czwartek, 26 maja 2016

Lost Piece

Pairing: JiKook (Jimin x Jungkook)
Gatunek: nie mam pojęcia, do czego do to się zalicza, so just read

A/N: Droga Senpai!
Liczę na to, że kiedy to czytasz, jesteś już w domku i odpoczywasz. Cały ten post i opowiadanie było tworzone z myślą o Tobie, dlatego mam nadzieję, że dostrzeżesz w nim wszystkie ważne rzeczy, które bardzo chciałam Ci przekazać. 
Te pół roku minęło naprawdę szybko i zdążyło się przez ten czas zdarzyć równie wiele, jednak jestem pewna, że to dopiero początek i przed nami jest jeszcze dużo więcej. Tymczasem teraz serdecznie zapraszam do czytania! Wydaje mi się, że nie wyszło tak źle, choć od razu ostrzegam, że opowiadanie jest o wiele dłuższe, niż planowałam na początku. 
Ach, no więc tak na koniec w tym wyjątkowym dniu życzę Ci wszystkiego co najlepsze i pamiętaj - kocham Cię! 

Ps. Wypatruj paczki~ To nie koniec z mojej strony. Hihi. ♥ 
Ps.2 Wszystkich tu zebranych przepraszam za tak długą nieobecność! Szkoła jest zła, naprawdę. Z "Fun Boys" wrócę jakoś na początku wakacji, ale w międzyczasie pojawi się kilka one shotów. Nie bić! 

Malffu xx





Niejednokrotnie słyszałem, że ludzie którzy czytają wiele książek, przed śmiercią żyją tysiącem żyć, a ci, którzy tego nie robią, tylko jednym. Że każda przeczytana historia jest też ich historią, uczucia bohaterów są ich uczuciami, że przeżywają te przygody razem z nimi. Zupełnie tak, jakby na chwilę przenosili się do innego świata i biegali pomiędzy stronami kartek, zagłębiając się w umysły postaci, które tak naprawdę nie istnieją.
Jako dzieciak też myślałem w ten sposób. Pamiętam, jak po przeczytaniu czegoś, co przypadło mi do gustu, tygodniami nie mogłem się otrząsnąć i strasznie przeżywałem losy bohaterów, zupełnie tak, jakbym odczuł to wszystko na własnej skórze. Czasami było mi tęskno do tamtych czasów. Potrafiłem wtedy zatracić się w słowach i całkowicie im się oddać. Z czasem szara rzeczywistość uderzała we mnie coraz mocniej, przez co otaczające mnie dotychczas żywe kolory zaczęły po prostu blaknąć.
Kocham czytać. To przyjemne zajęcie, ponadto rozbudowuje słownictwo i czasami nawet zmienia sposób, w jaki postrzegam świat. Od kiedy pamiętam książki były moim głównym zainteresowaniem, na przerwach w szkole zawsze siedziałem z nosem wetkniętym pomiędzy strony i całkowicie odcinałem się od rzeczywistości.
Im więcej czasu mijało, tym barwniejsza stawała się moja wyobraźnia. Wierzyłem w to, że i mnie przytrafi się kiedyś historia żywcem wyciągnięta z jakiegoś światowego bestsellera. Ale dni mijały, ciągle będąc tak samo szare, nudne i pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Chociaż, nie - jedyne, co czułem, to gorycz i rozczarowanie faktem, który powoli uderzał w moją podświadomość.
Wszystko, co siedziało w mojej głowie, było fantastyczne. Nie, nie mam na myśli tu czegoś niesamowitego i wspaniałego, ale raczej zmyślonego, fikcyjnego, nieistniejącego. Zmarnowałem tyle czasu na głupie myślenie i wyczekiwanie dnia, w którym zdarzy się coś wyjątkowego. A prawda była zbyt banalna na sposób, w jaki myślałem, bo mierzyłem wyżej. Na tyle wysoko, żeby upadek był bolesny i pozostawił po sobie ślad.
Piękne historie zdarzają się tylko w książkach, a nie w rzeczywistości.

