zrobił na chwilę
pauzę, zapewne aby sprawdzić moją reakcję. Już dawno nie czułem
się tak zakłopotany. Chyba ostatnio w podstawówce, kiedy
nauczycielka ochrzaniła mnie przy całej klasie. Miałem wrażenie,
że Jimin mówił konkretnie o mnie, choć to pewnie tylko moje
osobiste odczucie, ale i tak znów pojawiło się to dziwne i
uciążliwe poczucie winy. - Ludzie to masochiści, serio. Ciągle
gadają o tym, że cierpią, a nie robią nic, aby to zmienić.
- Ale
czasami nie da się nic zrobić - palnąłem pierwsze, co przyszło
mi do głowy.
-
Wszystko jest możliwe. To ludzie czasem są zbyt ograniczeni, aby
popatrzeć dalej.
To
było dla mnie jak cios w brzuch. Wszystko, o czym mówił,
tyczyło się mnie.
Ograniczony
dzieciak, nie widzący nic, poza czubkiem swojego nosa.
- I
właśnie w tym sęk - ciągnął dalej. - Problem jest jak skała.
Raz mniejsza, raz większa, zazwyczaj pojawia się niespodziewanie i
blokuje nam drogę, którą przez długi czas podążaliśmy.
Czasem da się ją przeskoczyć i potem po prostu iść dalej, ale
już mówiłem, że w życiu jest różnie i może być
tak duża, że przesłoni nam wszystko. Przyszłość, plany albo
całe życie, jest blokadą i przeszkodą, którą ciężko
pokonać... Taka osoba nie widzi wtedy nic poza nią i tak naprawdę
ta skała staje się jedynym punktem, na jaki zwraca uwagę.
Rozumiesz? - Park zrobił sobie przerwę, żeby nabrać powietrza i
odpocząć na chwilę od potoku słów, jakim mnie zalał.
Zacząłem zastanawiać się, czy nie jest jakimś pieprzonym
psychologiem, że mówi do mnie w taki sposób. I chociaż
nienawidziłem psychologów, jego słuchałem jak zaczarowany.
Nawet, jeśli mówił to wszystko przez przeziębienie i
gorączkę, która powodowała, że jego ciało tak
przeraźliwie drżało, a on starał się to zamaskować. - Ale
rozwiązanie jest zawsze tam, gdzie myślimy, że go nie ma. No cóż,
drążąc ciągle jeden i ten sam temat ciężko jest doszukać się
czegoś nowego... A wystarczy tylko się rozejrzeć. Oderwać wzrok
od tej głupiej skały i obejść ją dookoła, nawet jeśli zajmie
to trochę więcej czasu.
I co
ja miałem na to odpowiedzieć? Jimin przerósł mnie w każdej
możliwej skali, przewyższył moje możliwości i jedyne, co mogłem
w tamtym momencie, to siedzenie z rozdziawioną buzią, czekając na
jakieś błogosławieństwo albo ratunek. Czułem się jak przygłup,
który nie potrafi nawet zareagować ani odpowiedzieć.
-
Dobra, wygrałeś. Przegadałeś mnie - wydukałem w końcu, bawiąc
się swoimi dłońmi. - Mam zbyt niskie IQ, żeby odpowiedzieć ci
jakoś mądrze... Ale ładnie to wszystko ująłeś. Chociaż nie
bardzo umiem się do tego zastosować.
-
Uczymy się przez całe życie, więc masz jeszcze na to czas -
zaśmiał się, ukazując mi przy tym swoje białe zęby. - W takim
razie odpowiesz mi wreszcie na moje pytanie?
-
Zdążyłem już o nim zapomnieć - przyznałem zgodnie z prawdą.
Przez ten monolog całkowicie wyleciało mi z głowy, że głównym
celem tej rozmowy było lepsze poznanie siebie nawzajem. - Pytałeś,
czemu narzekam na życie, tak?
Kiwnął
głową.
- To
brzmi naprawdę płytko. No i to nie tak, że na nie narzekam... Po
prostu niezbyt je lubię. Satysfakcjonuje cię taka odpowiedź?
-
Niezbyt.
-
Szkoda. - Westchnąłem, będąc szczerze zawiedziony. - Ciężko mi
to wyjaśnić. Nie podoba mi się, w jaki sposób się to
wszystko toczy i w jakim zmierza kierunku. Ogólnie jako
dziecko żyłem samymi marzeniami i byłem całkowicie oderwany od
rzeczywistości. Naprawdę, nigdy byś pewnie tak o mnie nie
pomyślał... - Na samo wspomnienie tamtych czasów mimowolnie
się uśmiechnąłem. - ...Ale im więcej czasu mijało, tym większy
zawód czułem. Pragnąłem wielkich rzeczy, a nie dostawałem
nawet tych najdrobniejszych i chyba wtedy dotarło do mnie, że nie
warto się o to wszystko starać, skoro i tak jedyne, co po mnie
zostanie, to grobowa deska.
- Nie
możesz myśleć w ten sposób, Jungkook - stwierdził i
podciągnął nogi pod brodę. - To cię do niczego nie doprowadzi.
- No
i co z tego? Nie widzę sensu w podejmowaniu jakichkolwiek działań.
I tak umrę.
-
Jesteś głupi i tyle! - Podniósł nieco głos, przez co
delikatnie się wzdrygnąłem, nie spodziewając się gwałtowności
z jego strony. Chyba go zdenerwowałem. - I dlatego wolisz przez całe
życie chodzić smutny, podczas gdy na wyciągnięcie ręki masz
szczęście? Spójrz, ile ludzi na świecie chciałoby być w
twojej sytuacji. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma gorzej, a ty tak
po prostu odrzucasz od siebie pomocną dłoń. Wstydziłbyś się...
- Chłopak wstał z drewnianej podłogi i podszedł do okna. -
Wszystko zależy od ciebie, rozumiesz? Nie masz prawa narzekać na
swoje życie, skoro nic z nim nie robisz.
-
Dlaczego tak mówisz? Nie masz pojęcia o tym, czy faktycznie
nie starałem się jakoś tego naprawić... Może po prostu nie
wyszło mi zbyt wiele razy i mam już zwyczajnie dość? Jestem tylko
człowiekiem, nie jakimś superbohaterem - próbowałem
wyratować się z tej sytuacji, jednak ja najlepiej znałem prawdę.
Zwyczajnie kłamałem.
- To
widać. Będziesz skazany na porażkę z góry, jeśli
kiedykolwiek się poddasz. Wolisz tkwić w tym punkcie bez wyjścia
cały czas, będąc pchanym w przód tylko przez wydarzenia, do
których nawet się nie przyczynisz? - zapytał już opanowanym
tonem głosu. Powoli przetwarzałem każde jego słowo. - Jeśli
będziesz płynął pod prąd, owszem, możesz zginąć, ale oddając
się nurtowi zginiesz na pewno.
Głupio
było mi to przyznać, ale Jimin miał cholernie dużo racji.
Generalnie jeszcze niezbyt przywykłem do rozmów z ludźmi i
sprawiały mi one sporo trudności, jak choćby to, że znów
nie umiałem mu odpowiedzieć, a tak bardzo chciałem to zrobić.
-
Mówiłeś, że mam jeszcze dużo czasu na zrozumienie takich
rzeczy - zacząłem i podniosłem się z podłogi, aby do niego
podejść. - To dla mnie trudne, wiesz? Tak samo jak to, że... O
rany, przepraszam, okej? Nie chciałem cię zdenerwować.
- Tu
już nie chodzi o to, że mnie zdenerwowałeś. - Podparł się
łokciem o parapet i przekręcił głowę w moją stronę. - Nie
lubię słuchać takiego gadania, bo to zwykła wymówka. Po
prostu zacznij działać, Jungkook.
-
Pomożesz mi w tym? - Te słowa wyszły ze mnie tak niespodziewanie,
że aż musiałem zakryc usta dłonią, bo nie dowierzałem, że
naprawdę powiedziałem coś tak żenującego. Miałem się wstrzymać
z pokazywaniem uczuć, ale coś niezbyt mi szło.
Jimin
zaśmiał się wesoło i energicznie pokiwał głową. O nie, chyba
faktycznie nie powinienem tego mówić... A co, jak się
chłopak za bardzo zaangażuje? To wszystko wcale nie jest takie
łatwe.
Ja
nie jestem łatwy. Ludzie mają mnie dość, więc dla niego to
wszystko może być niezłym wyzwaniem.
-
Nieważne - jęknąłem, gdy ten wpatrywał się we mnie zbyt długo.
- Teraz moja kolej. No, więc powiedz mi szczerze, czemu wtedy do
mnie podszedłeś? Każdy inny zwyczajnie by mnie ominął.
- Po
pierwsze, czy ja ci wyglądam jak „każdy”? - Uniósł
jedną brew, wyglądając przez to bardziej komicznie, aniżeli
groźnie. - Po drugie, już przecież mówiłem. Byłeś
smutny, więc pomyślałem, że przydałoby ci się jakieś
pocieszenie. I nie próbuj mi wmawiać, że było inaczej!
Widzę różnicę w twoim zachowaniu. Teraz przynajmniej się uśmiechasz. No i na mnie nie krzyczysz...
-
Przepraszam - przerwałem mu, robiąc minę zbitego psa. - Żałuję,
więc odpuść. No a poza tym miałem prawo być zdenerwowany, w
końcu nie codziennie podchodzi do ciebie ktoś całkiem obcy i
zachowuje się przy tym w podejrzany sposób.
- W
podejrzany? Jestem niewinny, jak mogłeś podejrzewać człowieka z
taką twarzą o cokolwiek? - Machnął palcem wskazującym wokół
swojej głowy i posłał mi niedowierzające spojrzenie. - Zresztą,
narzekałeś niedawno na to, że masz nudne życie. Pamiętasz?
Oczywiście,
że tak. Phi.
Pokiwałem
głową.
- No
właśnie. Warto robić takie niecodzienne rzeczy, żeby to wszystko
miało jakiś sens. O wiele milej jest wstawać rano i zastanawiać
się, co niezwykłego i ciekawego może przynieść następny dzień,
niż od razu wiedzieć, że nie będzie niczym różnił się
od poprzednich.
Ach,
coś takiego musiało być świetne. Szkoda, że sam nie potrafiłem
zdobyć się na taką spontaniczność.
-
Robi wrażenie... Zazdroszczę ci tego.
-
Wszystko zależy od ciebie, tak jak całe twoje życie. - Westchnął.
- Teraz moja kolej. Czemu tak bardzo lubisz czytać?
-
Jeśli mam być szczery, to nigdy jakoś szczególnie się nad
tym nie zastanawiałem - wyznałem, wbijając wzrok w niebo. - Myślę,
że jako dzieciak lubiłem po prostu przenosić się do tego innego
świata, a później wyobrażać sobie, że mnie też w
przyszłości czeka taka piękna historia. Śmieszne, nie? Teraz
przynajmniej wiem, jak jest i nie robię sobie złudnych nadziei.
Mimo wszystko czytanie nadal jest dla mnie formą odpoczynku, takim
oderwaniem od rzeczywistości. Fajnie czasem zapomnieć o całym
otaczającym świecie i skupić się na rzeczach, które nie
istnieją.
-
Rany, Jungkook... Jak mam ci to wytłumaczyć, abyś zrozumiał? -
Pokręcił głową z rezygnacją, a ja naprawdę nie wiedziałem, o
czym mówił. Przecież nie powiedziałem nic złego, a cała
nasza dzisiejsza rozmowa jakoś do mnie dotarła, więc starałem się
go nie denerwować.
-
Chyba nie rozumiem...
-
Właśnie o to chodzi. - Uśmiechnął się smutno, jednak widziałem,
że nie zamierzał się jeszcze poddać. - Ale o tym nie zapominaj,
dobra? O mnie i o naszym dzisiejszym spotkaniu. Będzie mi przykro,
jeśli zapomnisz.
Zabrzmiało
tak... dziwnie. Jakby chciał się pożegnać. Miałem nadzieję, że
to tylko mylne wrażenie i się jeszcze spotkamy, bo polubiłem go i
teraz nie bałem się tego przyznać. Po naszej wymianie zdań, a
raczej jego słowach, czułem się lepiej. Przeżywałem coś w
rodzaju wewnętrznego odrodzenia i naprawdę zapragnąłem zacząć
wszystko od nowa i pójść pod prąd.
Zaryzykować.
- Nie
zapomnę, Jimin.
Chłopak
uśmiechnął się po raz kolejny, a ja widząc to poczułem, jak
ściska mnie w gardle. Sam nie wiedziałem, dlaczego zareagowałem w
taki sposób, może przez to, że moje słowa wywołały u
kogoś tak piękny uśmiech. Ślady przeziębienia na chwilę
zniknęły i na jego twarzy znów zawitał ten cudowny wyraz,
jak za pierwszym razem, gdy go zobaczyłem.
Zaraz
jednak Jimin o mało co nie wypadł przez okno domku, gdy zobaczył
biegające po polu sarenki. I cała ta romantyczna atmosfera zniknęła
jak za machnięciem różdżki.