Głośne trzaśnięcie drzwiami dało mi do zrozumienia, że ojciec właśnie wrócił z pracy i nie wydawał się być w dobrym humorze. Westchnąłem krótko, słysząc dochodzące z dołu rozmowy, a raczej krzyki, po czym zamknąłem książkę, odkładając ją na łóżko obok siebie. Dzień w dzień to samo. Powoli traciłem nadzieję na to, że ten horror się kiedyś skończy.
To prawda, chciałem być bohaterem książki, ale raczej nie z tego gatunku. Zdecydowanie bardziej wolałem choćby zwykłą obyczajówkę albo romans, a nie dramat.
Kiedy odgłosy z dołu ustały, wziąłem swoje czytadło pod rękę i delikatnie uchyliłem drzwi, rozglądając się na dwie strony po korytarzu. Czysto. Na palcach, jak najciszej postarałem się zejść po schodach do kuchni, gdzie niemalże od razu zauważyłem swoją matkę. Stała naprzeciwko okna, znów z tą miną niezdradzającą jakichkolwiek emocji. Jej wzrok jak zwykle był pusty, jak u porcelanowej lalki.
- Cześć, mamo - rzuciłem, siadając na obrotowym krześle.
Kobieta drgnęła, pewnie nie spodziewając się mnie tak nagle. Miałem wrażenie, że zaraz upadnie i rozbije się na tysiąc kawałeczków, a wtedy ja nie będę w stanie ponownie przywrócić jej piękna, jakie za sobą niosła.
- Jungkook... Nie zauważyłam cię. - Odchrząknęła i odwróciła się w moją stronę, siląc na delikatny uśmiech. W kącikach jej oczu pojawiły się niewielkie zmarszczki, a w ciemnobrązowych tęczówkach zagościły na nowo ledwo widoczne iskierki. Lubiłem ją taką.
- Wszystko w porządku? - zapytałem.
Udało mi się dostrzec, jak zacisnęła dłonie w pięści, starając się utrzymać wszystkie negatywne emocje w sobie. Ledwo dostrzegalnym uśmiechem usiłowała zatuszować smutek i poruszenie, a może i nawet próbowała pozbyć się ich na dobre. Mimo wszystko ja wiedziałem, jak było naprawdę. Mama nigdy nie potrafiła ukryć emocji, nie ważne, czy była to radość czy złość. Albo to ja, po tych wszystkich wspólnie spędzonych latach, nauczyłem się odczytywać nieme znaki, jakie nieświadomie do mnie wysyłała.
- Mogłoby być lepiej, ale nie narzekam - odpowiedziała krótko i wzruszyła ramionami, podchodząc do zapełnionego naczyniami zlewu. Zaraz po tym panującą między nami ciszę zastąpił szum wody i odgłos obijania się o siebie talerzy.
Zazdrościłem jej tego, że po każdym upadku potrafiła się podnieść. Przeszła wiele, a na pewno więcej ode mnie i pomimo to miała w sobie tak dużo siły, o jakiej ja mogłem sobie tylko pomarzyć. Byłem zwykłym dzieciakiem, buntującym się przeciwko wszystkiemu, nie wiedząc kompletnie nic o życiu. Nie starałem się walczyć, nie próbowałem też upaść. Po prostu istniałem, mając otaczający mnie świat kompletnie gdzieś.
Nie bardzo wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Ona chyba też wyczuła tą niezręczność, ale nie odezwała się do mnie ani słowem. Zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić, do drętwej ciszy i paradoksalnie niespokojnego milczenia, które już od dłuższego czasu panowało w naszym mieszkaniu.
- Wychodzę - zacząłem, przerywając nieprzyjemny nastrój. Kobieta skinęła głową, obdarzając mnie przelotnym uśmiechem i zaraz wróciła do wcześniejszego zajęcia. - Nie będziesz zła, mamo? Ostatnio często mnie nie ma, więc jeśli wolisz, żebym został...
- Nie mam nic przeciwko - przerwała mi, odkładając mokrą ścierkę na blat. Wytarła ręce w przetarty już sweter, który chyba był jej ulubionym. Często miała go na sobie, pomimo, że był widocznie znoszony. - Wolę, żebyś unikał... tego wszystkiego. - Westchnęła cicho, po czym podeszła do mnie i położyła mi dłonie na ramionach, co musiało wyglądać całkiem śmiesznie, bo różnica wzrostu między nami wynosiła ponad dwie głowy. - Nie martw się, ja sobie poradzę.
- Zawsze tak mówisz. - Popatrzyłem na nią smutno, ale widząc jej zatroskane spojrzenie, postarałem uśmiechnąć się jak najbardziej pocieszająco. Czułem się źle przez to, że więcej nie było mnie w domu niż było i zostawiałem ją pośród tego wszystkiego, ale po prostu wiedziałem, że nie byłbym w stanie utrzymać nerwów na wodzy przy swoim ojcu. - Będę wieczorem. Mam nadzieję, że do wtedy nic się nie wydarzy - dodałem i na pożegnanie pocałowałem moją rodzicielkę w policzek. Zebrałem swoje rzeczy, czyli książkę, słuchawki i telefon, po czym wyszedłem z domu, od razu kierując się w stronę lasu.
Prawie codziennie wyglądało to w ten sposób. Do momentu, w którym ojciec nie pojawił się w mieszkaniu, nie musiałem się stamtąd ruszać. Dopiero kiedy wracał uciekałem, żeby nie musieć słuchać wrzasków, chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że powinno być na odwrót.
Byłem tchórzem.
Im dłużej szedłem, tym mniej budynków mijałem. W pewnym momencie zaczęły zastępować je drzewa i gwar z ulicy zamienił się w szum liści, co zdecydowanie lepiej na mnie działało. Nigdy nie lubiłem głośnych miejsc, dlatego też może nie chodziłem na żadne dyskoteki, tylko wolałem siedzieć w domu zagrzebany w poduszkach z książką w ręce, ewentualnie śpiąc.
Zwolniłem kroku, kiedy zorientowałem się, że już od dłuższej chwili znajduję się z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą, bo przynajmniej przez najbliższe kilka godzin nie musiałem na nikogo patrzeć.
Rozejrzałem się dookoła, próbując przy tym zorientować, gdzie dokładnie jestem. Widocznie byłem tak pochłonięty we własnych myślach, że nawet nie zorientowałem się, jak bardzo wgłąb wszedłem. Chociaż byłem tu tak często, że to raczej mało prawdopodobne, abym się zgubił. Zauważając ogromną skałę obok siebie, wyznaczającą mi kierunek do swojego ulubionego miejsca, bez dłuższego namysłu skręciłem ze ścieżki, przedzierając się przez drzewa.
Szedłem tak może przez jakieś pół godziny, dopóki do moich uszu nie dotarło ciche pluskanie strumyka, które z każdym kolejnym krokiem stawało się coraz głośniejsze. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy znalazłem się obok wolno płynącej wody i zwisającego nad nią drzewa. Z daleka wydawało się, jakby było przewrócone, ale w rzeczywistości to tylko gruba, solidna gałąź rosła poziomo, jakiś metr nad rzeczką.
Rozsiadłem się na trawie, plecami opierając o pień, który dawał mi wystarczająco dużo cienia i otworzyłem książkę na sześćdziesiątej stronie - czyli tam, gdzie ostatnio skończyłem czytać.
Lubiłem tu przychodzić, bo wreszcie mogłem mieć trochę spokoju. To miejsce było znacznie oddalone od ścieżek, jakie prowadziły przez las, więc wydawało mi się, że niemożliwe jest, abym kogoś tu spotkał. No, przynajmniej jeszcze tak się nie zdarzyło, żeby ktoś zakłócił mój odpoczynek.
Przewróciłem kolejną kartkę, będąc całkowicie pochłonięty lekturą. Zapomniałem o świecie zewnętrznym, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła mnie i właśnie przez swoją nieuwagę o mało co nie utopiłem książki.
Do mojego ucha dotarło pytanie, które definitywnie nie było wypowiedziane przeze mnie.
- Co czytasz?
Słysząc nad sobą całkowicie obcy, męski głos, odskoczyłem gwałtownie do tyłu, czemu towarzyszyło wyraźne syknięcie wyrażające ból. Jak już wcześniej zdążyłem wspomnieć, tego dnia byłem ogromnie rozkojarzony, więc zapomniałem też o znajdującym się tuż za mną drzewie i uderzyłem się o nie tyłem głowy. Kto je tu w ogóle postawił?
Spojrzałem w bok i zauważyłem obok siebie niewysokiego, czarnowłosego chłopaka.
Dobra, drzewo nie było niczemu winne. Kto go tu postawił?
Zupełnie jakby nie zauważył mojego niezdarnego łupnięcia, nadal stał z niewielkim uśmiechem i założonymi za plecy rękoma, delikatnie pochylając się do przodu. Niezrażony zdezorientowanym i wkurzonym spojrzeniem, jakim go wtedy obdarzałem, starał się dostrzec cokolwiek przez moje ramię, wbijając swój wzrok w książkę.
Przepraszam, ale co to w ogóle było? Czy ja go skądś znam i mam jakieś zaniki pamięci, że teraz nie kojarzę tego chłopaka?
Nie odpowiedziałem nic, tylko nadal siedziałem na ziemi z lekko rozchylonymi ustami, wściekłym spojrzeniem i ręką ułożoną na włosach. Ech, przywaliłem na tyle mocno, aby obudzić się jutro rano z guzem. Auć.
W pewnym momencie po prostu głośno odchrząknąłem, dając mu do zrozumienia, że zaczynam się niecierpliwić. Przez głowę przeleciała mi nawet myśl, że to duch. Przecież przed chwilą nie było tu żadnej żywej duszy, halo! Skąd on się tu wziął? To było bardziej niż dziwne. No jasne, zawsze jest tak, że człowiek się z czegoś cieszy (w moim przypadku była to upragniona samotność), a później dostaje z liścia w twarz od rzeczywistości, mówiącej coś w stylu „hehe, żarcik”. Nieśmieszne.
- Ach, przepraszam. - Chłopak zaśmiał się, posyłając mi rozbawione spojrzenie. Jakby dla niego ta cała sytuacja była czymś całkowicie normalnym. Pewnie, przecież codziennie podchodzi do ciebie jakiś randomowy koleś i bez słowa stoi obok, na dodatek bezczelnie się gapiąc. - Jestem Jimin.
Zerknąłem tylko ukradkiem na rękę, którą do mnie wyciągnął, zapewne po to, aby się przywitać. Podejrzewam, że nie trudno było wyłapać w moim spojrzeniu pogardę i przede wszystkim irytację tym, że przeszkodził mi w odpoczynku.
Idiota. Naprawdę myśli, że powie mi, jak się nazywa i cała ta sytuacja przestanie być dziwna? Nie, to tak nie działa, a ten cały Jimin nadal mi przeszkadzał.
- Co mnie obchodzi, jak masz na imię? - warknąłem z nadzieją, że się odwali. Środek lasu, a mnie zaczepia jakiś nieznajomy. Mama zawsze uczyła, że powinienem uciekać w takich sytuacjach... Jak tak dalej pójdzie, to chyba skorzystam z tej rady. - Idź sobie, nie znam cię.
- Wiesz - zaczął z głupim uśmiechem - ja ciebie też nie, ale możemy się poznać. - Po tych słowach usiadł obok mnie, podciągnął nogi pod brodę i oplótł je rękoma, odwracając głowę tak, że opierał się policzkiem o kolano. Twarz mu się trochę rozjechała i wyglądał śmiesznie. No... Na pewno nie groźnie, ale kij go tam wie. - Jak się nazywasz? I czemu siedzisz sam? Smutno ci? Ja też lubię czytać, ale ciężko jest mi znaleźć na to czas. Wracając, co tam masz? - Wraz z ostatnim pytaniem sięgnął do mojej książki i ją sobie wziął. Tak po prostu. Nie dość, że jakiś niewyżyty towarzysko, to jeszcze niewychowany.
- Jung... Zaraz, nic ci nie będę mówić! - Od razu wyrwałem mu swoją własność, przytulając ją z powrotem do piersi. Wstałem z niewygodnej powierzchni, kątem oka zauważając, jak ten wydyma dolną wargę i sunie za mną spojrzeniem. Zachowywał się jak zagubiony szczeniak, który przypałętał się do pierwszej lepszej osoby z nadzieją, że ten ktoś się nim zaopiekuje. Znacząca różnica polegała jednak na tym, że Jimin nie był psem, a ja nie znałem jego zamiarów. Równie dobrze mógł chcieć mnie ućpać i wywieźć za granicę, żeby sprzedać na jakiejś aukcji. Chociaż na takiego nie wyglądał... Ale w horrorach nikt nigdy nie podejrzewa seryjnych morderców o to, że nimi są.
Z takimi nieprzyjemnymi myślami szybkim krokiem zacząłem się od niego oddalać. Powinienem zrobić tak na samym początku, kiedy tylko mnie zaczepił. Jeszcze za mną polezie i co wtedy? Nie chcę skończyć pod ziemią.
- Poczekaj, Jung! - Zaraz dobiegł do mnie jego głos i towarzyszący mu trzask patyków, łamanych pod wpływem ciężaru biegnącego chłopaka. Tak jak się spodziewałem, kilka sekund później szedł już ramię w ramię ze mną i nie przeszkadzało mu nawet zwiększone tempo, jakie narzucałem. Jeśli będzie trzeba, zaraz zacznę biec. - To niegrzecznie tak odchodzić bez słowa...
- Co proszę? - Stanąłem w miejscu i wbiłem w niego swój wzrok. Zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę jest nieświadomy tak oczywistych rzeczy czy tylko udaje. - Po pierwsze, nie mów na mnie „Jung”. Po drugie, czepiasz się o to, że ja zachowuję się źle, a sam uchodzisz w moich oczach za psychola, więc daj mi wreszcie spokój.
- Dlaczego? - Zamrugał kilkakrotnie, najwyraźniej nadal nie rozumiejąc całej sytuacji. - Co zrobiłem nie tak?
- Wszystko na przykład? Może gdybyś nie zaczepił mnie w lesie, czyli gdzieś, gdzie nikt mnie nie uratuje, nie musiałbym ci tego mówić.
- A co złego jest w tym miejscu? - zapytał i rozejrzał się dookoła. - Ładnie tu. Poza tym przechodziłem obok i przypadkiem cię zauważyłem.Wyglądałeś na smutnego... A smutni ludzie nie powinni siedzieć sami. Czasami warto jest się z kimś podzielić swoim smutkiem i wtedy robi się człowiekowi lżej. To tak jak z noszeniem zakupów - kiedy oddasz komuś jedną z toreb od razu łatwiej idzie się do przodu, prawda? - Na jego twarzy znów pojawił się ciepły uśmiech i ku mojemu zdziwieniu, nie był ani trochę sztuczny. Nie byłem przyzwyczajony do takiej naturalności, bo dotychczas wszystko, co mnie otaczało, było nieprawdziwe.
Nie wiedziałem, dlaczego mi to wszystko mówił. Tak nie zachowują się potencjalni zbrodniarze... Chyba, że to jakiś nowy sposób na przyciągnięcie ofiary. W każdym bądź razie czułem się mocno zmieszany po jego słowach. Mimowolnie zrobiłem się też zły. Może dlatego, że trafił w mój słaby punkt.
- Nie mam zamiaru ci o niczym mówić - stwierdziłem w końcu, mając dość niezręcznej ciszy. Przynajmniej dla mnie taka była, bo on wydawał się być spokojny.
Jego cierpliwość była imponująca. Z reguły ludzie mieli mnie dość po kilku minutach, bo wryte w charakter miałem już złośliwe docinki i bycie wrednym, zwłaszcza, kiedy kogoś nie lubiłem. A nie zapowiadało się na to, abym mógł darzyć go choćby niewielką sympatią.
- Nie musisz, możemy po prostu pomilczeć. Czasami cisza pozwala zrozumieć więcej, niż słowa.
I w tamtym momencie naprawdę nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Wcale nie dlatego, że jego pseudo filozofowanie przerosło moje oczekiwania i zdolności, ale raczej przez to, że cała ta sytuacja była zwyczajnie niekomfortowa. Nie znałem go, a on nie znał mnie i mimo to z nieznanego powodu próbował mnie jakoś pocieszyć. Albo nie? Ja nawet nie wiedziałem, co ten chłopak chciał tym wszystkim osiągnąć. Podejrzewałem kilka opcji (jak na przykład porwanie, oni zawsze starają się najpierw uśpić ofiarę), ale żadna z nich nie wydawała się być na tyle realna. A ciężko przychodziło mi uwierzenie w bezinteresowną pomoc innych. Zwłaszcza nieznajomych.
Właśnie, a może to jakaś akcja charytatywna, co? Pomoc dla zagubionych i zbłąkanych dzieci? Ja nie chcę.
- Wiem, że mieliśmy sobie posiedzieć bez słowa, ale koniec końców mi nie odpowiedziałeś. - Głos czarnowłosego wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia, z powrotem ciągnąc na ziemię. - Jak mam na ciebie w końcu mówić, hm?
Spojrzałem na niego z irytacją. On pobijał wszelkie rekordy, bo od dawna nikt nie podniósł mi ciśnienia tak wiele razy zaledwie w ciągu kilkunastu minut.
- I tak się już więcej nie spotkamy, więc to nieistotne - odparłem.
- Skąd wiesz?
- Pytasz, jakbyś nie znajdował się właśnie w cholernie dużym mieście, na dodatek pośrodku ogromnego lasu, w którym ciężko jest się nie zgubić. Nie wiem, czy jesteś stąd, ale to i tak nie ma większego znaczenia, bo niemożliwym jest, żebyśmy znów na siebie wpadli, rozumiesz? To nie żadna bajka, tylko realny świat. - Z każdym kolejnym słowem mój głos nabierał coraz bardziej nieprzyjemnego wydźwięku. Od zawsze jedną z moich głównych wad było to, że szybko się denerwowałem, a jego natarczywość i zwyczajnie irytujący sposób bycia nie wpływał na mnie ani trochę korzystnie. - Jeśli będzie trzeba, to osobiście dopilnuję tego, żebyśmy już więcej na siebie nie wpadli.
Słysząc ostatnie zdanie, Jimin spuścił głowę, jednak zdążyłem zauważyć, jak w trakcie unosi jeden kącik ust ku górze. Taki gest z pewnością zagrałby mi na nerwach, gdyby nie fakt, że mina chłopaka była... inna. Niby uśmiechał się tak jak przed chwilą, a jednak można było wyczytać z niej coś innego. I ja dobrze wiedziałem, czym to coś było. Zbyt często miałem ten widok przed oczami, żeby teraz zwyczajnie nie zwrócić uwagi na tak pozornie nieznaczący szczegół.
On był po prostu smutny.
- Och... Rozumiem - odezwał się w końcu, niepewnie przesuwając spojrzenie w moją stronę. - Więc dlaczego nie chcesz zdradzić mi swojego imienia? W końcu i tak nie będę miał już szansy ci nic powiedzieć.
Był uparty, to trzeba przyznać. I chociaż niejednokrotnie mnie tym dziś zdenerwował, to jednak mogłem pozazdrościć mu tej cechy, bo pewnie dzięki niej często dostawał, czego chciał. Tak, ja też uległem. Ale tylko dlatego, że miałem już dość tego człowieka.
- To naprawdę nie ma żadnego znaczenia, ale niech ci będzie. - Westchnąłem głośno, nieco łagodniejąc. Żeby nie było, nadal mnie wkurzał i mu nie ufałem. Po prostu zrobiło mi się go trochę szkoda. - Jungkook.
- Ładnie - przyznał, podnosząc głowę. Od razu było widać, że ta informacja go ucieszyła, bo chłopak natychmiastowo się rozpogodził, a w oczach znów pojawił się ledwo widoczny błysk.
Powoli zacząłem zastanawiać się nad tym, dlaczego to było takie istotne i moje wcześniejsze obawy, o jakich udało mi się na chwilę zapomnieć, powróciły. A co, jeśli jest międzynarodowym szpiegiem i chciał się tylko upewnić, że to mnie szukają?
Jestem idiotą, wiem. Za dużo książek.
- Jungkook - powtórzył powoli i zaśmiał się sam do siebie. - Podoba mi się. Jungkookie...
- Nie mów tak na mnie - zareagowałem szybko, słysząc, w jaki sposób wypowiada moje imię. Nie lubiłem tego.
- Dlaczego?
- Bo... - Zaciąłem się i dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie mam żadnego sensownego uzasadnienia. Pokręciłem tylko głową i spojrzałem na niebo, które zaczęło przybierać pomarańczowej barwy, co dało mi do zrozumienia, że powinienem już wracać. - Nie wiem, dobra? Daj mi już wreszcie spokój i się odczep.
- Kiedy ludzie mają jakiś argument, od razu robią się wiarygodniejsi - odmruknął, będąc widocznie niezadowolonym z otrzymanej odpowiedzi. - Ale w porządku. Ja chyba też powinienem już wracać... - Westchnął smutno i po raz ostatni na mnie spojrzał, dołączając do tego delikatny uśmiech. - Do zobaczenia, Jungkook.
- Do nigdy - poprawiłem go i z ogromną ulgą wymalowaną na twarzy odwróciłem się, zamierzając odejść. Wyciągnąłem z kieszeni słuchawki, podłączyłem je do telefonu i puściłem swoją ulubioną piosenkę, starając się odepchnąć myśli dotyczące Jimina.
Nie wiem, czy próbował mnie później zawołać, bo muzyka dudniąca w moich uszach skutecznie maskowała każdy dźwięk świata realnego. I chociaż tak desperacko próbowałem się temu oprzeć, coś tknęło mnie ku temu, aby odwrócić się i sprawdzić, czy chłopak już odszedł. Od razu tego pożałowałem, napotykając jego wzrok, który w dziwnie szybki sposób odnalazł moje spojrzenie. Znowu był zawiedziony i oczy czarnowłosego nawet z takiej odległości wyrażały głęboki żal. Naprawdę te dwa głupie słowa zadziałały na niego w tak raniący sposób? To wydawało mi się wtedy być niedorzeczne. Słowa nieznajomego nie powinny mieć dla niego żadnego znaczenia, a ja przecież nie byłem mu w żaden sposób bliski.
Zmieszany odwróciłem głowę, znów patrząc przed siebie. W trakcie całej drogi powrotnej miałem przed oczami ten smutny i żenujący widok. Żenujący, bo odniosłem wrażenie, że chciał wywołać tym we mnie poczucie winy, choć na jego miejscu nie spodziewałbym się, żeby zadziałało. W końcu dziś wystarczająco dużo razy dałem mu do zrozumienia, że miałem go zwyczajnie dość. A jednak w swojej głowie nadal przywoływałem naszą rozmowę i spotkanie.
Nie, to ja byłem żałosny, zaprzątając sobie tym myśli. Tak czy siak, myślę, że to całkiem normalna reakcja u osoby mojego pokroju. Nudnej, z równie nieciekawym życiem. Takiej, której każdy następny dzień niczym nie różni się od poprzedniego, gdzie daty i godziny nie mają żadnego znaczenia ani ważnego powodu, by o nich pamiętać. Dlatego w pewnym stopniu potrafiłem to zrozumieć, w końcu od dawna wydarzyło się coś, co nie miało związku ze spaniem albo czytaniem książek.
Wow, szaleństwo.
Droga do domu zajęła mi zdecydowanie mniej czasu, niż gdy szedłem w stronę lasu, co było dziwne, bo nigdy mi się tam specjalnie nie spieszyło. Kiedy o tym myślałem, od razu przypominała mi się podstawówka i nauczycielka, która często powtarzała nam, że nigdzie człowiek nie czuje się tak dobrze, jak w domu. Teraz mnie to śmieszyło. Jako dzieciak dałem się nabrać, a później czas pokazał, że nie zawsze jest tak kolorowo, jak przedstawiają to inni.
Nacisnąłem delikatnie srebrną klamkę, mając nadzieję, że rodzice siedzą pozamykani w osobnych pokojach, a ja będę miał możliwość bezgłośnego wślizgnięcia się do mieszkania. Niestety nie miałem tego szczęścia, bo już u wejścia do moich uszu dotarł głośny krzyk i odgłos tłuczonego szkła. Spojrzałem w stronę kuchni, skąd dochodziły wszystkie niepokojące odgłosy i bez namysłu ruszyłem w tamtą stronę. Cała moja pewność jednak zniknęła, gdy przekroczyłem próg pomieszczenia, a mój wzrok od razu odnalazł zapłakaną matkę, zbierającą z podłogi odłamki rozbitego talerza, i stojącego kilka metrów dalej ojca, pilnie doglądającego każdego jej ruchu. W takich sytuacjach zazwyczaj po prostu się wycofywałem i uciekałem do swojego pokoju, nie chcąc pogarszać całej sprawy. Tym razem pozostałem niezauważonym i to byłaby świetna okazja do ucieczki, ale coś kazało mi zostać. Nie wiedziałem, czym to dokładnie było, jednakże zamiast kroku w tył, przesunąłem się do przodu, aby po kilku chwilach uklęknąć obok mamy i pomóc jej zbierać szkło z podłogi.
Kobieta popatrzyła na mnie zdziwiona, jednak zaraz uśmiechnęła się z wdzięcznością, rękawem wycierając swój mokry policzek. Odwzajemniłem gest, chwilę później znów poważniejąc, gdy zauważyłem na jej dłoniach liczne rozcięcia i rany. Chciałem sięgnąć do szafki po apteczkę i jakieś bandaże, ale automatycznie moje ciało ogarnął paraliż, gdy usłyszałem niski, ochrypły głos.
- No proszę, nie spodziewałem się ciebie tutaj. Co, przypomniałeś sobie wreszcie o tym, że masz ojca?
Nie odpowiedziałem, zaciskając powieki i pięści. Jedyne, co musiałem zrobić, to zachować spokój. Nie chciałem dać się sprowokować, bo doskonale wiedziałem, że właśnie o to mu chodziło. Od zawsze tylko uprzykrzał mi życie i przy każdej najmniejszej okazji starał się wyprowadzić mnie z równowagi.
Wyciągnąłem z szafki opatrunek i powróciłem do swojej rodzicielki, próbując skupić się tylko na tym, aby jej pomóc. Ojciec, nie słysząc żadnej odpowiedzi z mojej strony, zaśmiał się gorzko i podszedł bliżej nas, na co mimowolnie się spiąłem.
- Nie dotykaj jej. Zasłużyła sobie, więc ma to posprzątać... Głupia dziwka.
Mama ze spokojem słuchała tych wszystkich obelg i wyzwisk, jakie mężczyzna kierował pod jej adresem, ale ja tak nie potrafiłem. Kiedy tylko skończyłem wiązać bandaż, od razu wstałem i odwróciłem się twarzą do niego, a odór alkoholu uderzył we mnie niemal natychmiast. Zrobiło mi się niedobrze, jednak tym razem nie zamierzałem odpuścić.
Uśmiechał się półgębkiem, najwyraźniej czerpiąc z tego wszystkiego satysfakcję i jakiś rodzaj rozrywki. Mi nie było do śmiechu.
- Ja pamiętam o tobie cały czas. Codziennie dajesz mi wystarczająco wiele powodów, aby nie zapominać. - Początkowo głos załamał mi się w kilku miejscach, ale z każdym kolejnym słowem udawało mi się opanować jego drżenie. Zawsze chciałem powiedzieć mu tak wiele, ale nigdy nie potrafiłem, bo się bałem... Do teraz. Czułem wyraźną zmianę, jakbym mógł zrobić wszystko, a on nic. - A ty? Kiedy przypomnisz sobie wreszcie, że masz syna?
Poczułem na ramionach drobne dłonie matki, która najwyraźniej postanowiła podnieść się z podłogi i stanąć w mojej obronie. Widząc, jak próbuje znaleźć się przede mną, delikatnie odepchnąłem jej ciało, nie chcąc, aby to ona znów stała się głównym obiektem zainteresowania ojca, którego mina momentalnie zrzedła. Ściągnął brwi i zacisnął usta w wąską kreskę, bacznie mi się przyglądając, jakby faktycznie zapomniał, że istnieję, i teraz próbował przypomnieć sobie, kim jestem.
- Widzę, że wreszcie nauczyłeś się mówić - warknął, a na jego twarz wstąpił grymas wyrażający niezadowolenie. Jego nos oraz policzki były zaczerwienione i na pierwszy rzut oka dało się poznać, że jest pijany. - Szkoda tylko, że przy okazji zapomniałeś, jak zwracać się do ojca, dzięki któremu masz gdzie mieszkać, niewdzięczny gówniarzu.
- Brzydzę się tobą - wypaliłem bez namysłu i momentalnie poczułem, jak pieką mnie policzki. Mimo tej niespodziewanej bezpośredniości z mojej strony kontynuowałem. - Wolałbym nie mieć gdzie mieszkać, niż musieć siedzieć z tobą pod jednym dachem, rozumiesz? Potrafiłbym ci wybaczyć wszystkie okropieństwa, które zrobiłeś, ale nie tą jedną rzecz. Nigdy nie daruję ci tego, że doprowadziłeś do sytuacji, w której będę cię nienawidził.
I wtedy on wziął zamach.
A ja po raz pierwszy mu się postawiłem.
Zrozumiałem też, że Jimin był ogniem, który ja nieumiejętnie starałem się zadeptać i teraz również stałem się iskrą.