Dzięki,
stary.
Patrzyłem
na niego i jedyne, co widziałem, to dzieciaka uwięzionego w ciele
nastolatka. Miał powiększone źrenice i rumieńce na policzkach,
poza tym cały aż trząsł się z emocji. Zachowywał się, jakby
nigdy wcześniej nie widział na oczy sarny i teraz to ja wybuchnąłem
śmiechem, nie mogąc się już powstrzymać.
- No
co? - zapytał z pretensją, ale niezbyt przejął się moim
zachowaniem. - Widzisz, jakie one są śliczne? O, a tam jest
jelonek! Jungkookie, widzisz?
Wzdrygnąłem
się delikatnie, podążając za rozbieganym wzrokiem chłopaka. Już
nawet nie przeszkadzało mi to zdrobnienie, jakiego używał. Z jego
ust wszystko brzmiało lepiej i ładniej i jestem pewien, że gdyby
czegoś bardzo chciał, mógłby to na mnie wykorzystać.
-
Czemu jesteś takim dzieciakiem? - rzuciłem, przystając obok niego.
Stykaliśmy
się ramionami, oboje patrząc na łąkę, przez którą
przebiegało niewielkie stadko czterokopytnych stworzeń.
Nawet
przez materiał bluzy czułem, jak jego ciało drży.
-
Świat dorosłych to ciągły stres i zmartwienia. Jeżeli tak ma
wyglądać moja codzienność, wolę pozostać dzieciakiem i cieszyć
się nawet z tych najgłupszych rzeczy. To o wiele przyjemniejsze,
niż ciągłe frustracje i rozczarowania, nie sądzisz?
-
Może masz rację - westchnąłem i napotykając się na jego
pretensjonalny wzrok, zaśmiałem się cicho. - Dobra, na pewno masz
rację.
- No
ja myślę.
Ten
chłopak był niemożliwy. Do teraz nie mam pojęcia, jak udało mu
się mnie oswoić.
-
Hej, Jimin... - mruknąłem w pewnym momencie, spoglądając mu w
oczy.
- Hm?
-
Wracajmy już do domu. - Pociągnąłem go za rękaw bluzy, dając do
zrozumienia, że naprawdę chciałbym już stamtąd iść. - Będę
miał wyrzuty sumienia, jeśli rozchorujesz się jeszcze bardziej.
- To
urocze, wiesz? - zachichotał i mnie wyminął, kierując się w
stronę drabinki.
Nawet
skrzypienie tej głupiej podłogi miałem już gdzieś. Moje policzki
przybrały czerwonego koloru i dziękowałem mu w duchu, że poszedł
przodem i ich nie zauważył.
-
Jimin... - powtórzyłem, kiedy chłopak był w połowie drogi.
Spojrzał na mnie z dołu i uśmiechnął się lekko.
-
Słucham?
-
Dziękuję.
☆
★ ☆
Po jakim
czasie można było stwierdzić, że się kogoś kocha?
Miesiąc,
rok?
A
zresztą, czy to miało jakiekolwiek znaczenie?
Liczby
zawsze wszystko komplikowały. Wiecznie robiono problemy o wiek,
kilometry albo czas, a mnie nieustannie zastanawiało, co do tego
wszystkiego miały te głupie cyferki. Miłość to nie działanie
matematyczne, bo już i tak sama w sobie była wystarczająco
skomplikowana.
To
uczucie jest siłą, którą nie każdy potrafił dobrze
wykorzystać. Jak wstęga, która łączy ze sobą dwie
zagubione dusze, pomagając im odnaleźć do siebie drogę.
Szkoda,
że ludzie podchodzili do niej w tak płytki sposób.
Ja
chciałem nauczyć się korzystać z tej siły.
Wakacje
powoli dobiegały końca.
Tego
dnia byłem sam. W domu od rana panowała przerażająca cisza i
strach było gdziekolwiek się ruszyć, żeby nie zostać przez nią
pochłoniętym. Minęły zaledwie trzy tygodnie, a ja czułem w sobie
drastyczną zmianę. Kiedyś samotność mnie cieszyła, a teraz była
drażniąca. Pragnąłem czyjejś obecności obok siebie,
potrzebowałem rozmowy i chciałem słuchać tego, co mówią
do mnie inni.
Wewnątrz
siebie też nosiłem dziwną pustkę. Obudziłem się z obcym
uczuciem ciężkości w klatce piersiowej i w pewnym momencie stało
się tak uciążliwe, że próbowałem się go pozbyć, jednak
wszystkie próby szły na nic. Jakby podczas snu ktoś ją
otworzył i wsadził tam kilka kamieni, chcąc doprowadzić mnie do
szaleństwa. Już wiedziałem, że tego nienawidzę. Wszystko
wydawało się być niepewne i miałem wrażenie, że zaraz coś się
stanie, zrobię jeden krok i niebo runie mi na głowę.
Nie
sądziłem jednak, że tam też będę sam.
Zawsze
czekał na mnie w tym samym miejscu o tej samej porze, ale
pomyślałem, że coś mu wypadło i się spóźni. Przecież
miał do tego prawo.
Czekałem
pół godziny i nadal go nie było.
Po
dwóch godzinach postanowiłem sobie odpuścić.
Zostawiłem
piękną łąkę za sobą i ruszyłem do miejsca, w którym
spotkaliśmy się pierwszy raz. Tam usiadłem na gałęzi pochylonej
nad strumykiem i z delikatnym uśmiechem rozejrzałem się dookoła.
Otępienie,
bezludzie, osamotnienie. Na dodatek deszcz męczył to miejsce od
kilku godzin. Albo to niebo płakało.
Czyżby
nadszedł moment, w którym Jimin stwierdził, że bawi się
mną już zbyt długo i postanowił mnie tak po prostu zostawić?
Przecież sam się przed tym przestrzegałem, więc nie powinienem
mieć pretensji.
Bo mu
zaufałem.
Ale
nie mogłem myśleć w ten sposób. To byłoby nie fair wobec
niego, prawda? Przecież obiecałem, że się nie poddam i dam radę
wszystkim problemom, które staną mi na drodze. Gdybym go
zawiódł, zawiódłbym również siebie.
To
wszystko było zabawne. Czas gnał nieubłaganie przed siebie, tak
samo uczucia i nawet ja nie byłem w stanie nadążyć za tym
wszystkim.
Kiedyś
nie chciałem w tamtym miejscu nikogo.
Teraz
pragnąłem mieć obok siebie jedynie Jimina.
I
wtedy już wiedziałem, że znalazłem swój zaginiony
fragment.
☆
★ ☆
Następnego
dnia postanowiłem tam wrócić. Nie darowałbym sobie, gdyby
Jimin czekając na mnie stał samotnie przez kilka godzin, podczas
gdy ja siedziałbym w domu i tak o nim myśląc. Teraz to było nasze
miejsce i to nie zmieniłoby się nawet, gdyby faktycznie chciał
mnie zostawić.
Na
szczęście miałem rację. Siedział w domku ze spuszczoną głową
i roztrzepanymi włosami opadającymi mu na twarz, przez co nie byłem
w stanie jej dokładnie zobaczyć. Na znajomy dźwięk skrzypnięcia
podłogi chłopak uniósł delikatnie kąciki ust, wstając z
drewnianego podłoża.
Znów
miałem przed oczami ten okropny widok. Uśmiech, pod którym
starał się ukryć smutek, cierpienie i wszystkie te negatywne
emocje, jakie siedziały głębiej.
Podszedłem
bliżej i spojrzałem w jego oczy, błyszczące od napływających
łez. Chciałem je powstrzymać i sprawić, żeby zniknęły już na
zawsze, jednak słysząc jego następne słowa, sam miałem ochotę
zacząć krzyczeć.
-
Mój brat wczoraj umarł, Jungkook.
Mogłem
sobie wyobrazić, jak jego świat wali mu się na głowę, nie
pozostawiając nic, co można by później uratować. To była
jedna z tych przeszkód, które ciężko było ominąć i
przeskoczyć.
-
Więc dlaczego tu przyszedłeś? - zapytałem.
-
Bo wiedziałem, że ty też tu będziesz.
To
ja powinienem otworzyć dla niego ramiona i pozwolić mu wyrzucić
wszystkie uczucia na zewnątrz, tymczasem sam zacząłem płakać jak
dziecko, wtulając się przy tym w jego szyję. Chciałem pokazać
mu, że też może na mnie liczyć i że razem jesteśmy w stanie
poradzić sobie nawet z tym, ale jedyne, co potrafiłem, to żałośnie
szlochać.
Jimin
ponownie usiadł na podłodze, tym razem sadzając mnie sobie na
kolanach. Próbował jakoś doprowadzić mnie do porządku,
szepcząc na ucho uspokajające słowa i delikatnie bujając, jak
kilkuletnie dziecko. I chociaż to okropne uczucie ciążące mi na
klatce piersiowej zniknęło, czułem się fatalnie, bo obarczałem
go jeszcze większą ilością problemów.
-
Przepraszam, Jiminnie - załkałem, zaciskając dłonie na czarnej
koszulce chłopaka. - Tak strasznie cię przepraszam.
Bałem
się spojrzeć w jego oczy, bo byłem niemal pewien, że ma mnie już
dość. W końcu wyglądało na to, że jestem tylko dzieciakiem,
którego trzeba było niańczyć na każdym kroku, a on
niefortunnie na mnie trafił.
-
Już dobrze, Jungkookie. Cieszę się, że ze mną teraz jesteś -
powiedział i objął mnie rękoma w pasie, przyciągając bliżej do
siebie. Czułem jego ciepły oddech na karku, przez co mimowolnie
drżałem jeszcze bardziej.
-
Czemu ja teraz tu siedzę? - zapytałem, opierając się czołem o
jego ramię. - Czemu nie ktoś inny?
-
Los dał ci szansę, a ty postanowiłeś ją wykorzystać.
Już
dawno nie słyszałem tyle pewności w jego głosie.
Nabrałem
dużo powietrza do płuc, aby później powoli je wypuścić.
Chciałem się uspokoić, bo sam denerwowałem siebie swoim
nieznośnym zachowaniem.
-
Ja też cieszę się, że tu teraz z tobą jestem - przyznałem,
sekundę później czując jego ciepłe wargi na czubku swojej
głowy. - Jimin... - szepnąłem, patrząc mu w oczy. Zauważyłem
wtedy, że jego policzki również lśniły od łez, więc
starłem je rękawem swojej bluzy.
Chłopak
przymknął oczy, zapewne próbując zatamować kolejne łzy,
które napierały na niego od wewnątrz.
Westchnąłem
cicho i znów wtuliłem się w jego tors, czując, jak dłonie
czarnowłosego zaciskając się na moich plecach.
-
Czy moglibyśmy sobie pomilczeć?
Nie
odpowiedziałem mu. Zamiast tego do moich uszu dotarł cichy szloch,
doprowadzający moje skołatane serce do szaleństwa.
Ułożyłem
dłoń na jego włosach, zaczynając delikatnie gładzić je ręką.
Pragnąłem, żeby poczuł to, co wcześniej sam mi dał. Chciałem
zwrócić mu wiarę, jaką we mnie obudził.
Spędziliśmy
w ten sposób resztę dnia. Na wspólnym wyznawaniu
sobie uczuć poprzez drobne gesty, nie odzywając się do siebie ani
słowem. Na wtulaniu się w swoje ciała, szlochając przy tym
bezgłośnie.
Na
pokazywaniu sobie nawzajem, że nam zależy. I nie potrzebowaliśmy
do tego żadnych słów.
Cisza
jest potrzebna po to, żeby zrozumieć. Kiedy mówimy,
powtarzamy tylko to co już wiemy. Niektóre sprawy wymagają
czasu. Niektórych rzeczy nie da się ubrać w słowa. Tak po
prostu. Istnieją, bez żadnej konkretnej definicji.
Tak
jak my.
Istnieliśmy
razem, ale nie osobno.
☆
★ ☆
-
Wychodzę z Jiminem.
Kobieta
spojrzała na mnie ze szczerym uśmiechem i podeszła, aby się
przytulić.
-
Cieszę się, że wreszcie jesteś szczęśliwy - powiedziała.
-
Wiem, mamo. Ja też.
☆
★ ☆
-
Nie wierzę w to, że minęło już tak dużo czasu.
Siedzieliśmy
na łące. Jimin opierał się o drzewo, a ja o jego klatkę
piersiową, będąc związany przez dłonie czarnowłosego w pasie.
Nie miałem zamiaru ruszać się stamtąd przez najbliższe kilka
godzin. Już od dawna nie czułem się tak bezpiecznie i dobrze, jak
wtedy.
Rozejrzałem
się dookoła i uśmiechnąłem pod nosem. Wszystko wyglądało tak
samo, jak rok temu, tylko tym razem słońce wyszło zza
chmur i pięknie oświetlało wszystko z góry, a zwłaszcza
szare kwiaty, które mieniły się w jego blasku.