☆ ★ ☆

Tak jak się spodziewałem, następnego dnia obudziłem się z wielkim guzem z tyłu mojej głowy. Dodatkowo siku boleśnie napierało na mój pęcherz, więc niechętnie podniosłem się do pozycji siedzącej, czemu towarzyszyło ciche syknięcie, i skierowałem swoje spojrzenie w stronę okna. Słońce było wysoko na niebie, więc doszedłem do wniosku, że już południe. To chyba największa z zalet wakacji - możliwość spania ile wlezie, o ile oczywiście nikt nie zrzuca cię z łóżka o nienormalnych godzinach. Ludzie, dziewiąta to jeszcze noc jest.
Z cichym stęknięciem podniosłem się z materaca, zamierzając pójść do łazienki, jednak zaintrygowany zatrzymałem się obok lustra, uważnie obserwując odbijającą się w nim sylwetkę. Na moim policzku znajdował się rozmazany, ale już zaschnięty ślad krwi, więc z ciekawością przejechałem po nim opuszkami palców i mimowolnie jęknąłem, nie spodziewając się aż tak nagłego i przeszywającego bólu. Miałem wrażenie, że lewa część mojej twarzy się pali i jednocześnie ktoś wbija w nią tysiąc igieł.
Mhm, będzie blizna.
Pomimo, że wczoraj faktycznie postawiłem się ojcu, zdążyłem potem przez to nieco oberwać, ale zebrałem w sobie na tyle godności, żeby nawet nie drgnąć i pod wpływem emocji nie zrewanżować się tym samym. To przerażające, że syn - czyli ktoś, kto teoretycznie powinien uczyć się od swoich rodziców - ma więcej rozumu, niż oni. Właściwie to śmieszy mnie ta cała szopka, że dzieci powinny szanować swoich rodziców bez względu na wszystko, bo w końcu oni są tylko jedni. A co z nami? Czemu nikt nie mówi o szacunku rodzica do dziecka? Dlatego, że w każdej chwili może zrobić sobie nowe, oddając to, które mu się nie podoba? Już dawno przestałem się tym przejmować, ale... Nadal bolało. Choćby człowiek starał się z całych sił, ignorancja nie sprawi, że rana się zagoi. Można na chwilę zapomnieć, ale przy najmniejszym zbliżeniu cierpienie powraca. Zdążyłem zrozumieć, że niektóre rodzaje bólu po prostu są z nami od zawsze... Na zawsze. Ale to dobrze, bo dzięki nim potrafię przynajmniej odczuć jakieś szczęście.
Choć od dawna nie pamiętałem już, jaki miało smak.
Westchnąłem cicho, zrezygnowany odchodząc w stronę łazienki. Doprowadziłem się tam do porządku, a przynajmniej zewnętrznie, bo w środku byłem rozbity emocjonalnie. Ale nie tak, że miałem ochotę wybuchnąć płaczem i przeklinałem cały świat za to, że moje życie jest okropne z pretensjami do wszystkiego i wszystkich. Nie. Ja po prostu byłem... Pusty. Jakby wewnątrz mnie nie było już nic, nawet duszy. Byłem jak wybrakowane puzzle, zaginęła jakaś część mnie i przez to całość przestała ze sobą współgrać. Największy problem polegał na tym, że nie wiedziałem, czym był ten stracony fragment, a co gorsza - czy da się go w ogóle odzyskać. Czy to możliwe, że w tak krótkim czasie pozbyłem się wszystkich uczuć? Stałem się pustym naczyniem, które lada moment mogło się rozbić i zniknąć. Gdzie moja piękna, bajkowa historia, której tak pragnąłem? Zamiast niej dostałem codzienne awantury i kłótnie. Odebrano mi zdolność czucia i... życia. Ludzie w moim wieku powinni z niego korzystać, podczas gdy mnie nierealnym wydaje się być nawet miejsce, w którym żyję.
Gdzie to szczęście, na które czekałem cały czas?
- Za dużo myślisz, Jungkook - powiedziałem cicho, odwracając wzrok od łazienkowego lustra. Chciałem się go pozbyć.
Miałem dość oglądania samego siebie. Wystarczy mi pustka wewnątrz, tej w spojrzeniu już nie zniosę.
Wyszedłem z pomieszczenia, zbiegając po schodach do kuchni. Tam zrobiłem sobie szybkie śniadanie, czyli płatki z mlekiem i ucieszony błogą ciszą oraz spokojem zabrałem się za jedzenie, które i tak nie miało żadnego smaku. Jedyne, co do mnie docierało, to odgłosy ulicy.
Smutne, że śpiew ptaków coraz bardziej zagłuszały silniki samochodów i motocyklów. Niedługo całkowicie zaniknie.
Tak jak ja.
- Dzień dobry - usłyszałem za plecami.
Podniosłem głowę znad miski i spojrzałem na kobietę. Było widać, że miała za sobą ciężką, nieprzespaną noc.
- Cześć - przywitałem się i wstałem, aby odłożyć naczynie do zlewu. - Jak się czujesz?
- To ja powinnam o to ciebie spytać. - Zbliżyła się do mnie z wyraźnie zmartwionym wyrazem twarzy i przejechała po moim policzku wierzchem dłoni, a ja delikatnie się skrzywiłem, choć wiedziałem, że wcale nie chciała zadać mi bólu. Jej oczy były pełne troski i zmęczenia, a sama ona chyba jako jedyna potrafiła obudzić we mnie pozostałości po tych dobrych uczuciach, bo automatycznie złagodniałem, posyłając jej delikatny uśmiech.
- Jest dobrze. Już prawie nie boli - skłamałem. Cholernie bolało, a poza rozcięciem mój policzek był widocznie opuchnięty i zaczerwieniony.
- Właśnie widzę - rzuciła ironicznie. Chwilę później popatrzyła na mnie tak, jakby zaraz miała się rozpłakać i opuściła bezsilnie ramiona. - Przepraszam. Ja naprawdę nie sądziłam, że do tego dojdzie... On nigdy wcześniej...
- To nie twoja wina, mamo.
- Ale mogłam jakoś zareagować.
- Żeby oberwać jeszcze mocniej? - ciągnąłem dalej.
Po tych słowach zamilkła, nie chcąc ciągnąć tej rozmowy. Oboje wiedzieliśmy, jak jest, niepotrzebnie się okłamując. To śmieszne, że nawzajem wciskaliśmy sobie tanie kłamstwa tylko po to, aby zwyczajnie poprawić humor drugiej osobie.
Zupełnie jak kolorowanka. Zapełniam różnymi barwami białą kartkę, żeby wyglądało ładniej.
Wyglądało, nie było. Pod grubą warstwą kolorów wszystko nadal jest brzydkie i bez wyrazu.
- Idę na spacer - oznajmiłem, gdy miałem już dość drażniącej ciszy. - Wrócę wieczorem.
- Jasne. - Skinęła głową i gdy już miałem zamykać za sobą drzwi, dotarł do mnie jej głos. - Kocham cię.
A to było czy wyglądało? 
- Ja ciebie też.