-
Jak myślisz, co to było? - Głos Parka wyrwał mnie z zamyślenia,
przywracając z powrotem do naszego świata.
-
Ale co? Nasze spotkanie?
Czarnowłosy
przytaknął.
-
Nie wiem. Cud?
-
Błąd. - Jimin spojrzał w niebo i splótł nasze dłonie ze
sobą. - Cud jest wtedy, gdy dzieje się coś niemożliwego. A
to było możliwe i właśnie dlatego się wydarzyło.
Już
wtedy rozumiałem.
Rozumiałem
tą całą nienormalność i wyjątkowość naszego istnienia.
Wydarzenia z książek i filmów mają swoje odzwierciedlenie w
rzeczywistości, wystarczy tylko uwierzyć i trochę je wspomóc.
Nasze życie to nasza powieść, którą piszemy samodzielnie i
to od nas zależy, jak się potoczy.
A
Jimin był moją własną bajkową historią.
Moim
zaginionym elementem.
A więc... Wow. Tak, w tym momencie mam ubogie słownictwo. Zamurowało mnie, okej? Pominę fakt że popłakałam się na samym początku, bo to wiesz. Dalej było tylko gorzej. (W sensie z moim płaczem. Samo opowiadanie było genialne) Nie wiem czy taki był twój zamiar, ale czytając co od razu skojarzyły mi się nasze rozmowy. (Nie bij za złą interpretację) Mówiłam że to był genialne? Chyba tak. Poza tym, chyba nie mogłam dostać lepszego prezentu. Kocham cię, a twoje opowiadania to moja nowa miłość. (Znaczy nie taka nowa, bo pół roku... To jednak sporo, co?)
OdpowiedzUsuńNie chcę żebyś się zawiodła tym komentarzem ;-;
Pierwszy raz coś komentuję, ale naprawdę się staram. W tym krótkim tekście zawarłam swoje wszelkie odczucia, okej? A więc w skrócie... To jest nadzwyczajnej w świecie świetne i wzruszające. Życzę Ci weny Misiu. Powodzenia~
Wiesz kto xx
Cieszę się, że Ci się podobało~ Naprawdę mi ulżyło. W ostatnich dniach jedyne, co robiłam to pisałam i już myślałam, że się nie wyrobię. ><
UsuńKocham i dziękuję! ♥
To było piękne, cudowne i nie potrafię w tej chwili znaleźć innych słów, by określić, jak bardzo mi się podobało >.<
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam to dosłownie przed chwilą na wattpadzie, ale wolałam skomentować tutaj, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza
Zdradź mi swój sekret, jak to robisz, że piszesz takie niesamowite, długie one shoty z tak świetnymi przemyśleniami bohaterów
Zazdroszczę umiejętności, liczę że kiedyś poprawię się i napiszę coś co będzie miało taki piękny wydźwięk i zmusi do myślenia, jak twoje opowiadania ^^
W pewnym momencie zwątpiłam, czy dobrze się zakończy, ale na szczęście nie chciałaś łamać mojego serduszka (które ostatnio kocha Jikooka)
Życzę weny i więcej czasu byś mogła napisać jeszcze więcej tak cudownych one shotów <3
Spokojnie, sama wolę dostawać komentarze na blogu niż wattpadzie, także jest dobrze. ><
UsuńBardzo dziękuję za piękne i motywujące słowa, to dla mnie wiele znaczy! ♥
BOŻEEEEEEEEEEE, kobieto, ja przez ciebie prawie zawału dzisiaj dostałam, wiesz?! Będziesz mi płacić za szpital. .-.
OdpowiedzUsuńSiedzę sobie spokojnie u babci, włączam wi-fi, wchodzę na fejsa i patrzę, że mi się na głównej wyświetla twój post z blogiem i pod spodem taki oto komentarz, że powracasz z nowym shotem. Już załączył mi się tryb hiperwentylacji, ale okej, wchodzę w ten link i patrzę, że to Jikook. No to wiesz, krzyk, pisk, płacz. Wyrzuciłam aż telefon z ręki i oczywiście otrzymałam w odpowiedzi zażenowany wzrok rodziców, którzy chyba stwierdzili, że nie warto się do mnie publicznie przyznawać, eh. :| No ale mniejsza. Ogólnie miałam ochotę się popłakać, bo wiedziałam, że będę mogła to dopiero przeczytać późnym wieczorem, jak już wrócę od babci, a ja NAPRAWDĘ nie jestem cierpliwą osobą, zwłaszcza jeśli wiem, że w końcu wstawiłaś nowego shota, który aż krzyczy w moją stronę i błaga o przeczytanie. ;; A że dzisiaj było to głupie święto, to oczywiście moi rodzice musieli się gościć od samego rana do samego wieczora (zerwali mnie z łóżka o 6, rozumiesz? TOŻ TO JESZCZE NOC!), a naprawdę nie chciałam tego czytać będąc tam, bo był jeszcze mój brat i przygłupi kuzyni, którzy darli ryja na cały dom grając w jakąś grę i nie mogłabym poświęcić temu maksimum uwagi. Rozumiesz, prawda? ;; No dobra, z bolącym sercem wytrzymałam te kilka godzin, choć było cholernie ciężko, wiesz? WIESZ?! UGH!!! Jak już dojechałam do domu, to pierwsze co włączyłam komputerek i zaczęłam czytać ten piękny twór, który wyszedł spod twoich palców. ;-; Ogólnie to jestem teraz mega emo i pewnie taki też będzie mój komentarz, ale dotknęłaś tym wszystkich moich słabych punktów, więc to twoja wina. :<
Boże, jak zwykle zdążyłam już rozpisać się na temat, który nijak się ma do tego shota. Przepraszaaaam. :< Ale lubisz moje długie i chaotyczne komentarze, prawda? Bo ja tak tęskniłam za komentowaniem twoich prac, że omaiga! *^*
Dobra, dobra, już przechodzę do komentowania, bo nim się obejrzę i znów wyjdzie mi 40 stron w Wordzie, he he, śmieszne, wiem. X’D
Boże, tak szczerze, to ja nawet nie wiem od czego mam zacząć. Wciąż się trzęsę od płaczu i choć minęła już prawie godzina, od kiedy to przeczytałam, to wciąż czuję się jak emocjonalny wrak, serio. Przede mną piętrzy się pokaźna górka zasmarkanych chusteczek. Weź, bo jeśli dalej tak pójdzie to będę musiała robić roczne zapasy, a ja biedny człowiek jestem. ._.
Ostatnio bardzo często płaczę i nie mam pojęcia, czym jest to spowodowane. Chyba stałam się jeszcze bardziej wrażliwa, niż kiedyś, a to serio trudne do uwierzenia, bo od zawsze byłam straszną beksą. W każdym razie ten shot wyzwolił we mnie potoki łez, których nie byłam w stanie powstrzymać jeszcze długo długo po przeczytaniu. I to nie dlatego, że ta historia była smutna. To dlatego, że ta historia była tak uderzająco prawdziwa i niosąca tak cholernie ważne, przynajmniej dla mnie, przesłanie, że automatycznie uderzyło to w mój czuły punkt. Czy mogę już bić ci brawa i pokłony? Chyba tak. To było niesamowite, niezwykłe, magiczne. Piękne, po prostu piękne.
Zaczynając od początku- mówiłam ci już, że uwielbiam twoje opisy, prawda? Muszę to powtórzyć jeszcze raz. Nie wiem, jak ty to robisz, ale kiedy opisy innych są nużące i mam ochotę czytać same dialogi, u ciebie każde słowo wydaje się być tak precyzyjnie wyważone i idealnie dobrane, że to przechodzi ludzie pojęcie. Te metafory, porównania… Ten fragment z początku, kiedy opisywałaś podejście Jungkooka do książek i jego wyobrażenie o tej idealnej rzeczywistości, którą kreowały książki… Poryczałam się już wtedy, bo miałam wrażenie, jakby to wszystko dotyczyło mnie. Jako mol książkowy również marzyłam o tym, by moje ulubione historie znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości i abym sama pewnego dnia stała się jedną z moich ulubionych bohaterek. To jest z jednej strony magiczne, bo można oderwać się od tej nudnej codzienności. Jednak z drugiej strony sprawia, że przestajemy zwracać uwagę na rzeczywistość, w której jednak żyjemy i zostajemy uwięzieni przez ten wyidealizowany świat, nie próbując przenieść tego do realnego świata o własnych siłach, tylko marząc, że po prostu kiedyś to się przytrafi samoistnie. Pięknie to wszystko ujęłaś, naprawdę. Wciąż jestem pełna podziwu. To, że mogłam utożsamić się z Jungkookiem sprawiło, że jeszcze bardziej wzięłam całe te opowiadanie do serca. Dziękuję ci za to, bo dzięki twoim opowiadaniom zawsze sobie coś uświadamiam, a to dla mnie najważniejsze, gdy coś czytam.
Usuń„A prawda była zbyt banalna na sposób, w jaki myślałem, bo mierzyłem wyżej. Na tyle wysoko, żeby upadek był bolesny i pozostawił po sobie ślad.” -> Bożeee, jak ja kocham twoje opisy, naprawdę. Nie przestanę tego powtarzać, bo musisz to zapamiętać. To. Jest. Niezwykłe. Zazdroszczę ci tej umiejętności tak pięknego łączenia słów, teraz mam wrażenie, że piszę jak totalne beztalencie. Załamka. Wiesz, opisy to dla mnie ¾ opowiadania, taka najważniejsza część. Jeśli nie są dobrze napisane, to nie wiadomo jak dobra by była fabuła, zawsze będę na nie. U ciebie te cholerne opisy są chyba najpiękniejsze, jakie dane mi było przeczytać. Nie myśl nawet, że piszę tak, bo ze sobą piszemy, NIENIENIENIE! Ja zawsze mówię co myślę, rozumiesz? No ja myślę. Jeny, jeszcze trochę i będę musiała założyć zeszyt tylko na cytaty z twoich shotów, bo zbiera się ich niebezpiecznie dużo. ;;
Zrobiło mi się tak strasznie przykro, kiedy czytałam o tej sytuacji rodzinnej Jungkooka. Jestem wrażliwa na takie problemy rodzinne i zawsze mnie to w jakiś sposób dotyka. Rodzina powinna być źródłem ciepła i wsparcia i to naprawdę okropne, że Jungkook musiał zmagać się ze swoim ojcem, który traktował w tak okropny sposób swoich najbliższych. Chociaż Jungkook uciekał od tych problemów i czuł wyrzuty sumienia, bo zostawiał z tym wszystkim mamę, zapewne sama zachowałabym się podobnie. Ciężko jest sobie poradzić z takimi problemami, zwłaszcza w tak młodym wieku. Mimo wszystko byłam dumna z Jungkooka, kiedy w pewnym momencie zdecydował się stawić czoła swojemu ojcu. Choć płakałam czytając o konsekwencjach, które poniósł, czułam prawdziwą dumę, że był w stanie mu się przeciwstawić.
Po raz kolejny w twoim shocie Jiminie objawia mi się jako piękny anioł, który został zesłany na ziemię, by nieść pomoc Jungkookowi. Jego postać w tym shocie jest niesamowita, naprawdę. Już od samego początku Jiminie był tak strasznie uroczy, kiedy zdecydował się zagadać do Jungkooka i pomimo jego widocznej niechęci do kontynuowania tej znajomości, nie zraził się i trwał cierpliwie u jego boku. Widać, że dla Jimina Jungkook i jego szczęście grały nadrzędną rolę. Nawet wtedy, kiedy sam źle się czuł, albo chociażby wtedy, gdy jego brat zmarł, nie zawiódł Jungkooka w żaden możliwy sposób i zjawił się martwiąc się wpierw o to, że Jungkook może poczuć się zraniony jego nieobecnością. Właśnie przez takie malutkie sytuacje można zauważyć, jak dużo Jungkook znaczył dla Jimina. Aż mi się łezka kręci w oku, jak o tym myślę. Poza tym bardzo dotknął mnie sposób myślenia Jimina. Jego podejście do życia, do codzienności i fakt, że z całych sił starał się przekazać to wszystko Jungkookowi i wyeliminować jego niechęć do życia. To właśnie kolejna rzecz, którą wzięłam do siebie. Również, tak jak Jungkooka, przytłacza mnie czasem ta szara codzienność i również mam ochotę się poddać, ale dzięki takim osobom jak Jimin, które potrafią zamienić nawet najciemniejszą czerń w najjaśniejsze światło… staje się to niemożliwe. Ten shot uświadomił mi, że wszyscy powinniśmy posiadać w życiu taką osobę jak Jimin. Takiego człowieka, który będzie potrafił dostrzec najbardziej nikłe światełko nawet w najciemniejszym tunelu. Marzę o tym, by taki Jimin pojawił się w moim życiu. Rozważam opcję, by chodzić do lasu i czytać tam książki tak jak Kookie. Może pewnego dnia i mnie zaczepi taki Jimin, który z początku będzie mnie irytował swoim wścibstwem, aż w końcu sprawi, że stanę się zupełnie innym człowiekiem? Lepszym kimś? Oj, chciałabym. ;;
Usuń„Problem jest jak skała. Raz mniejsza, raz większa, zazwyczaj pojawia się niespodziewanie i blokuje nam drogę, którą przez długi czas podążaliśmy”. -> Wybacz, muszę znów to napisać. Kocham twoje porównania, są prześwietne. Jestem w oficjalnym fanklubie twoich opisów. OFICJALNY FANCLUB OPISÓW MALFFU. Zapisuję się, okej?