Chciałem się ukryć. Nie wracać tam na noc ani nawet najbliższe kilka dni, bo było mi zwyczajnie wstyd. Ona nie miała powodów do tego, aby mnie kochać, nie dawałem jej ich. Ciągle uciekałem przed problemami i sprawami, które mnie męczyły, pozostawiając to na jej barkach. Czy tak zachowuje się ktoś, kogo się kocha? Może i ciężko było mi zrozumieć uczucia swoje i innych, ale tego mogłem być pewien - że nie tak działała miłość. Wiedziałem, że robię źle, jednak nie potrafiłem tak zwyczajnie zawrócić. Nie mogłem.
Po prostu nadal szedłem przed siebie, starając zignorować poczucie winy.
Myślałem, że może tam - w lesie - uwolnię się od tego okropnego uczucia, kumulującego się w moim brzuchu, ale po przejściu zaledwie kilku kroków miałem ochotę stamtąd uciec, i to jak najszybciej.
Śledził mnie. Na pewno. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że znalazł się w tym samym miejscu o tym samym czasie, co ja? Tym bardziej, że wtedy tak bardzo na mnie naciskał. Nie, nie, nie. Teraz miałem już pewność, że był tajniakiem i chciał mnie zwyczajnie ściągnąć.
Dopiero to zmotywowało mnie, żeby szybko odwrócić się na pięcie i zacząć stamtąd wiać. Niestety kilka sekund później pożałowałem swojej decyzji, a raczej tego, że zrobiłem to tak gwałtownie, bo o mało co nie straciłem zębów, witając się twarzą z twardym podłożem. Jak tak dalej pójdzie, to trafię na ostry dyżur, bo zapomnę zawiązać sznurówki od buta i przez to wpadnę pod pociąg.
Już to widzę. Jeon Jungkook - człowiek, którego zabiła sznurówka. Piękna śmierć.
Pokręciłem głową z zażenowania swoją osobą i nawet nie zauważyłem, jak obok mnie znalazł się ten czarnowłosy krasnal, po którego minie mogłem wywnioskować, że nie bardzo wiedział, co w tej sytuacji zrobić.
Ja wiem, ja wiem!
Dać mi spokój na przykład.
- Nic ci nie jest? - odezwał się wreszcie, a raczej krzyknął, kucając przy mnie. Pewnie, zamiast się do czegoś przydać i podać mi rękę, najlepiej wyłóż się obok.
- Nie, co ty. Czuję się świetnie - burknąłem i wstałem, lekko się chwiejąc. Otrzepałem swoje spodnie z ziemi, ponieważ zostały nią naznaczone, i znów spojrzałem na Jimina. - Właściwie to wracałem już do domu, więc...
- O mój boże, Jungkook, co ci się stało? - przerwał mi i znacząco się zbliżył, dłonią dotykając mojego policzka. Serio, ludzie? Czy ja jestem jakimś eksponatem albo gatunkiem na wyginięciu, że musicie mnie przy każdej możliwej okazji tykać i macać?
- Nie ruszaj - syknąłem i zrobiłem krok w tył. - Nic, co powinno cię interesować.
- Przepraszam... - Cofnął rękę, ale nadal wywiercał we mnie dziurę swoim spojrzeniem. W pewnym momencie poczułem się aż niezręcznie, kiedy tak bezwstydnie wgapiał się w moją twarz. - Wczoraj tego nie miałeś, więc pomyślałem, że coś się stało. Znaczy, na pewno się stało, ale... To chyba normalna ludzka reakcja, prawda?
- Ludzka reakcja? - prychnąłem. - Nie wiem, dlaczego miałoby cię to interesować. Teraz każdy widzi tylko czubek swojego własnego nosa i zwraca uwagę na innych jedynie, kiedy na co do nich jakiś interes.
- Smutne, że tak twierdzisz. Może po prostu jeszcze nie trafiłeś na tych ludzi, na których powinieneś.
- „Jeszcze”? Wątpię, abym kiedykolwiek trafił. Każdy w jakimś stopniu jest egoistą.
- A ja? Mnie nie znasz - zaśmiał się, choć tak naprawdę nie było w tej rozmowie nic zabawnego.
- Znam na tyle, aby stwierdzić, że mnie irytujesz.
Jimin westchnął ciężko, jakby nie miał najmniejszej ochoty na prowadzenie tej rozmowy. To dobrze, bo ja też nie, chociaż nadal byłem zaskoczony tym, że jeszcze ode mnie nie uciekł.
- Skoro już tu jesteśmy, nie chciałbyś przejść się na spacer? - zapytał, niepewnie na mnie spoglądając.
- Nie.
- Dlaczego? - brnął dalej. - Wczoraj upierałeś się, że już więcej się nie zobaczymy, a tymczasem trafiliśmy na siebie kilkanaście godzin później.
- Pewnie mnie szpiegowałeś, żeby wiedzieć, kiedy wychodzę z domu - fuknąłem zdenerwowany. Nawet, jeśli to było nierealne, to i tak wiedziałem swoje.
- Och, no pewnie, że tak. To się nazywa przeznaczenie, Jungkook.
- Coś takiego nie istnieje.
- A jak cię spytam czemu, to znowu odpowiesz mi „bo nie”, mam rację? - Uniósł jedną brew i się zaśmiał.
Wkurzało mnie to wszystko. Jego drwiąca postawa i podejście, jakby to wszystko było grą, a nie życiem.
To, że znowu miał rację, chociaż tak bardzo chciałem, żeby było inaczej.
Fakt, że zacząłem mu się poddawać.
- Musisz nauczyć się wierzyć - powiedział.
- Wierzyć w co?
- W magię.

☆ ★ ☆

Nie poszedłem z nim na żaden spacer, nie dałem się też zaciągnąć w żadne inne miejsce, niż tam, gdzie się spotkaliśmy.
Nawet do domu.
Sam się sobie dziwiłem, że nie uciekłem, tylko wolałem z nim zostać. Wtedy nie zwracałem szczególnej uwagi na mijający czas i tak wyszło, że spędziliśmy kilka godzin na rozmowie o niczym konkretnym. I, szczerze? Nie żałuję niczego. Nigdy nie miałem osoby, z którą mógłbym pomówić choćby o tej cholernej pogodzie czy książkach, więc to wszystko było dla mnie czymś... Nowym. I do tego dnia byłem pewien, że jestem w stanie świetnie poradzić sobie sam. Samodzielnie idąc przez życie, samodzielnie załatwiając różne sprawy, samodzielnie i s t n i e j ą c. A w jego towarzystwie czułem się jak ktoś ważny i istotny. Wreszcie odniosłem wrażenie, że się liczę, ale gdy tylko wróciłem do domu, znów miałem ochotę umrzeć.
Dotarło też do mnie, że jestem słaby i zrozumiałem, że życie jest zbyt ciężkim brzemieniem, abym samemu stawiać mu czoła.
I to wcale mi się nie spodobało, bo wychodzi na to, że jestem uzależniony od innych ludzi. Wolałem żyć w słodkiej nieświadomości faktu, że nikt oprócz mnie nie ma żadnego wpływu na to, kim jestem. Że ta cała bezuczuciowość wzięła się z mojego wnętrza, nie od kogoś.
W towarzystwie Jimina się denerwowałem.
Później zacząłem się śmiać.
Po powrocie do domu przepłakałem kilka godzin.
Dlaczego osoby znajdujące się dookoła miały na mnie tak duży wpływ? Czy to to, co ludzie nazywali „byciem człowiekiem”, a nie bezdusznym potworem, który wypiera się wszystkich emocji?
Po dziewiętnastu latach życia zaczynałem to rozumieć.

Wczorajszego popołudnia złapał nas deszcz. Na początku się nie przejąłem, w końcu tylko lekko kropiło, a w takie gorące dni to jak błogosławieństwo. Problem pojawił się w momencie, gdy delikatna mgiełka przerodziła się w szaloną burzę i oboje musieliśmy uciekać do domu.
Mimo to w biegu zdążyłem się zapytać.
Tak, będę tutaj jutro.”
Ja też byłem już w drodze. Powietrze zdecydowanie ochłodziło się po ulewie i nie mogłem pozwolić sobie na krótki rękaw tak jak wczoraj. Wszędzie zrobiło się mokro i ślisko, więc musiałem też uważać, żeby przypadkiem nie zostawić swoich zębów na chodniku.
Jimin już na mnie czekał. Wyglądał inaczej, niż poprzednie dwa razy, gdy go widziałem. Był bledszy, miał worki pod oczami i nie tryskał taką energią, jak zazwyczaj, a mnie się to nie spodobało. Miałem nadzieję, że nie przeszła na niego moja niechęć do życia.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, całkowicie pomijając zbędne powitanie. - Marnie wyglądasz.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie, jednak to nie był szczery uśmiech. A nawet jeśli, znacznie osłabł i miałem wrażenie, że jest tutaj za karę.
- Ty też dzisiaj olśniewasz, Jungkook - mruknął. W jego głosie zagościła lekka chrypka i brzmiał trochę jak kaczka. - Tak, jest okej.
- Przecież widzę, że wyglądasz jak trup.
- Lekkie przeziębienie, czyli nic, na co warto byłoby zwrócić uwagę. Nie przez takie rzeczy się przechodziło - oznajmił i machnął ręką, widocznie chcąc zakończyć temat. - To nieważne. Chciałem cię gdzieś dzisiaj zaprowadzić.
Bez zbędnego gadania pociągnął mnie za rękaw bluzy i ruszyliśmy w nieznanym mi dotychczas kierunku. Jeszcze nigdy nie byłem w tamtej części lasu i zacząłem zastanawiać się, czy może faktycznie nie chce mnie porwać, ale zdecydowałem się zaryzykować. W końcu i tak nie miałem nic do stracenia.
Trochę zmartwił mnie stan Jimina, aczkolwiek wolałem się nie odzywać. Nie znaliśmy się długo i nie wiedziałem też, ile ta znajomość może potrwać, więc nie widziałem potrzeby, aby jakkolwiek poruszać temat uczuć ani tym bardziej tego, że w jakiś sposób je we mnie z powrotem tchnął. W końcu każdego dnia mógł zniknąć, po prostu nie przyjść i zostawić mnie samego. Ludzie mają w naturze porzucanie rzeczy, które już im się znudziły.
Po dziesięciu minutach milczenia przeplatanego docinkami z mojej strony dotarliśmy pod stary, niewielki domek na drzewie, za którym rozpościerała się ogromna łąka. Nie wyglądał on zbyt stabilnie, zwłaszcza po deszczu, a patrząc na drewno odnosiłem wrażenie, że jest spróchniałe i pod nieco większym ciężarem (na przykład mojego ciała) wszystko runie na ziemię. Wysokość też nie była mała, bo znajdował się dobre kilka metrów nad ziemią. W każdym razie na tyle dużo, aby połamać sobie nogi przy ewentualnym spadaniu.
Za to ta łączka zdecydowanie mnie urzekła. Bez jakiegokolwiek śladu obecności człowieka, otoczona przez drzewa, zapełniona szarymi kwiatami. Pierwszy raz takie widziałem i chyba właśnie wtedy stały się moimi ulubionymi. Ponadto nie było dziś słońca i chyba to najbardziej mnie ujęło, bo dzięki temu wydawała się być taka... smutna. Nostalgiczna.
Jak miejsce przeznaczone dla upadłych aniołów.
Polubiłem ją.
- Wchodzisz pierwszy czy ja mam wejść?
Niechętnie odciągnąłem wzrok od ładnego widoku i kiedy dotarły do mnie słowa Jimina, spojrzałem na niego jak na idiotę, którym swoją drogą był. Ach, no przecież ten odpadający stopień na drabince tak bardzo zachęca, aby wspiąć się na górę, że aż sobie odpuszczę.
- Wiesz, ja chyba nie chcę - odpowiedziałem, jeszcze raz lustrując całą konstrukcję wzrokiem.
- To w stu procentach bezpieczne. No proszę, z góry jest jeszcze ładniej - zawył i wydymał dolną wargę, jednak ja nadal pozostawałem nieugięty i stałem w miejscu. Park zmrużył oczy i spojrzał na mnie, jakby obrażony. - Nie to nie, sam tam wejdę.
Pięć sekund później był już w połowie drogi na górę, a ja błagałem go z dołu, żeby przestał robić z siebie większego głupka, niż jest i do mnie zlazł.
W końcu to on mnie tu zaciągnął i nie wiedziałem, jak samodzielnie wrócić do domu, a jeśli on spadnie, utknę tu i umrę.
- I co? Na pewno nie wejdziesz? - Wychylił głowę z małego okienka i uśmiechnął się zachęcająco.
Głupi dzieciak. Co z tego, że jest starszy? I tak to ja tu jestem tym mądrzejszym.
- Widzisz te nogi? - Wskazałem na swoje dolne kończyny. - Ładne, nie? Też tak myślę. Nie chcę ich stracić.
- Ty się po prostu boisz i tyle! - krzyknął i głośno się roześmiał. - No proszę, kto by się spodziewał.
- Wcale nie.
- Wcale tak. - Wystawił mi język.
- Wcale nie! - Pewnym krokiem stanąłem na drabince i zacząłem się wspinać, jednak z każdym kolejnym stopniem chwiałem się coraz bardziej. O nie, jego głupota mi się udzieliła i teraz zginiemy oboje. - Będziesz mi płacił za rehabilitację.
Po chwili stałem już u góry. Mogłem wreszcie odetchnąć z ulgą, bo najgorsze było za mną, chociaż nie byłem pewien, czy dam sobie radę z zejściem na dół, o ile sprawy nie załatwi mój upadek.
Szybko i skutecznie.
Chłopak przywołał mnie do siebie gestem dłoni, więc skierowałem się w jego stronę, powoli przekonując do stabilności tego domku. Poza tym wewnątrz było o wiele więcej miejsca, niż wydawało się z dołu.
W połowie drogi podłoga przeraźliwie zaskrzypiała i wystraszony jednocześnie nagłym dźwiękiem, jak i faktem, że zaraz całość może się zawalić, odskoczyłem do Jimina, nieświadomie łapiąc się jego koszulki.
Cofam to stabilne. Oj, tak bardzo żałuję.
Chyba mam lęk wysokości.
Ale fakt, z góry widok był o wiele lepszy.
- Całkiem ładnie - przyznałem, siadając na podłodze pod ścianą. - Jak nie umrę, to ci podziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś.
- Ależ ty jesteś łaskawy - prychnął i usadowił się obok.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, a jedyne dźwięki, które do nas dochodziły, to wiatr dający o sobie od czasu do czasu znać i śpiew ptaków. Ten, w porównaniu do dzisiejszego poranka, był idealnie czysty, w żadnym stopniu nie zagłuszany przez samochody i ich głośne silniki.
Odpowiadało mi to. Może faktycznie cisza wcale nie była aż taka zła. Większości kojarzyła się ona z niezręcznością, ale dla mnie była ukojeniem.
- Pogramy w pytania? - Cichy, zachrypnięty głos Jimina przeciął panujący spokój.
Odwróciłem głowę w jego stronę i pokiwałem nią na „tak”.
Jedyne, co zmieniło się w tej relacji, to moje nastawienie, a cała reszta pozostała taka sama. Nadal ani trochę się nie znaliśmy i nasza znajomość zrobiła się jeszcze bardziej szalona, niż była wcześniej. Jeszcze dwa tygodnie temu w życiu nie przyszłoby mi nawet do głowy, że mógłbym prawie każdego dnia uciekać do lasu z nieznajomym. Dziwnie to wszystko brzmi, prawda?
- Mogę zacząć? - zapytał, a ja skinąłem głową. Chłopak usiadł po turecku i wyprostował się, jakby przygotowując do jakiejś ważnej rozmowy. - Czemu tak często narzekasz na życie, Jungkook?
Zamrugałem kilkakrotnie myśląc, że może się przesłyszałem albo to Jimin się przejęzyczył. A jednak z moim słuchem wszystko było w porządku, tak samo jak z jego umiejętnością wypowiadania słów.
- Czyli teraz rozmawiamy o tych mniej fajnych rzeczach, tak? - mruknąłem niezadowolony. - Nie wolałbyś podyskutować o czymś przyjemniejszym? Gwarantuję ci, że to nie jest nic pasjonującego.
- O tym też trzeba mówić. Co to za znajomość, jeśli będzie jedynie miło i wesoło? Wszystko ma swoje dwie strony, nie wolno zapominać o żadnej z nich - powiedział spokojnie, uważnie mi się przypatrując.
I tym właśnie sposobem przyjemna cisza przerodziła się w tę niezręczną, której chciałem uniknąć. Przygryzłem wargę, nie mając pomysłu na to, jak dalej pociągnąć rozmowę.
- Ja naprawdę...
- Wiesz co? - przerwał mi, kiedy już zacząłem mówić. - Jakiś czas temu zauważyłem, że ludzie mają tendencję do skupiania się wyłącznie na jednej rzeczy, całkowicie odrzucając pozostałe. No bo spójrz tylko - kiedy dzieje się coś złego, wtedy myślimy tylko nad tym, w ogóle nie patrząc na pozytywy. Albo gdy przed nami jest jakaś ważna decyzja do podjęcia, zazwyczaj widzimy jedynie minusy. A przecież pozytywów też może być równie dużo. - Czarnowłosy zrobił na chwilę pauzę, zapewne aby sprawdzić moją reakcję. Już dawno nie czułem się tak zakłopotany. Chyba ostatnio w podstawówce, kiedy nauczycielka ochrzaniła mnie przy całej klasie. Miałem wrażenie, że Jimin mówił konkretnie o mnie, choć to pewnie tylko moje osobiste odczucie, ale i tak znów pojawiło się to dziwne i uciążliwe poczucie winy. - Ludzie to masochiści, serio. Ciągle gadają o tym, że cierpią, a nie robią nic, aby to zmienić.
- Ale czasami nie da się nic zrobić - palnąłem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Wszystko jest możliwe. To ludzie czasem są zbyt ograniczeni, aby popatrzeć dalej.
To było dla mnie jak cios w brzuch. Wszystko, o czym mówił, tyczyło się mnie.
Ograniczony dzieciak, nie widzący nic, poza czubkiem swojego nosa.
- I właśnie w tym sęk - ciągnął dalej. - Problem jest jak skała. Raz mniejsza, raz większa, zazwyczaj pojawia się niespodziewanie i blokuje nam drogę, którą przez długi czas podążaliśmy. Czasem da się ją przeskoczyć i potem po prostu iść dalej, ale już mówiłem, że w życiu jest różnie i może być tak duża, że przesłoni nam wszystko. Przyszłość, plany albo całe życie, jest blokadą i przeszkodą, którą ciężko pokonać... Taka osoba nie widzi wtedy nic poza nią i tak naprawdę ta skała staje się jedynym punktem, na jaki zwraca uwagę. Rozumiesz? - Park zrobił sobie przerwę, żeby nabrać powietrza i odpocząć na chwilę od potoku słów, jakim mnie zalał. Zacząłem zastanawiać się, czy nie jest jakimś pieprzonym psychologiem, że mówi do mnie w taki sposób. I chociaż nienawidziłem psychologów, jego słuchałem jak zaczarowany. Nawet, jeśli mówił to wszystko przez przeziębienie i gorączkę, która powodowała, że jego ciało tak przeraźliwie drżało, a on starał się to zamaskować. - Ale rozwiązanie jest zawsze tam, gdzie myślimy, że go nie ma. No cóż, drążąc ciągle jeden i ten sam temat ciężko jest doszukać się czegoś nowego... A wystarczy tylko się rozejrzeć. Oderwać wzrok od tej głupiej skały i obejść ją dookoła, nawet jeśli zajmie to trochę więcej czasu.
I co ja miałem na to odpowiedzieć? Jimin przerósł mnie w każdej możliwej skali, przewyższył moje możliwości i jedyne, co mogłem w tamtym momencie, to siedzenie z rozdziawioną buzią, czekając na jakieś błogosławieństwo albo ratunek. Czułem się jak przygłup, który nie potrafi nawet zareagować ani odpowiedzieć.
- Dobra, wygrałeś. Przegadałeś mnie - wydukałem w końcu, bawiąc się swoimi dłońmi. - Mam zbyt niskie IQ, żeby odpowiedzieć ci jakoś mądrze... Ale ładnie to wszystko ująłeś. Chociaż nie bardzo umiem się do tego zastosować.
- Uczymy się przez całe życie, więc masz jeszcze na to czas - zaśmiał się, ukazując mi przy tym swoje białe zęby. - W takim razie odpowiesz mi wreszcie na moje pytanie?
- Zdążyłem już o nim zapomnieć - przyznałem zgodnie z prawdą. Przez ten monolog całkowicie wyleciało mi z głowy, że głównym celem tej rozmowy było lepsze poznanie siebie nawzajem. - Pytałeś, czemu narzekam na życie, tak?
Kiwnął głową.
- To brzmi naprawdę płytko. No i to nie tak, że na nie narzekam... Po prostu niezbyt je lubię. Satysfakcjonuje cię taka odpowiedź?
- Niezbyt.
- Szkoda. - Westchnąłem, będąc szczerze zawiedziony. - Ciężko mi to wyjaśnić. Nie podoba mi się, w jaki sposób się to wszystko toczy i w jakim zmierza kierunku. Ogólnie jako dziecko żyłem samymi marzeniami i byłem całkowicie oderwany od rzeczywistości. Naprawdę, nigdy byś pewnie tak o mnie nie pomyślał... - Na samo wspomnienie tamtych czasów mimowolnie się uśmiechnąłem. - ...Ale im więcej czasu mijało, tym większy zawód czułem. Pragnąłem wielkich rzeczy, a nie dostawałem nawet tych najdrobniejszych i chyba wtedy dotarło do mnie, że nie warto się o to wszystko starać, skoro i tak jedyne, co po mnie zostanie, to grobowa deska.
- Nie możesz myśleć w ten sposób, Jungkook - stwierdził i podciągnął nogi pod brodę. - To cię do niczego nie doprowadzi.
- No i co z tego? Nie widzę sensu w podejmowaniu jakichkolwiek działań. I tak umrę.
- Jesteś głupi i tyle! - Podniósł nieco głos, przez co delikatnie się wzdrygnąłem, nie spodziewając się gwałtowności z jego strony. Chyba go zdenerwowałem. - I dlatego wolisz przez całe życie chodzić smutny, podczas gdy na wyciągnięcie ręki masz szczęście? Spójrz, ile ludzi na świecie chciałoby być w twojej sytuacji. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma gorzej, a ty tak po prostu odrzucasz od siebie pomocną dłoń. Wstydziłbyś się... - Chłopak wstał z drewnianej podłogi i podszedł do okna. - Wszystko zależy od ciebie, rozumiesz? Nie masz prawa narzekać na swoje życie, skoro nic z nim nie robisz.
- Dlaczego tak mówisz? Nie masz pojęcia o tym, czy faktycznie nie starałem się jakoś tego naprawić... Może po prostu nie wyszło mi zbyt wiele razy i mam już zwyczajnie dość? Jestem tylko człowiekiem, nie jakimś superbohaterem - próbowałem wyratować się z tej sytuacji, jednak ja najlepiej znałem prawdę. Zwyczajnie kłamałem.
- To widać. Będziesz skazany na porażkę z góry, jeśli kiedykolwiek się poddasz. Wolisz tkwić w tym punkcie bez wyjścia cały czas, będąc pchanym w przód tylko przez wydarzenia, do których nawet się nie przyczynisz? - zapytał już opanowanym tonem głosu. Powoli przetwarzałem każde jego słowo. - Jeśli będziesz płynął pod prąd, owszem, możesz zginąć, ale oddając się nurtowi zginiesz na pewno.
Głupio było mi to przyznać, ale Jimin miał cholernie dużo racji. Generalnie jeszcze niezbyt przywykłem do rozmów z ludźmi i sprawiały mi one sporo trudności, jak choćby to, że znów nie umiałem mu odpowiedzieć, a tak bardzo chciałem to zrobić.
- Mówiłeś, że mam jeszcze dużo czasu na zrozumienie takich rzeczy - zacząłem i podniosłem się z podłogi, aby do niego podejść. - To dla mnie trudne, wiesz? Tak samo jak to, że... O rany, przepraszam, okej? Nie chciałem cię zdenerwować.
- Tu już nie chodzi o to, że mnie zdenerwowałeś. - Podparł się łokciem o parapet i przekręcił głowę w moją stronę. - Nie lubię słuchać takiego gadania, bo to zwykła wymówka. Po prostu zacznij działać, Jungkook.
- Pomożesz mi w tym? - Te słowa wyszły ze mnie tak niespodziewanie, że aż musiałem zakryc usta dłonią, bo nie dowierzałem, że naprawdę powiedziałem coś tak żenującego. Miałem się wstrzymać z pokazywaniem uczuć, ale coś niezbyt mi szło.
Jimin zaśmiał się wesoło i energicznie pokiwał głową. O nie, chyba faktycznie nie powinienem tego mówić... A co, jak się chłopak za bardzo zaangażuje? To wszystko wcale nie jest takie łatwe.
Ja nie jestem łatwy. Ludzie mają mnie dość, więc dla niego to wszystko może być niezłym wyzwaniem.
- Nieważne - jęknąłem, gdy ten wpatrywał się we mnie zbyt długo. - Teraz moja kolej. No, więc powiedz mi szczerze, czemu wtedy do mnie podszedłeś? Każdy inny zwyczajnie by mnie ominął.
- Po pierwsze, czy ja ci wyglądam jak „każdy”? - Uniósł jedną brew, wyglądając przez to bardziej komicznie, aniżeli groźnie. - Po drugie, już przecież mówiłem. Byłeś smutny, więc pomyślałem, że przydałoby ci się jakieś pocieszenie. I nie próbuj mi wmawiać, że było inaczej! Widzę różnicę w twoim zachowaniu. Teraz przynajmniej się uśmiechasz. No i na mnie nie krzyczysz...
- Przepraszam - przerwałem mu, robiąc minę zbitego psa. - Żałuję, więc odpuść. No a poza tym miałem prawo być zdenerwowany, w końcu nie codziennie podchodzi do ciebie ktoś całkiem obcy i zachowuje się przy tym w podejrzany sposób.
- W podejrzany? Jestem niewinny, jak mogłeś podejrzewać człowieka z taką twarzą o cokolwiek? - Machnął palcem wskazującym wokół swojej głowy i posłał mi niedowierzające spojrzenie. - Zresztą, narzekałeś niedawno na to, że masz nudne życie. Pamiętasz?
Oczywiście, że tak. Phi.
Pokiwałem głową.
- No właśnie. Warto robić takie niecodzienne rzeczy, żeby to wszystko miało jakiś sens. O wiele milej jest wstawać rano i zastanawiać się, co niezwykłego i ciekawego może przynieść następny dzień, niż od razu wiedzieć, że nie będzie niczym różnił się od poprzednich.
Ach, coś takiego musiało być świetne. Szkoda, że sam nie potrafiłem zdobyć się na taką spontaniczność.
- Robi wrażenie... Zazdroszczę ci tego.
- Wszystko zależy od ciebie, tak jak całe twoje życie. - Westchnął. - Teraz moja kolej. Czemu tak bardzo lubisz czytać?
- Jeśli mam być szczery, to nigdy jakoś szczególnie się nad tym nie zastanawiałem - wyznałem, wbijając wzrok w niebo. - Myślę, że jako dzieciak lubiłem po prostu przenosić się do tego innego świata, a później wyobrażać sobie, że mnie też w przyszłości czeka taka piękna historia. Śmieszne, nie? Teraz przynajmniej wiem, jak jest i nie robię sobie złudnych nadziei. Mimo wszystko czytanie nadal jest dla mnie formą odpoczynku, takim oderwaniem od rzeczywistości. Fajnie czasem zapomnieć o całym otaczającym świecie i skupić się na rzeczach, które nie istnieją.
- Rany, Jungkook... Jak mam ci to wytłumaczyć, abyś zrozumiał? - Pokręcił głową z rezygnacją, a ja naprawdę nie wiedziałem, o czym mówił. Przecież nie powiedziałem nic złego, a cała nasza dzisiejsza rozmowa jakoś do mnie dotarła, więc starałem się go nie denerwować.
- Chyba nie rozumiem...
- Właśnie o to chodzi. - Uśmiechnął się smutno, jednak widziałem, że nie zamierzał się jeszcze poddać. - Ale o tym nie zapominaj, dobra? O mnie i o naszym dzisiejszym spotkaniu. Będzie mi przykro, jeśli zapomnisz.
Zabrzmiało tak... dziwnie. Jakby chciał się pożegnać. Miałem nadzieję, że to tylko mylne wrażenie i się jeszcze spotkamy, bo polubiłem go i teraz nie bałem się tego przyznać. Po naszej wymianie zdań, a raczej jego słowach, czułem się lepiej. Przeżywałem coś w rodzaju wewnętrznego odrodzenia i naprawdę zapragnąłem zacząć wszystko od nowa i pójść pod prąd.
Zaryzykować.
- Nie zapomnę, Jimin.
Chłopak uśmiechnął się po raz kolejny, a ja widząc to poczułem, jak ściska mnie w gardle. Sam nie wiedziałem, dlaczego zareagowałem w taki sposób, może przez to, że moje słowa wywołały u kogoś tak piękny uśmiech. Ślady przeziębienia na chwilę zniknęły i na jego twarzy znów zawitał ten cudowny wyraz, jak za pierwszym razem, gdy go zobaczyłem.
Zaraz jednak Jimin o mało co nie wypadł przez okno domku, gdy zobaczył biegające po polu sarenki. I cała ta romantyczna atmosfera zniknęła jak za machnięciem różdżki.
Dzięki, stary.
Patrzyłem na niego i jedyne, co widziałem, to dzieciaka uwięzionego w ciele nastolatka. Miał powiększone źrenice i rumieńce na policzkach, poza tym cały aż trząsł się z emocji. Zachowywał się, jakby nigdy wcześniej nie widział na oczy sarny i teraz to ja wybuchnąłem śmiechem, nie mogąc się już powstrzymać.
- No co? - zapytał z pretensją, ale niezbyt przejął się moim zachowaniem. - Widzisz, jakie one są śliczne? O, a tam jest jelonek! Jungkookie, widzisz?
Wzdrygnąłem się delikatnie, podążając za rozbieganym wzrokiem chłopaka. Już nawet nie przeszkadzało mi to zdrobnienie, jakiego używał. Z jego ust wszystko brzmiało lepiej i ładniej i jestem pewien, że gdyby czegoś bardzo chciał, mógłby to na mnie wykorzystać.
- Czemu jesteś takim dzieciakiem? - rzuciłem, przystając obok niego.
Stykaliśmy się ramionami, oboje patrząc na łąkę, przez którą przebiegało niewielkie stadko czterokopytnych stworzeń.
Nawet przez materiał bluzy czułem, jak jego ciało drży.
- Świat dorosłych to ciągły stres i zmartwienia. Jeżeli tak ma wyglądać moja codzienność, wolę pozostać dzieciakiem i cieszyć się nawet z tych najgłupszych rzeczy. To o wiele przyjemniejsze, niż ciągłe frustracje i rozczarowania, nie sądzisz?
- Może masz rację - westchnąłem i napotykając się na jego pretensjonalny wzrok, zaśmiałem się cicho. - Dobra, na pewno masz rację.
- No ja myślę.
Ten chłopak był niemożliwy. Do teraz nie mam pojęcia, jak udało mu się mnie oswoić.
- Hej, Jimin... - mruknąłem w pewnym momencie, spoglądając mu w oczy.
- Hm?
- Wracajmy już do domu. - Pociągnąłem go za rękaw bluzy, dając do zrozumienia, że naprawdę chciałbym już stamtąd iść. - Będę miał wyrzuty sumienia, jeśli rozchorujesz się jeszcze bardziej.
- To urocze, wiesz? - zachichotał i mnie wyminął, kierując się w stronę drabinki.
Nawet skrzypienie tej głupiej podłogi miałem już gdzieś. Moje policzki przybrały czerwonego koloru i dziękowałem mu w duchu, że poszedł przodem i ich nie zauważył.
- Jimin... - powtórzyłem, kiedy chłopak był w połowie drogi. Spojrzał na mnie z dołu i uśmiechnął się lekko.
- Słucham?
- Dziękuję.
☆ ★ ☆