„O wiele milej jest wstawać rano i zastanawiać się, co niezwykłego i ciekawego może przynieść następny dzień, niż od razu wiedzieć, że nie będzie niczym różnił się od poprzednich.” -> Marzę o tym, bym pewnego dnia sama była w stanie tak myśleć. Znów zamieniłam się przez ciebie w płaczącą kulkę. Mimo wszystko jestem ci tak strasznie wdzięczna za pisanie tak pięknych i refleksyjnych rzeczy, nie masz pojęcia. To już nawet nie jest zwykły shot, to coś więcej, zdecydowanie.
Podczas jednej z tych rozmów Jimina i Jungkooka tak bardzo utożsamiłam się z Kookiem, że w pewnym momencie miałam wrażenie, jakby Jimin mówił wprost do mnie i to było niesamowite. Jeszcze żaden shot nie sprawił, że mogłabym tak bardzo utożsamić się z głównym bohaterem, naprawdę. Wciąż jestem w szoku i to chyba właśnie weszło na sam szczyt moich ulubionych fanficków. Nawet nie masz pojęcia, jak silne uczucia to we mnie wywołało. Nie da się tego opisać żadnymi słowami.
„Czyżby nadszedł moment, w którym Jimin stwierdził, że bawi się mną już zbyt długo i postanowił mnie tak po prostu zostawić? Przecież sam się przed tym przestrzegałem, więc nie powinienem mieć pretensji.” -> Kurczę, to tak cholernie prawdziwe. Też zawsze mam wrażenie, że ludzie znudzą się znajomością ze mną i po prostu odejdą, podczas gdy ja zdążę się przywiązać. Przeraża mnie to. .-.
Jeśli chodzi o uczucie między Jiminem i Jungkookiem to jestem wręcz zachwycona sposobem, w jaki to przedstawiłaś. Wszystko jest takie subtelne i delikatne, że nadaje to takiego realnego wyrazu. Nic nie dzieje się szybko, nic nie jest wymuszone, a ich przywiązanie, zaufanie oraz uczucie pojawiają się stopniowo, w miarę upływu czasu. Jungkook dopiero uczył się, jak zaufać człowiekowi i wpuścić go do swojego życia. Uwielbiam tę końcową scenę, kiedy siedzą razem i Jimin mówi, że ich spotkanie to nie jest wcale cud, a błąd. Kurczę, to jest takie piękne. Skąd ty masz pomysły na takie cudowne i nietuzinkowe dialogi? Sekret, zdradź mi swój sekret. ;;
UsuńBoże, chciałam napisać tak dużo, ale mam wrażenie, że o połowie rzeczy, o których miałam wspomnieć, zdążyłam już zapomnieć. ;; Przepraszam, to dlatego, że jestem emocjonalnie rozbita i znów zaczęłam płakać. To mnie w jakiś sposób oczyszcza, nie wiem. Mimo wszystko dziękuję ci tak strasznie za to, że mogłam coś takiego poczuć po przeczytaniu twojej pracy. Zadziwiasz mnie z każdym kolejnym shotem. Zadziwiasz mnie swoimi umiejętnościami i sposobem, w jaki przelewasz w to wszystkie swoje myśli i odczucia. Chciałabym pewnego dnia również posiąść taką umiejętność. Mam nadzieję, że mi się uda, będę się uczyć tego od ciebie, czytając kolejne twoje świetne prace.
Jeszcze raz chcę ci podziękować za to, że ten shot sprawił, iż po raz kolejny uświadomiłam sobie wiele cennych rzeczy. Tylko dzięki twoim shotom mam okazję do głębszych refleksji. To już nie jest zwykłe czytanie dla rozrywki. Twoje słowa są dla mnie niczym życiowe lekcje i to jest niesamowite. Ty jesteś niesamowita. Podziwiam cię, naprawdę. Nie możesz nigdy przestać pisać, rozumiesz? Potrzebuję twoich shotów do życia. Nie żartuję.
I jak ja mam teraz pisać? Miałam dzisiaj kontynuować moje opowiadanie, ale chyba nie będę w stanie, bo ciężko mi sklecić jakieś sensowne zdania, sama widzisz. Ten cały komentarz będzie chaotycznym zlepkiem moich myśli i odczuć, ale musisz mi to wybaczyć.
Idę jeszcze raz przeczytać tego shota. I jeszcze raz. I jeszcze raz, aż skończą mi się łzy. ._.
Kocham tego shota. Kocham twój styl pisania. Kocham to, co tworzysz i jak to tworzysz. I kocham ciebie. Poczuj moją miłość. ;; ♥
Czekam oczywiście z niecierpliwością na kolejne cudowne prace i na kolejny rozdział Fun Boysów. Daj mi się w końcu pośmiać, co? :< XD
Jest już późno, więc dobranoc i miłych snów! ♥♥
I jeszcze raz: ten shot to perfekcja. ;;
Musiałam.
Serio, to wszystko jest genialne.
Kocham to całym sercem, lovelovelove!!
♥
Tak teoretycznie to odpisałam Ci już na fb, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zrobić także tego tutaj. *^* Musisz mi to wybaczyć.
UsuńJesteś najlepsza na świecie, serio!! Nic nie poprawia mi humoru tak jak Twoje komentarze (dlatego też dumnie wiszą sobie na mojej ścianie, hehe). Jesteś tak cholernie motywującą osobą, aa, niejednokrotnie to już mówiłam, ale po prostu przez Ciebie rozpłakałam się w miejscu publicznym i teraz to ja jestem taką emocjonalną kulką. ><
A spróbuj tylko jeszcze raz zwątpić w swoje umiejętności, to obiecuję, że w niedalekiej przyszłości ja i moje glany Cię nawiedzimy! Możesz zacząć się bać, serio. Grgr, ja Ci dam. ._.
Dooobra, chyba nie powinnam się zbytnio rozpisywać. Muszę się wziąć za kolejne one shoty, hehe. *znowu się nie wyrobię, pomocy*
Dziękuję jeszcze raz!! Już nie mogę się doczekać, żeby też pisać Ci takie komentarze, naprawdę. Jestem Twoją fanką nr 1, pamiętaj!