Po jakim czasie można było stwierdzić, że się kogoś kocha?
Miesiąc, rok?
A zresztą, czy to miało jakiekolwiek znaczenie?
Liczby zawsze wszystko komplikowały. Wiecznie robiono problemy o wiek, kilometry albo czas, a mnie nieustannie zastanawiało, co do tego wszystkiego miały te głupie cyferki. Miłość to nie działanie matematyczne, bo już i tak sama w sobie była wystarczająco skomplikowana.
To uczucie jest siłą, którą nie każdy potrafił dobrze wykorzystać. Jak wstęga, która łączy ze sobą dwie zagubione dusze, pomagając im odnaleźć do siebie drogę.
Szkoda, że ludzie podchodzili do niej w tak płytki sposób.
Ja chciałem nauczyć się korzystać z tej siły.

Wakacje powoli dobiegały końca.
Tego dnia byłem sam. W domu od rana panowała przerażająca cisza i strach było gdziekolwiek się ruszyć, żeby nie zostać przez nią pochłoniętym. Minęły zaledwie trzy tygodnie, a ja czułem w sobie drastyczną zmianę. Kiedyś samotność mnie cieszyła, a teraz była drażniąca. Pragnąłem czyjejś obecności obok siebie, potrzebowałem rozmowy i chciałem słuchać tego, co mówią do mnie inni.
Wewnątrz siebie też nosiłem dziwną pustkę. Obudziłem się z obcym uczuciem ciężkości w klatce piersiowej i w pewnym momencie stało się tak uciążliwe, że próbowałem się go pozbyć, jednak wszystkie próby szły na nic. Jakby podczas snu ktoś ją otworzył i wsadził tam kilka kamieni, chcąc doprowadzić mnie do szaleństwa. Już wiedziałem, że tego nienawidzę. Wszystko wydawało się być niepewne i miałem wrażenie, że zaraz coś się stanie, zrobię jeden krok i niebo runie mi na głowę.
Nie sądziłem jednak, że tam też będę sam.
Zawsze czekał na mnie w tym samym miejscu o tej samej porze, ale pomyślałem, że coś mu wypadło i się spóźni. Przecież miał do tego prawo.
Czekałem pół godziny i nadal go nie było.
Po dwóch godzinach postanowiłem sobie odpuścić.
Zostawiłem piękną łąkę za sobą i ruszyłem do miejsca, w którym spotkaliśmy się pierwszy raz. Tam usiadłem na gałęzi pochylonej nad strumykiem i z delikatnym uśmiechem rozejrzałem się dookoła.
Otępienie, bezludzie, osamotnienie. Na dodatek deszcz męczył to miejsce od kilku godzin. Albo to niebo płakało.
Czyżby nadszedł moment, w którym Jimin stwierdził, że bawi się mną już zbyt długo i postanowił mnie tak po prostu zostawić? Przecież sam się przed tym przestrzegałem, więc nie powinienem mieć pretensji.
Bo mu zaufałem.
Ale nie mogłem myśleć w ten sposób. To byłoby nie fair wobec niego, prawda? Przecież obiecałem, że się nie poddam i dam radę wszystkim problemom, które staną mi na drodze. Gdybym go zawiódł, zawiódłbym również siebie.
To wszystko było zabawne. Czas gnał nieubłaganie przed siebie, tak samo uczucia i nawet ja nie byłem w stanie nadążyć za tym wszystkim.
Kiedyś nie chciałem w tamtym miejscu nikogo.
Teraz pragnąłem mieć obok siebie jedynie Jimina.
I wtedy już wiedziałem, że znalazłem swój zaginiony fragment.

☆ ★ ☆

Następnego dnia postanowiłem tam wrócić. Nie darowałbym sobie, gdyby Jimin czekając na mnie stał samotnie przez kilka godzin, podczas gdy ja siedziałbym w domu i tak o nim myśląc. Teraz to było nasze miejsce i to nie zmieniłoby się nawet, gdyby faktycznie chciał mnie zostawić.
Na szczęście miałem rację. Siedział w domku ze spuszczoną głową i roztrzepanymi włosami opadającymi mu na twarz, przez co nie byłem w stanie jej dokładnie zobaczyć. Na znajomy dźwięk skrzypnięcia podłogi chłopak uniósł delikatnie kąciki ust, wstając z drewnianego podłoża.
Znów miałem przed oczami ten okropny widok. Uśmiech, pod którym starał się ukryć smutek, cierpienie i wszystkie te negatywne emocje, jakie siedziały głębiej.
Podszedłem bliżej i spojrzałem w jego oczy, błyszczące od napływających łez. Chciałem je powstrzymać i sprawić, żeby zniknęły już na zawsze, jednak słysząc jego następne słowa, sam miałem ochotę zacząć krzyczeć.
- Mój brat wczoraj umarł, Jungkook.
Mogłem sobie wyobrazić, jak jego świat wali mu się na głowę, nie pozostawiając nic, co można by później uratować. To była jedna z tych przeszkód, które ciężko było ominąć i przeskoczyć.
- Więc dlaczego tu przyszedłeś? - zapytałem.
- Bo wiedziałem, że ty też tu będziesz.
To ja powinienem otworzyć dla niego ramiona i pozwolić mu wyrzucić wszystkie uczucia na zewnątrz, tymczasem sam zacząłem płakać jak dziecko, wtulając się przy tym w jego szyję. Chciałem pokazać mu, że też może na mnie liczyć i że razem jesteśmy w stanie poradzić sobie nawet z tym, ale jedyne, co potrafiłem, to żałośnie szlochać.
Jimin ponownie usiadł na podłodze, tym razem sadzając mnie sobie na kolanach. Próbował jakoś doprowadzić mnie do porządku, szepcząc na ucho uspokajające słowa i delikatnie bujając, jak kilkuletnie dziecko. I chociaż to okropne uczucie ciążące mi na klatce piersiowej zniknęło, czułem się fatalnie, bo obarczałem go jeszcze większą ilością problemów.
- Przepraszam, Jiminnie - załkałem, zaciskając dłonie na czarnej koszulce chłopaka. - Tak strasznie cię przepraszam.
Bałem się spojrzeć w jego oczy, bo byłem niemal pewien, że ma mnie już dość. W końcu wyglądało na to, że jestem tylko dzieciakiem, którego trzeba było niańczyć na każdym kroku, a on niefortunnie na mnie trafił.
- Już dobrze, Jungkookie. Cieszę się, że ze mną teraz jesteś - powiedział i objął mnie rękoma w pasie, przyciągając bliżej do siebie. Czułem jego ciepły oddech na karku, przez co mimowolnie drżałem jeszcze bardziej.
- Czemu ja teraz tu siedzę? - zapytałem, opierając się czołem o jego ramię. - Czemu nie ktoś inny?
- Los dał ci szansę, a ty postanowiłeś ją wykorzystać.
Już dawno nie słyszałem tyle pewności w jego głosie. 
Nabrałem dużo powietrza do płuc, aby później powoli je wypuścić. Chciałem się uspokoić, bo sam denerwowałem siebie swoim nieznośnym zachowaniem.
- Ja też cieszę się, że tu teraz z tobą jestem - przyznałem, sekundę później czując jego ciepłe wargi na czubku swojej głowy. - Jimin... - szepnąłem, patrząc mu w oczy. Zauważyłem wtedy, że jego policzki również lśniły od łez, więc starłem je rękawem swojej bluzy.
Chłopak przymknął oczy, zapewne próbując zatamować kolejne łzy, które napierały na niego od wewnątrz.
Westchnąłem cicho i znów wtuliłem się w jego tors, czując, jak dłonie czarnowłosego zaciskając się na moich plecach.
- Czy moglibyśmy sobie pomilczeć?
Nie odpowiedziałem mu. Zamiast tego do moich uszu dotarł cichy szloch, doprowadzający moje skołatane serce do szaleństwa.
Ułożyłem dłoń na jego włosach, zaczynając delikatnie gładzić je ręką. Pragnąłem, żeby poczuł to, co wcześniej sam mi dał. Chciałem zwrócić mu wiarę, jaką we mnie obudził.
Spędziliśmy w ten sposób resztę dnia. Na wspólnym wyznawaniu sobie uczuć poprzez drobne gesty, nie odzywając się do siebie ani słowem. Na wtulaniu się w swoje ciała, szlochając przy tym bezgłośnie.
Na pokazywaniu sobie nawzajem, że nam zależy. I nie potrzebowaliśmy do tego żadnych słów.
Cisza jest potrzebna po to, żeby zrozumieć. Kiedy mówimy, powtarzamy tylko to co już wiemy. Niektóre sprawy wymagają czasu. Niektórych rzeczy nie da się ubrać w słowa. Tak po prostu. Istnieją, bez żadnej konkretnej definicji.
Tak jak my.
Istnieliśmy razem, ale nie osobno.

☆ ★ ☆

- Wychodzę z Jiminem.
Kobieta spojrzała na mnie ze szczerym uśmiechem i podeszła, aby się przytulić.
- Cieszę się, że wreszcie jesteś szczęśliwy - powiedziała.
- Wiem, mamo. Ja też.

☆ ★ ☆

- Nie wierzę w to, że minęło już tak dużo czasu.
Siedzieliśmy na łące. Jimin opierał się o drzewo, a ja o jego klatkę piersiową, będąc związany przez dłonie czarnowłosego w pasie. Nie miałem zamiaru ruszać się stamtąd przez najbliższe kilka godzin. Już od dawna nie czułem się tak bezpiecznie i dobrze, jak wtedy.
Rozejrzałem się dookoła i uśmiechnąłem pod nosem. Wszystko wyglądało tak samo, jak rok temu, tylko tym razem słońce wyszło zza chmur i pięknie oświetlało wszystko z góry, a zwłaszcza szare kwiaty, które mieniły się w jego blasku.
- Jak myślisz, co to było? - Głos Parka wyrwał mnie z zamyślenia, przywracając z powrotem do naszego świata.
- Ale co? Nasze spotkanie?
Czarnowłosy przytaknął.
- Nie wiem. Cud?
- Błąd. - Jimin spojrzał w niebo i splótł nasze dłonie ze sobą. - Cud jest wtedy, gdy dzieje się coś niemożliwego. A to było możliwe i właśnie dlatego się wydarzyło.
Już wtedy rozumiałem.
Rozumiałem tą całą nienormalność i wyjątkowość naszego istnienia. Wydarzenia z książek i filmów mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, wystarczy tylko uwierzyć i trochę je wspomóc. Nasze życie to nasza powieść, którą piszemy samodzielnie i to od nas zależy, jak się potoczy.
A Jimin był moją własną bajkową historią.
Moim zaginionym elementem.


15 komentarzy:

  1. A więc... Wow. Tak, w tym momencie mam ubogie słownictwo. Zamurowało mnie, okej? Pominę fakt że popłakałam się na samym początku, bo to wiesz. Dalej było tylko gorzej. (W sensie z moim płaczem. Samo opowiadanie było genialne) Nie wiem czy taki był twój zamiar, ale czytając co od razu skojarzyły mi się nasze rozmowy. (Nie bij za złą interpretację) Mówiłam że to był genialne? Chyba tak. Poza tym, chyba nie mogłam dostać lepszego prezentu. Kocham cię, a twoje opowiadania to moja nowa miłość. (Znaczy nie taka nowa, bo pół roku... To jednak sporo, co?)
    Nie chcę żebyś się zawiodła tym komentarzem ;-;
    Pierwszy raz coś komentuję, ale naprawdę się staram. W tym krótkim tekście zawarłam swoje wszelkie odczucia, okej? A więc w skrócie... To jest nadzwyczajnej w świecie świetne i wzruszające. Życzę Ci weny Misiu. Powodzenia~
    Wiesz kto xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało~ Naprawdę mi ulżyło. W ostatnich dniach jedyne, co robiłam to pisałam i już myślałam, że się nie wyrobię. ><
      Kocham i dziękuję! ♥

      Usuń
  2. To było piękne, cudowne i nie potrafię w tej chwili znaleźć innych słów, by określić, jak bardzo mi się podobało >.<
    Przeczytałam to dosłownie przed chwilą na wattpadzie, ale wolałam skomentować tutaj, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza
    Zdradź mi swój sekret, jak to robisz, że piszesz takie niesamowite, długie one shoty z tak świetnymi przemyśleniami bohaterów
    Zazdroszczę umiejętności, liczę że kiedyś poprawię się i napiszę coś co będzie miało taki piękny wydźwięk i zmusi do myślenia, jak twoje opowiadania ^^
    W pewnym momencie zwątpiłam, czy dobrze się zakończy, ale na szczęście nie chciałaś łamać mojego serduszka (które ostatnio kocha Jikooka)
    Życzę weny i więcej czasu byś mogła napisać jeszcze więcej tak cudownych one shotów <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, sama wolę dostawać komentarze na blogu niż wattpadzie, także jest dobrze. ><
      Bardzo dziękuję za piękne i motywujące słowa, to dla mnie wiele znaczy! ♥

      Usuń
  3. BOŻEEEEEEEEEEE, kobieto, ja przez ciebie prawie zawału dzisiaj dostałam, wiesz?! Będziesz mi płacić za szpital. .-.
    Siedzę sobie spokojnie u babci, włączam wi-fi, wchodzę na fejsa i patrzę, że mi się na głównej wyświetla twój post z blogiem i pod spodem taki oto komentarz, że powracasz z nowym shotem. Już załączył mi się tryb hiperwentylacji, ale okej, wchodzę w ten link i patrzę, że to Jikook. No to wiesz, krzyk, pisk, płacz. Wyrzuciłam aż telefon z ręki i oczywiście otrzymałam w odpowiedzi zażenowany wzrok rodziców, którzy chyba stwierdzili, że nie warto się do mnie publicznie przyznawać, eh. :| No ale mniejsza. Ogólnie miałam ochotę się popłakać, bo wiedziałam, że będę mogła to dopiero przeczytać późnym wieczorem, jak już wrócę od babci, a ja NAPRAWDĘ nie jestem cierpliwą osobą, zwłaszcza jeśli wiem, że w końcu wstawiłaś nowego shota, który aż krzyczy w moją stronę i błaga o przeczytanie. ;; A że dzisiaj było to głupie święto, to oczywiście moi rodzice musieli się gościć od samego rana do samego wieczora (zerwali mnie z łóżka o 6, rozumiesz? TOŻ TO JESZCZE NOC!), a naprawdę nie chciałam tego czytać będąc tam, bo był jeszcze mój brat i przygłupi kuzyni, którzy darli ryja na cały dom grając w jakąś grę i nie mogłabym poświęcić temu maksimum uwagi. Rozumiesz, prawda? ;; No dobra, z bolącym sercem wytrzymałam te kilka godzin, choć było cholernie ciężko, wiesz? WIESZ?! UGH!!! Jak już dojechałam do domu, to pierwsze co włączyłam komputerek i zaczęłam czytać ten piękny twór, który wyszedł spod twoich palców. ;-; Ogólnie to jestem teraz mega emo i pewnie taki też będzie mój komentarz, ale dotknęłaś tym wszystkich moich słabych punktów, więc to twoja wina. :<
    Boże, jak zwykle zdążyłam już rozpisać się na temat, który nijak się ma do tego shota. Przepraszaaaam. :< Ale lubisz moje długie i chaotyczne komentarze, prawda? Bo ja tak tęskniłam za komentowaniem twoich prac, że omaiga! *^*
    Dobra, dobra, już przechodzę do komentowania, bo nim się obejrzę i znów wyjdzie mi 40 stron w Wordzie, he he, śmieszne, wiem. X’D

    Boże, tak szczerze, to ja nawet nie wiem od czego mam zacząć. Wciąż się trzęsę od płaczu i choć minęła już prawie godzina, od kiedy to przeczytałam, to wciąż czuję się jak emocjonalny wrak, serio. Przede mną piętrzy się pokaźna górka zasmarkanych chusteczek. Weź, bo jeśli dalej tak pójdzie to będę musiała robić roczne zapasy, a ja biedny człowiek jestem. ._.
    Ostatnio bardzo często płaczę i nie mam pojęcia, czym jest to spowodowane. Chyba stałam się jeszcze bardziej wrażliwa, niż kiedyś, a to serio trudne do uwierzenia, bo od zawsze byłam straszną beksą. W każdym razie ten shot wyzwolił we mnie potoki łez, których nie byłam w stanie powstrzymać jeszcze długo długo po przeczytaniu. I to nie dlatego, że ta historia była smutna. To dlatego, że ta historia była tak uderzająco prawdziwa i niosąca tak cholernie ważne, przynajmniej dla mnie, przesłanie, że automatycznie uderzyło to w mój czuły punkt. Czy mogę już bić ci brawa i pokłony? Chyba tak. To było niesamowite, niezwykłe, magiczne. Piękne, po prostu piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynając od początku- mówiłam ci już, że uwielbiam twoje opisy, prawda? Muszę to powtórzyć jeszcze raz. Nie wiem, jak ty to robisz, ale kiedy opisy innych są nużące i mam ochotę czytać same dialogi, u ciebie każde słowo wydaje się być tak precyzyjnie wyważone i idealnie dobrane, że to przechodzi ludzie pojęcie. Te metafory, porównania… Ten fragment z początku, kiedy opisywałaś podejście Jungkooka do książek i jego wyobrażenie o tej idealnej rzeczywistości, którą kreowały książki… Poryczałam się już wtedy, bo miałam wrażenie, jakby to wszystko dotyczyło mnie. Jako mol książkowy również marzyłam o tym, by moje ulubione historie znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości i abym sama pewnego dnia stała się jedną z moich ulubionych bohaterek. To jest z jednej strony magiczne, bo można oderwać się od tej nudnej codzienności. Jednak z drugiej strony sprawia, że przestajemy zwracać uwagę na rzeczywistość, w której jednak żyjemy i zostajemy uwięzieni przez ten wyidealizowany świat, nie próbując przenieść tego do realnego świata o własnych siłach, tylko marząc, że po prostu kiedyś to się przytrafi samoistnie. Pięknie to wszystko ujęłaś, naprawdę. Wciąż jestem pełna podziwu. To, że mogłam utożsamić się z Jungkookiem sprawiło, że jeszcze bardziej wzięłam całe te opowiadanie do serca. Dziękuję ci za to, bo dzięki twoim opowiadaniom zawsze sobie coś uświadamiam, a to dla mnie najważniejsze, gdy coś czytam.
      „A prawda była zbyt banalna na sposób, w jaki myślałem, bo mierzyłem wyżej. Na tyle wysoko, żeby upadek był bolesny i pozostawił po sobie ślad.” -> Bożeee, jak ja kocham twoje opisy, naprawdę. Nie przestanę tego powtarzać, bo musisz to zapamiętać. To. Jest. Niezwykłe. Zazdroszczę ci tej umiejętności tak pięknego łączenia słów, teraz mam wrażenie, że piszę jak totalne beztalencie. Załamka. Wiesz, opisy to dla mnie ¾ opowiadania, taka najważniejsza część. Jeśli nie są dobrze napisane, to nie wiadomo jak dobra by była fabuła, zawsze będę na nie. U ciebie te cholerne opisy są chyba najpiękniejsze, jakie dane mi było przeczytać. Nie myśl nawet, że piszę tak, bo ze sobą piszemy, NIENIENIENIE! Ja zawsze mówię co myślę, rozumiesz? No ja myślę. Jeny, jeszcze trochę i będę musiała założyć zeszyt tylko na cytaty z twoich shotów, bo zbiera się ich niebezpiecznie dużo. ;;

      Zrobiło mi się tak strasznie przykro, kiedy czytałam o tej sytuacji rodzinnej Jungkooka. Jestem wrażliwa na takie problemy rodzinne i zawsze mnie to w jakiś sposób dotyka. Rodzina powinna być źródłem ciepła i wsparcia i to naprawdę okropne, że Jungkook musiał zmagać się ze swoim ojcem, który traktował w tak okropny sposób swoich najbliższych. Chociaż Jungkook uciekał od tych problemów i czuł wyrzuty sumienia, bo zostawiał z tym wszystkim mamę, zapewne sama zachowałabym się podobnie. Ciężko jest sobie poradzić z takimi problemami, zwłaszcza w tak młodym wieku. Mimo wszystko byłam dumna z Jungkooka, kiedy w pewnym momencie zdecydował się stawić czoła swojemu ojcu. Choć płakałam czytając o konsekwencjach, które poniósł, czułam prawdziwą dumę, że był w stanie mu się przeciwstawić.