Tyle miłości, ojeju. *-* Ja Ciebie też kocham. ♥
Lovelovelove!
Wzruszyłam się. Autentycznie się wzruszyłam. Pisząc ten komentarz nadal mam łzy w oczach. O kolejna łza spłynęła mi po policzku. To opowiadanie było po prostu piękne. Cudowne. Dawno już na niczym tak nie płakałam *bierze chusteczkę*. Jestem człowiekiem, który łatwo się wzrusza. To prawda.
OdpowiedzUsuńChciałabym powiedzieć, że Cię podziwiam. Masz ogromny talent, pokochałam Twój styl pisania najszczerszą miłością czytelnika. Uwielbiam takie głęboki przemyślenia, które zmuszają do refleksji. A może ja też powinnam zmienić coś w swoim życiu? A może jest ono szare monotonne, nudne?
Dziękuję. Dziękuję za to, że mogłam to przeczytać. Dziękuję, że piszesz. Rób to dalej i nie przestawaj.
Podziwiam Cię naprawdę.
Pozdrawiam i życzę weny, aby powstało więcej takich cudownych tworów,
Wierna Czytelniczka
O rany, dziękuję za takie ciepłe słowa! Nic mnie tak nie motywuje, jak komentarze czytelników, naprawdę. Aż mi się płakać zachciało... Cieszę się, że mogłam wywołać w kimś takie emocje i że dzięki temu skłoniłam kogokolwiek do głębszych rozmyślań.
UsuńJeszcze raz dziękuję za motywację i za samą obecność, to wiele dla mnie znaczy~ ❤
...
OdpowiedzUsuń...
...
Nie bardzo wiem co napisać.
Generalnie może 3, 4, góra 5 ficków jakie w swoim osiemnastoletnim życiu przeczytałam wywołało u mnie jakieś poruszenie. Kuźwa. Czytam 'lost piece' drugi raz (pisałam ci o moim problemie braku czytania ze zrozumieniem -_-), ale nawet znając tekst, wciąż trzyma moje ciężkie serduszko. To chyba mój numer jeden opowiadań na wylanie łez ;_;
Okay, może się nie popłakałam, bo generalnie nie pamiętam czasów, kiedy jakakolwiek łza spłynęła po moim policzku (ciężko żyć bez wrażliwości. Ja pierniczę... To jest męczące), ale autentycznie mną coś ruszyło. Nosz...
Generalnie staram się unikać tekstów, gdzie jest zbyt dużo przemyśleń. Jest to dla mnie po prostu nużące i nudne. Ale u ciebie jest zupełnie odwrotnie. Nie ma czegoś takiego jak "zbyt dużo". Jest ich mnóstwo, ale w twoich opowiadaniach jest to wręcz wskazane! Piszesz tak dobrze, że aż mi jest smutno ;__;
Cały tekst chłonę jak gąbka, a kiedy emocje ze mnie zejdą jak wyciśnięta woda, zostaję sucha jak Spongebob wyciągnięty z oceanu ;____;
Boże, jaki ze mnie pusty człowiek jest xD To przez ciebie się teraz nienawidzę! xD
Nie no, żartuję.
Ale trochę wprowadziłaś mnie w poważne zastanowienie się nad tym, czy nie zastałam się w miejscu.
Potrzebuję filozofa Dżeminka (ej, podłapałam od ciebie to xD To takie śmieszne pseudonim jest xD), który po prostu by ze mną był *_* Ej serio, siedzę sama w domu przez dobre kilka lat. Dajcie mi takiego Jimina >.< Albo lepiej moją nadzieję i anioła J-Hope'a ♥
Tekst mi się baaaardzo podobał. Ich wszystkie uczucia rozwijały się tak... swobodnie (?) lekko (?) powoli (?) Nie wiem, czy wiesz o co mi chodzi... W każdym razie uznaj to za dobre słowa.
No-no-no nie wiem co jeszcze mogę ci napisać.
Piękne.
Tymczasem przesyłam duuużo weny i uścisków ♥
Przeczytałabym dzisiaj coś jeszcze, ale lepiej pójdę spać i wrócę później. Już prawie 6, a ja o 7 muszę być na nogach. Geniusz ze mnie. Ale co tam! Dzień jeszcze młody!
No więc ten tego... Wysyłam ponownie wenę i uściski i ogromniaste podziękowanie za twoją twórczość ♥
Trzymaj się i widzimy się na twoich dalszych perełkach ♥
Ojej, mam nadzieję, że mimo wszystko dałaś radę wstać na rozpoczęcie. ;-;
UsuńBardzo się cieszę, że ten fick wstąpił u Ciebie na tak wysokie miejsce, to dla mnie zaszczyt. (*´・v・) Twoje komentarze to złoto, dziękuję za wszystkie milutkie słowa! ♥
Poleciłaś mi również i ten one-shot, więc postanowiłam go przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co się ostatnio ze mną dzieję, ale wręcz ciągnie mnie do Jikooka, co u mnie nigdy dotąd się nie zdarzało. Ludzie mówią, że najlepsze polskie, kpopowe ff są właśnie z tą dwójką. I, kurczę, mają rację! Zdobyłaś mnie już samym początkiem.
Postać Jimina jest niesamowicie pozytywna, podoba mi się, że Jungkook porównuje go do ognia, który sprawił, że młodszy iskrzy. A później do części, której mu brakowało.
Twoje porównania są cudne! Szczególnie to do kolorowanki.
"- Musisz nauczyć się wierzyć - powiedział.
- Wierzyć w co?
- W magię." - niby taka krótka wymiana zdań, ale ma w sobie... to coś? Chyba najdokładniej nazwać to magią.
Twój styl pisarski jest prosty, lecz przepełniony bogatym słownictwem. Daje to równowagę (nie jest ani za prosto, ani za ciężko).
To jest naprawdę śliczne, masz naprawdę wielki talent ♥
Ojej, to naprawdę świetna wiadomość, że ciągnie Cię ostatnio do Jikooka, bo u mnie akurat o tej dwójce jest całkiem sporo. ;; Hm, osobiście uważam, że w polskim uniwersum kpopowych fanfiction jest niewiele dobrych Jikooków, nad czym ubolewam, ale skoro jakoś przekonałam cię do tego pairingu, to bardzo mi miło!
UsuńTwoje słowa wywołują na moim pyszczku przeogromny uśmiech, to wszystko jest takie miłe, awh. Ogromnie się cieszę, że mnie odwiedziłaś i pozostawiłaś po sobie kilka słów, dziękuję!! ♥