      Usuń
    2. Po raz kolejny w twoim shocie Jiminie objawia mi się jako piękny anioł, który został zesłany na ziemię, by nieść pomoc Jungkookowi. Jego postać w tym shocie jest niesamowita, naprawdę. Już od samego początku Jiminie był tak strasznie uroczy, kiedy zdecydował się zagadać do Jungkooka i pomimo jego widocznej niechęci do kontynuowania tej znajomości, nie zraził się i trwał cierpliwie u jego boku. Widać, że dla Jimina Jungkook i jego szczęście grały nadrzędną rolę. Nawet wtedy, kiedy sam źle się czuł, albo chociażby wtedy, gdy jego brat zmarł, nie zawiódł Jungkooka w żaden możliwy sposób i zjawił się martwiąc się wpierw o to, że Jungkook może poczuć się zraniony jego nieobecnością. Właśnie przez takie malutkie sytuacje można zauważyć, jak dużo Jungkook znaczył dla Jimina. Aż mi się łezka kręci w oku, jak o tym myślę. Poza tym bardzo dotknął mnie sposób myślenia Jimina. Jego podejście do życia, do codzienności i fakt, że z całych sił starał się przekazać to wszystko Jungkookowi i wyeliminować jego niechęć do życia. To właśnie kolejna rzecz, którą wzięłam do siebie. Również, tak jak Jungkooka, przytłacza mnie czasem ta szara codzienność i również mam ochotę się poddać, ale dzięki takim osobom jak Jimin, które potrafią zamienić nawet najciemniejszą czerń w najjaśniejsze światło… staje się to niemożliwe. Ten shot uświadomił mi, że wszyscy powinniśmy posiadać w życiu taką osobę jak Jimin. Takiego człowieka, który będzie potrafił dostrzec najbardziej nikłe światełko nawet w najciemniejszym tunelu. Marzę o tym, by taki Jimin pojawił się w moim życiu. Rozważam opcję, by chodzić do lasu i czytać tam książki tak jak Kookie. Może pewnego dnia i mnie zaczepi taki Jimin, który z początku będzie mnie irytował swoim wścibstwem, aż w końcu sprawi, że stanę się zupełnie innym człowiekiem? Lepszym kimś? Oj, chciałabym. ;;
      „Problem jest jak skała. Raz mniejsza, raz większa, zazwyczaj pojawia się niespodziewanie i blokuje nam drogę, którą przez długi czas podążaliśmy”. -> Wybacz, muszę znów to napisać. Kocham twoje porównania, są prześwietne. Jestem w oficjalnym fanklubie twoich opisów. OFICJALNY FANCLUB OPISÓW MALFFU. Zapisuję się, okej?
      „O wiele milej jest wstawać rano i zastanawiać się, co niezwykłego i ciekawego może przynieść następny dzień, niż od razu wiedzieć, że nie będzie niczym różnił się od poprzednich.” -> Marzę o tym, bym pewnego dnia sama była w stanie tak myśleć. Znów zamieniłam się przez ciebie w płaczącą kulkę. Mimo wszystko jestem ci tak strasznie wdzięczna za pisanie tak pięknych i refleksyjnych rzeczy, nie masz pojęcia. To już nawet nie jest zwykły shot, to coś więcej, zdecydowanie.
      Podczas jednej z tych rozmów Jimina i Jungkooka tak bardzo utożsamiłam się z Kookiem, że w pewnym momencie miałam wrażenie, jakby Jimin mówił wprost do mnie i to było niesamowite. Jeszcze żaden shot nie sprawił, że mogłabym tak bardzo utożsamić się z głównym bohaterem, naprawdę. Wciąż jestem w szoku i to chyba właśnie weszło na sam szczyt moich ulubionych fanficków. Nawet nie masz pojęcia, jak silne uczucia to we mnie wywołało. Nie da się tego opisać żadnymi słowami.
      „Czyżby nadszedł moment, w którym Jimin stwierdził, że bawi się mną już zbyt długo i postanowił mnie tak po prostu zostawić? Przecież sam się przed tym przestrzegałem, więc nie powinienem mieć pretensji.” -> Kurczę, to tak cholernie prawdziwe. Też zawsze mam wrażenie, że ludzie znudzą się znajomością ze mną i po prostu odejdą, podczas gdy ja zdążę się przywiązać. Przeraża mnie to. .-.

      Usuń
    3. Jeśli chodzi o uczucie między Jiminem i Jungkookiem to jestem wręcz zachwycona sposobem, w jaki to przedstawiłaś. Wszystko jest takie subtelne i delikatne, że nadaje to takiego realnego wyrazu. Nic nie dzieje się szybko, nic nie jest wymuszone, a ich przywiązanie, zaufanie oraz uczucie pojawiają się stopniowo, w miarę upływu czasu. Jungkook dopiero uczył się, jak zaufać człowiekowi i wpuścić go do swojego życia. Uwielbiam tę końcową scenę, kiedy siedzą razem i Jimin mówi, że ich spotkanie to nie jest wcale cud, a błąd. Kurczę, to jest takie piękne. Skąd ty masz pomysły na takie cudowne i nietuzinkowe dialogi? Sekret, zdradź mi swój sekret. ;;

      Boże, chciałam napisać tak dużo, ale mam wrażenie, że o połowie rzeczy, o których miałam wspomnieć, zdążyłam już zapomnieć. ;; Przepraszam, to dlatego, że jestem emocjonalnie rozbita i znów zaczęłam płakać. To mnie w jakiś sposób oczyszcza, nie wiem. Mimo wszystko dziękuję ci tak strasznie za to, że mogłam coś takiego poczuć po przeczytaniu twojej pracy. Zadziwiasz mnie z każdym kolejnym shotem. Zadziwiasz mnie swoimi umiejętnościami i sposobem, w jaki przelewasz w to wszystkie swoje myśli i odczucia. Chciałabym pewnego dnia również posiąść taką umiejętność. Mam nadzieję, że mi się uda, będę się uczyć tego od ciebie, czytając kolejne twoje świetne prace.
      Jeszcze raz chcę ci podziękować za to, że ten shot sprawił, iż po raz kolejny uświadomiłam sobie wiele cennych rzeczy. Tylko dzięki twoim shotom mam okazję do głębszych refleksji. To już nie jest zwykłe czytanie dla rozrywki. Twoje słowa są dla mnie niczym życiowe lekcje i to jest niesamowite. Ty jesteś niesamowita. Podziwiam cię, naprawdę. Nie możesz nigdy przestać pisać, rozumiesz? Potrzebuję twoich shotów do życia. Nie żartuję.
      I jak ja mam teraz pisać? Miałam dzisiaj kontynuować moje opowiadanie, ale chyba nie będę w stanie, bo ciężko mi sklecić jakieś sensowne zdania, sama widzisz. Ten cały komentarz będzie chaotycznym zlepkiem moich myśli i odczuć, ale musisz mi to wybaczyć.
      Idę jeszcze raz przeczytać tego shota. I jeszcze raz. I jeszcze raz, aż skończą mi się łzy. ._.
      Kocham tego shota. Kocham twój styl pisania. Kocham to, co tworzysz i jak to tworzysz. I kocham ciebie. Poczuj moją miłość. ;; ♥
      Czekam oczywiście z niecierpliwością na kolejne cudowne prace i na kolejny rozdział Fun Boysów. Daj mi się w końcu pośmiać, co? :< XD
      Jest już późno, więc dobranoc i miłych snów! ♥♥
      I jeszcze raz: ten shot to perfekcja. ;;
      Musiałam.
      Serio, to wszystko jest genialne.
      Kocham to całym sercem, lovelovelove!!

      Usuń
    4. Tak teoretycznie to odpisałam Ci już na fb, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zrobić także tego tutaj. *^* Musisz mi to wybaczyć.
      Jesteś najlepsza na świecie, serio!! Nic nie poprawia mi humoru tak jak Twoje komentarze (dlatego też dumnie wiszą sobie na mojej ścianie, hehe). Jesteś tak cholernie motywującą osobą, aa, niejednokrotnie to już mówiłam, ale po prostu przez Ciebie rozpłakałam się w miejscu publicznym i teraz to ja jestem taką emocjonalną kulką. ><
      A spróbuj tylko jeszcze raz zwątpić w swoje umiejętności, to obiecuję, że w niedalekiej przyszłości ja i moje glany Cię nawiedzimy! Możesz zacząć się bać, serio. Grgr, ja Ci dam. ._.
      Dooobra, chyba nie powinnam się zbytnio rozpisywać. Muszę się wziąć za kolejne one shoty, hehe. *znowu się nie wyrobię, pomocy*
      Dziękuję jeszcze raz!! Już nie mogę się doczekać, żeby też pisać Ci takie komentarze, naprawdę. Jestem Twoją fanką nr 1, pamiętaj!
      Tyle miłości, ojeju. *-* Ja Ciebie też kocham. ♥
      Lovelovelove!

      Usuń
  4. Wzruszyłam się. Autentycznie się wzruszyłam. Pisząc ten komentarz nadal mam łzy w oczach. O kolejna łza spłynęła mi po policzku. To opowiadanie było po prostu piękne. Cudowne. Dawno już na niczym tak nie płakałam *bierze chusteczkę*. Jestem człowiekiem, który łatwo się wzrusza. To prawda.
    Chciałabym powiedzieć, że Cię podziwiam. Masz ogromny talent, pokochałam Twój styl pisania najszczerszą miłością czytelnika. Uwielbiam takie głęboki przemyślenia, które zmuszają do refleksji. A może ja też powinnam zmienić coś w swoim życiu? A może jest ono szare monotonne, nudne?
    Dziękuję. Dziękuję za to, że mogłam to przeczytać. Dziękuję, że piszesz. Rób to dalej i nie przestawaj.
    Podziwiam Cię naprawdę.
    Pozdrawiam i życzę weny, aby powstało więcej takich cudownych tworów,
    Wierna Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, dziękuję za takie ciepłe słowa! Nic mnie tak nie motywuje, jak komentarze czytelników, naprawdę. Aż mi się płakać zachciało... Cieszę się, że mogłam wywołać w kimś takie emocje i że dzięki temu skłoniłam kogokolwiek do głębszych rozmyślań.
      Jeszcze raz dziękuję za motywację i za samą obecność, to wiele dla mnie znaczy~ ❤

      Usuń
  5. ...
    ...
    ...
    Nie bardzo wiem co napisać.
    Generalnie może 3, 4, góra 5 ficków jakie w swoim osiemnastoletnim życiu przeczytałam wywołało u mnie jakieś poruszenie. Kuźwa. Czytam 'lost piece' drugi raz (pisałam ci o moim problemie braku czytania ze zrozumieniem -_-), ale nawet znając tekst, wciąż trzyma moje ciężkie serduszko. To chyba mój numer jeden opowiadań na wylanie łez ;_;
    Okay, może się nie popłakałam, bo generalnie nie pamiętam czasów, kiedy jakakolwiek łza spłynęła po moim policzku (ciężko żyć bez wrażliwości. Ja pierniczę... To jest męczące), ale autentycznie mną coś ruszyło. Nosz...
    Generalnie staram się unikać tekstów, gdzie jest zbyt dużo przemyśleń. Jest to dla mnie po prostu nużące i nudne. Ale u ciebie jest zupełnie odwrotnie. Nie ma czegoś takiego jak "zbyt dużo". Jest ich mnóstwo, ale w twoich opowiadaniach jest to wręcz wskazane! Piszesz tak dobrze, że aż mi jest smutno ;__;
    Cały tekst chłonę jak gąbka, a kiedy emocje ze mnie zejdą jak wyciśnięta woda, zostaję sucha jak Spongebob wyciągnięty z oceanu ;____;
    Boże, jaki ze mnie pusty człowiek jest xD To przez ciebie się teraz nienawidzę! xD
    Nie no, żartuję.
    Ale trochę wprowadziłaś mnie w poważne zastanowienie się nad tym, czy nie zastałam się w miejscu.
    Potrzebuję filozofa Dżeminka (ej, podłapałam od ciebie to xD To takie śmieszne pseudonim jest xD), który po prostu by ze mną był *_* Ej serio, siedzę sama w domu przez dobre kilka lat. Dajcie mi takiego Jimina >.< Albo lepiej moją nadzieję i anioła J-Hope'a ♥
    Tekst mi się baaaardzo podobał. Ich wszystkie uczucia rozwijały się tak... swobodnie (?) lekko (?) powoli (?) Nie wiem, czy wiesz o co mi chodzi... W każdym razie uznaj to za dobre słowa.
    No-no-no nie wiem co jeszcze mogę ci napisać.
    Piękne.
    Tymczasem przesyłam duuużo weny i uścisków ♥
    Przeczytałabym dzisiaj coś jeszcze, ale lepiej pójdę spać i wrócę później. Już prawie 6, a ja o 7 muszę być na nogach. Geniusz ze mnie. Ale co tam! Dzień jeszcze młody!
    No więc ten tego... Wysyłam ponownie wenę i uściski i ogromniaste podziękowanie za twoją twórczość ♥
    Trzymaj się i widzimy się na twoich dalszych perełkach ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, mam nadzieję, że mimo wszystko dałaś radę wstać na rozpoczęcie. ;-;
      Bardzo się cieszę, że ten fick wstąpił u Ciebie na tak wysokie miejsce, to dla mnie zaszczyt. (*´・v・) Twoje komentarze to złoto, dziękuję za wszystkie milutkie słowa! ♥

      Usuń
  6. Poleciłaś mi również i ten one-shot, więc postanowiłam go przeczytać.
    Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieję, ale wręcz ciągnie mnie do Jikooka, co u mnie nigdy dotąd się nie zdarzało. Ludzie mówią, że najlepsze polskie, kpopowe ff są właśnie z tą dwójką. I, kurczę, mają rację! Zdobyłaś mnie już samym początkiem.
    Postać Jimina jest niesamowicie pozytywna, podoba mi się, że Jungkook porównuje go do ognia, który sprawił, że młodszy iskrzy. A później do części, której mu brakowało.
    Twoje porównania są cudne! Szczególnie to do kolorowanki.
    "- Musisz nauczyć się wierzyć - powiedział.
    - Wierzyć w co?
    - W magię." - niby taka krótka wymiana zdań, ale ma w sobie... to coś? Chyba najdokładniej nazwać to magią.
    Twój styl pisarski jest prosty, lecz przepełniony bogatym słownictwem. Daje to równowagę (nie jest ani za prosto, ani za ciężko).
    To jest naprawdę śliczne, masz naprawdę wielki talent ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, to naprawdę świetna wiadomość, że ciągnie Cię ostatnio do Jikooka, bo u mnie akurat o tej dwójce jest całkiem sporo. ;; Hm, osobiście uważam, że w polskim uniwersum kpopowych fanfiction jest niewiele dobrych Jikooków, nad czym ubolewam, ale skoro jakoś przekonałam cię do tego pairingu, to bardzo mi miło!
      Twoje słowa wywołują na moim pyszczku przeogromny uśmiech, to wszystko jest takie miłe, awh. Ogromnie się cieszę, że mnie odwiedziłaś i pozostawiłaś po sobie kilka słów, dziękuję!! ♥

      Usuń